Rozdział 12- Cisza przed burzą

 Wiara w nadnaturalne pochodzenie zła jest zbyteczna.
Ludzie sami umieją się zdobyć na każdą niegodziwość.


Myśliwiec z cichym szumem silników oddalał się od drogi, na której odbyła się akcja uwolnienia jeńców z rąk wampirzych szturmowców.

Carl, gdy tylko zobaczył swojego ukochanego, wprowadzonego na statek przez chłopców, odrzucił maskę twardego partyzanta i płacząc, rzucił mu się na szyję. Pocałunkom i uściskom nie było końca, mężczyźni klęczeli na środku kabiny, obejmując się i witając wylewnie. Eryk patrzył urzeczony na rozpłakanych, obejmujących się kochanków. Ale przed oczami miał obraz Petera, jego ciemnych, szarych oczu i pełnych ust.

Wyrwał się z zamyślenia, czując na sobie wzrok Tima. Wiedział, co musi czuć mały, ale nie umiał powiedzieć nic, co mogłoby go pocieszyć. Smallflower spuścił oczy i również milczał.

Lot trwał krótko, James posadził statek przed magazynem i kiedy obaj krewniacy, blondyni otworzyli wrota, wprowadził pojazd do jego wnętrza. Zaczęli wypakowywać broń i inne części uzbrojenia, po czym przykryli statek plandeką. Eryk stwierdził, że sprzętu jest tak dużo, iż nie dadzą rady przenieść go sami do kryjówki. Przez komunikator powiadomił Petera o ich powrocie i udanej akcji odbicia jeńca. Poprosił również o transport, ufając, że szatyn jest w stanie w ekspresowym tempie zorganizować jakieś cztery kółka. I nie mylił się, w ciągu dziesięciu minut przed bramą dał się słyszeć odgłos silnika i opon na betonowym podjeździe. Tim z Erykiem wyszli przed wrota i widok pojazdu odjął im mowę. Nie wiadomo jak i skąd, Peterowi udało się wytrzasnąć bankową pancerkę do przewozu pieniędzy, jednak nie był to van, lecz kombi. Na dachu jak i w przedniej atrapie pojazdu znajdowały się stroboskopowe światła sygnalizacyjne, którymi Dennissen błysnął na powitanie. Wysiadł z auta, szczerząc się do przyjaciół.

-Jak wam się podoba nasze nowe cacko? Kuloodporne szyby i blachy, opony odporne na przestrzelenie lub przebicie, napęd na obie osie i dwieście kucyków pod maską!-

-Nieźle.- pochwalił go Eryk, podchodząc do samochodu i pieszczotliwie dotykając czarnego lakieru auta oraz symbolu czterech nachodzących na siebie okręgów na jego atrapie.

-Może skończycie się podniecać samochodem i zapakujemy broń?- przerwał im Tim, niosąc całe naręcze karabinów i baterii. Ledwie je utrzymywał, więc Peter otworzył tylną klapę auta i pomógł mu umieścić je w bagażniku. Wrócili po kolejną porcję broni i po kolei układali poszczególne sztuki w bagażniku, starając się zmieścić jak najwięcej. Na szczęście przestrzeń bagażowa w aucie była duża, więc z powodzeniem zapakowali w niej wszystko, co otrzymali od Carla.

Wysoki blondyn podszedł do chłopców.

-Słuchajcie.- zapytał. -Pozwolicie nam zostać dziś w nocy w waszej kryjówce?-

-Głupie pytania zadajesz, wujku.- oburzył się Eryk. -Nasza kryjówka jest do waszej dyspozycji. Wsiadać do auta i ruszamy, jestem głodny.-

Cała grupa zaśmiała się, również wyrażając chęć zjedzenia czegoś. Zapakowali się do samochodu a Peter, jak to miał w zwyczaju, ruszył z miejsca, dymiąc z palących się na betonie gum.





*************************************************************************





-Mmm.- westchnął Peter, wylizując resztki sosu z talerza. -Jesteś mistrzem kuchni, Sammy. Ryż był wspaniały a mięso takie miękkie, brak mi słów.-

-Dzięki.- zawstydził się Lee. -Nauczyłem się tego od mojej nieżyjącej babci, kiedy mieszkałem u niej. Miała restaurację w Hongkongu.-

-Całe szczęście, zdążyła cię nauczyć co nieco.- powiedział Carl, rozkoszując się delikatnymi kawałkami kurczaka w pikantnym sosie z ryżem.

Do kuchni wszedł doktor Tomasz i poprawił zsuwające się okulary. Usiadł przy stole i natychmiast otrzymał porcję jedzenia od Sama.

-Jaki zapach...- powiedział cicho, nagle przypomniał sobie, po co przyszedł. -Carl, twój przyjaciel jest cały i zdrowy. Ma lekkie obtarcia i siniaki, ale jego stan ogólny oceniam na dobry. Jest trochę zagłodzony, ale przy takiej kuchni szybko dojdzie do siebie...-

Przerwał i rzucił się na pachnące danie, nie mogąc się powstrzymać. Zaraz po tym dołączył do chłopców czarnowłosy kochanek Carla. Lee zaprosił go do stołu i nałożył porcję potrawy. Również rzucił się na jedzenie, co w jego wypadku było zrozumiałe. Każdy wiedział, że wampiry nie za bardzo przejmują się karmieniem swoich jeńców, którzy sami kończyli zwykle jako ich posiłek.

Wuj Carl, zwany przez swojego ukochanego Karolem, nie mógł oderwać od niego wzroku. Patrzył z uwielbieniem w oczach na jedzącego, młodego mężczyznę.

Po skończonym posiłku wszyscy poczuli się zmęczeni. Peter ziewał jak smok, oczy Eryka też się trochę kleiły.

-Chyba trzeba iść spać, nie sądzicie?- zapytał Tim, który też odczuwał zmęczenie po wypełnionym akcją dniu.

-Jestem za.- potwierdził Peter. -A w ogóle nie przeciw.-

Wszyscy wstali od stołu, podczas kiedy Sam zbierał talerze i wrzucał je do zlewu. Nosił się z zamiarem umycia ich, ale machnął ręką, odkładając to na następny dzień.

Tim odstąpił pokój Carlowi i jego czarnowłosemu i razem z Lee, Jamesem i doktorem postanowili zdrzemnąć się w salonie. Eryk z Peterem rozłożyli sobie koce w kuchni na podłodze.

Po kolei każdy z nich szedł pod prysznic a następnie kładł się spać. Na samym końcu został Vinderen, który wciąż miał we włosach resztki ziemi i mchu, którymi zamaskował się przed akcją na drodze. Wyszedł spod prysznica i cicho przemknął się do kuchni, nie chcąc obudzić Jamesa i małego. Doktor chrapał jak zepsuty odkurzacz, więc nim się nie przejmował.

Cichutko położył się obok Dennissena i okrył się kocem. Peter nie spał, patrzył w sufit z rękoma pod głową.

-Eryk...- szepnął cicho. Blondyn przysunął się bliżej i położył rękę na nagim torsie przyjaciela.

-Innym razem, Peter.- powiedział cicho, sądząc, że Peterowi chodzi o małe pieszczoty. -Trochę nas tu dzisiaj za dużo.-

-N-nie... nie o to chodzi.- Peter zaśmiał się. -Chciałem tylko zapytać...-

-Co takiego?-

-Czy twój wujek i ten jego... Paweł... czy oni...-

-Tak ,Peter.- szepnął Eryk, głaszcząc skórę przyjaciela. -Są tacy jak my.-

-Trudno w to uwierzyć. To genetyczne, czy jak?-

-Możliwe, nie zastanawiałem się nad tym.-

-Ale.. to chyba nie jest coś złego?- głos Petera zadrżał.

-Nie może być.- szepnął Eryk i pocałował go w szyję. -Wujek to dobry człowiek, skoro on nie uważa tego za nic złego, to to nie może być złe.-

Przerwały im odgłosy, dochodzące zza ściany, z pokoju zajmowanego przez wuja i jego chłopaka. Tymi odgłosami były dość wyraźne jęki i postękiwania.

Dennissen zaśmiał się cicho i pokręcił głową.

-I jak tu ma człowiek nad sobą panować.-

-Cóż, nadrabiają stracony czas, nie widzieli się długo.- skwitował blondyn, starając się utrzymać obojętny ton głosu. Peter westchnął smętnie:

-Pozostaje nam tylko odwrócić się do siebie tyłkami i próbować zasnąć.-

-Chyba tak.- powiedział Vinderen i pocałował go w czoło. -Dobranoc, Peter.-

-Dobranoc.- odpowiedział szatyn, oddał pocałunek i odwrócił się plecami do przyjaciela.

Eryk zrobił to samo.

Przez prawie godzinę próbował zasnąć, ale odgłosy dobiegający zza ściany przybrały na sile. Najwyraźniej Carl i jego ukochany postanowili odrobić całe trzy miesiące rozłąki w jedną noc.

Jak tu wytrzymać, pomyślał. Poczuł rosnące podniecenie i równie szybko rosnącą erekcję w bokserkach.

-A, raz kozie śmierć...- szepnął nerwowo i odwrócił się do pleców Petera. -Peter...-

Nie otrzymał odpowiedzi, więc przywarł do szatyna i położył dłoń na jego płaskim brzuchu. Czuł, jak jego sterczący penis ociera się o pośladki Dennissena. Przesunął rękę w dół brzucha Petera, wsuwając ją pod bokserki. Ze zdziwieniem stwierdził, że on też jest w pełnej gotowości.

Podniósł głowę i powiedział cicho do ucha przyjaciela:

-Wiem, że nie śpisz, nie udawaj.-

-Nic się przed tobą nie ukryje..- westchnął szatyn i odwrócił głowę w stronę Eryka, aby złożyć namiętny pocałunek na jego ustach.


Vinderen już całkiem otwarcie wsunął dłoń głębiej i objął jego twardego penisa.

-Mmm, to cię zdradziło.- szepnął, ściągając napletek z żołędzi jego członka i głaszcząc ją delikatnie dwoma palcami. Peter westchnął z podniecenia i pozwolił przyjacielowi pieścić swoją męskość.

Druga dłoń blondyna powędrowała na pośladki kochanka, zsuwając z nich zbędne już bokserki. Zdjął również swoje i przylgnął swoim nabrzmiałym członkiem do jego napiętych pośladków.

-Tak...- jęknął Peter i rozluźnił mięśnie. Zachęcił przyjaciela, rozkosznie wypinając tyłeczek.


Eryk wsunął członka między jego pośladki i zaczął pocierać nim o dziurkę chłopca. Wszedł w niego powoli, delikatnie, nie chcąc sprawić mu bólu.

Jednak trochę zabolało, o czym świadczyło zaciśnięcie pośladków.

Peter zagryzł wargę, wytrzymując chwilowy dyskomfort i powoli rozluźnił się. Ręka przyjaciela, która pieściła jego penisa pomagała mu w tym, sprawiając mu ogromną rozkosz.

Uniósł jedną nogę, ułatwiając blondynowi dostęp do swojej ukrytej dziurki. Jego czuły kochanek delikatnie wszedł nieco głębiej, nie przerywając masażu jego członka oraz jąder.

Tym razem bolało mniej, po chwili zrobiło się przyjemnie. Peter rozkoszował się wypełniającym go twardym, pulsującym penisem Eryka, który całował go po szyi, nie przestając dawać mu rozkosz ręką.

Fala przyjemnego ciepła rozlała się po ciele szatyna, jego ciało zaczęło drżeć a mięśnie napinać się rytmicznie. Czuł, że jest coraz bliżej szczytu rozkoszy, ale pragnął więcej i więcej, a jego ukochany Eryk dawał mu tyle, ile tylko chciał.

Jęknął głośno, kiedy poczuł, że orgazm kumuluje się w dolnych partiach jego brzucha. Przy jednym, mocniejszym pchnięciu bioder Vinderena napiął mięśnie a jego członek wystrzelił lepką, kleistą ciecz, plamiąc koc i dłoń przyjaciela.

Eryk również zadrżał, co niewątpliwie świadczyło o tym, że też dochodzi. Szatyn włożył rękę między swoje uda i dosięgnął wchodzącego w niego członka przyjaciela. Zaczął głaskać jego spód i jądra.

Blondyn drżał coraz silniej, więc Peter postanowił działać na swój sposób.

Szybko zsunął się z twardej męskości blondyna, zmienił pozycję i ustami zaczął obejmować jego pulsującą, nabrzmiałą żołądź. Ścisnął mocno członka Eryka i masturbował go, trzymając w ustach. Patrzył na jego twarz, widoczną w świetle księżyca. Wyrażała niewypowiedzianą rozkosz.

Blondyn napiął się, jego plecy wygięły się w łuk a Peter poczuł w ustach smak jego spermy. Ssał mocno jego męskość, spijając ciepłe nasienie do ostatniej kropli. Jednak nie połknął ani grama. Podniósł się i zbliżył twarz do błyszczącej w księżycowej poświacie twarzy Eryka. Spojrzał w jego piękne, błękitne tęczówki, ich wargi złączyły się. Peter wsączył trzymaną w ustach spermę do ust blondyna.

Ich języki zaczęły się ocierać wewnątrz ust, część białego płynu spłynęła po ich policzkach. Eryk objął szczupłe ciało Dennissena, tuląc go do siebie.

Z ociąganiem przerwali pocałunek, odsuwając głowy od siebie. W świetle księżycowego blasku wyraźnie było widać wilgotną niteczkę spermy, łączącą ich wargi.

-Kocham cię.- wyszeptał zmęczony Peter, patrząc w oczy Eryka.

Blondyn wytarł mokry ślad nasienia z ust kochanka i odpowiedział:

-Ja ciebie też kocham. Ponad własne życie.-

Dennissen wplótł palce w jasne włosy Eryka i ponownie złączył swoje usta z jego ustami.

Nie widzieli ciemnej, wysokiej i smukłej postaci za oknem, obserwującej ich poczynania.

-Ja ciebie też kocham, Eryku.- szepnęła postać, odgarniając z twarzy czarne, długie włosy. Przez chwilę w świetle księżyca dostrzec można było fioletowe, przepełnione smutkiem tęczówki tajemniczego osobnika.





**************************************************************************





-Macie natychmiast znaleźć tych ludzi!- niski mężczyzna w brunatnym mundurze miotał się po ciemnej, podziemnej sali bunkra. -Sześciu naszych, zabitych jak bydło! Przez ludzi!-

Rzucił na biurko lotnicze fotografie, przedstawiające spalony wóz pancerny i cztery zmasakrowane, spalone ciała w czarnych hełmach, leżące na drodze.

Trzech pozostałych mężczyzn stało w kącie pokoju, nie odzywając się. Jeden z nich miał identyczny mundur, jak szalejący przywódca. Pozostali mieli czarne mundury. Pod szyją każdego z nich wisiał czarny, żelazny krzyż.

Jeden z mężczyzn, pulchny, okrągły na twarzy blondyn, zrobił krok w stronę przywódcy.

-Mein Führer...-

- Milcz, Herman.- wycedził niski mężczyzna, patrząc jadowicie na podwładnych. -Bierz kilka oddziałów i załatw to, bo inaczej ja załatwię ciebie.-

Pulchny blondyn wstrzymał oddech z wrażenia i cofnął się. Cała trójka patrzyła na wychudzoną twarz przywódcy.

-Precz!- krzyknął mężczyzna zwany Führerem. -Znajdźcie sprawców tego incydentu i zabijcie! Żadnej litości, żadnego wysysania krwi, kula w łeb na miejscu!-

Twarz przywódcy zmarszczyła się w wściekłym grymasie chorego psychicznie mordercy. Mały, przycięty wąsik pod jego nosem drgał nerwowo.


Pozostała trójka oddała mu honory, unosząc prawe ramię w rzymskim geście pozdrowienia Cezara i opuścili mroczne pomieszczenie.

Mężczyzna usiadł za biurkiem i ponownie spojrzał na fotografie. Rzucił je na blat i wcisnął przycisk interkomu.

-Helga.- powiedział, kiedy usłyszał w głośniku damski głos. -Niech straż przyprowadzi do mnie tego chłopca, złapanego na Alasce. I niech przyniosą raport z przesłuchania. Czuję, że on i ci, którzy zabili naszych ludzi na tej drodze mają ze sobą sporo wspólnego.-

-Tak jest, Mein Führer.- w głośniku zatrzeszczał głos kobiety. Mężczyzna z wąsikiem rozłączył się i zapatrzył w zdjęcia.

Nie lubię marnować jedzenia, pomyślał. Ale kilka sztuk bydła w stadzie to wkalkulowane straty. Na siedem miliardów potencjalnych, żywych zasobników krwi, kilka sztuk nie znaczy nic. Rozstrzelanie publiczne, to zawsze wywierało wrażenie na reszcie. Nawet osiemdziesiąt lat temu, w czasie wojny.

Przegranej wojny, po której musiał uciekać.





****************************************************************************





Poranny chłód wszedł przez otwarte okno do kuchni, budząc chłopców, śpiących na podłodze. Peter obudził się pierwszy, usiadł na kocu i zadrżał, czując chłodny powiew od okna. Podciągnął zsunięte do kostek bokserki i klęknął nad śpiącym jeszcze Erykiem. Okrył go szczelnie kocem i pogłaskał jego miękkie, jasne włosy. Chłopiec mruknął i uśmiechnął się delikatnie, otwierając powieki.

-Umarłem i jestem w niebie...- powiedział cicho. Peter spojrzał na niego, zaskoczony.

-Jak to?-

-Bo widzę anioła.-

-Dziękuję, kochany.- zawstydził się Dennissen i pochylił się do ust blondyna.

 Pocałował go delikatnie i wstał, poprawiając koce otulające przyjaciela. Podszedł do okna i zamknął je.

-Poleż jeszcze, zrobię kawę.-

-Skoro nalegasz...- zamruczał Eryk i przeciągnął się pod kocem.

Szatyn włączył czajnik i rozsypał kawę do kubków. Zza ściany dobiegły ich głosy Carla i jego ukochanego, Pawła. Kochankowie znowu zaczęli igraszki, zaledwie otworzyli oczy.

-Ci chyba nigdy nie mają dość.- zaśmiał się Eryk. Peter machnął w powietrzu trzymaną łyżeczką, śmiejąc się również.

-Wiesz, długo się nie widzieli.-

Vinderen popatrzył na swojego ukochanego, podziwiając jego zgrabną, młodą sylwetkę.

-Mam nadzieję, że nas nic nigdy nie rozdzieli na tak długi czas...- powiedział cicho, patrząc, jak Peter zalewa kawę w kubkach.

-Nie pozwolę na to.- szatyn podszedł z kawą do leżącego i usiał obok na kocu. -Nie przeżyłbym rozstania z tobą.-

Pocałowali się znowu.

Ktoś zapukał i drzwi uchyliły się delikatnie. Do środka wsunęła się czarna czupryna Tima.

-Mogę?- zapytał cicho, nie wchodząc. Eryk kiwnął ręką, zapraszając go do środka. Czarnowłosy usiadł przy blondynie.

-Chcesz kawę?- zapytał Dennissen i kiedy mały kiwnął twierdząco głową, zaparzył jeszcze jeden kubek.

-Jezu, jak tu zimno.- Tim zatrząsł się. -Spaliście przy otwartym oknie?-

Miał na sobie same spodenki gimnastyczne, całe jego ciało pokrywała gęsia skórka.

-W nocy było gorąco, nie zamykaliśmy okna.-

-Tak, tym za ścianą też musiało być gorąco, sądząc po odgłosach, jakie wydawali.- powiedział czarnowłosy i zarumienił się. -Zresztą, jak słychać nadal im mało.-

-N-nie to miałem na myśli.- zająknął się Peter, wiedząc, że Eryk wciąż ma zdjęte bokserki.

-Wiem, wiem.- pokiwał głową mały. -Faktycznie, było gorąco, ale nad ranem padał deszcz.-

-Nic nie słyszeliśmy.- powiedział Eryk, starając się dyskretnie, pod kocem naciągnąć na tyłek zsunięte w nocy bokserki.

-Czemu mnie to nie dziwi.- Tim, mimo wysiłków blondyna i tak domyślił się, co ten robi. -Was też było słychać.-

-Ehm... bardzo?- zaczerwienił się Vinderen, któremu w końcu udało się wciągnąć bokserki na pośladki. Usiadł, odrzucając koc na bok.

-Wystarczająco głośno.- powiedział mały, zerkając dyskretnie na niemal nagie ciało blondyna. Przełknął ślinę, widząc przyschnięte ślady spermy na jego policzku. -Chyba powinniście skoczyć pod prysznic.-

-No.. pójdziemy zaraz...- Eryk znowu się speszył. -Koniecznie pójdziemy.-

Za ścianą zapadła cisza. Peter zachichotał, odstawiając parujący kubek na podłogę.

-Albo padli z wycieńczenia, albo w końcu sen ich zmorzył.-

-Taa... albo właśnie wstali i zaraz przyjdą na kawę.- podsunął Eryk. -Wstajemy, lepiej, żeby nas tak nie zastali.-

Podnieśli się, posprzątali koce z podłogi i zasiedli przy stole.

Eryk nie mylił się, chwilę później drzwi otwarły się i do środka, bez pukania wszedł półnagi Carl ze swoim, również niekompletnie ubranym, lecz owiniętym w białe prześcieradło kochankiem.

-Czuję kofeinę w powietrzu.- wymamrotał półprzytomnie wysoki blondyn. -Zrobi nam ktoś po kubeczku?-

-Jasne.- Peter kiwnął głową i przystąpił do parzenia kawy.

Czarnowłosy Paweł ziewnął i popatrzył przymglonym wzrokiem po siedzących przy stole.

-Nie podziękowałem wam jeszcze za ratunek.- powiedział zmysłowym głosem. -Nie potrafię nawet wyrazić tego słowami. Dziękuję wam, chłopcy. Tylko tyle mogę powiedzieć.-

Eryk spojrzał w jego czarne oczy i uśmiechnął się.

-Nie musisz dziękować, musieliśmy to zrobić. Ja osobiście dla wujka. Tim miał okazję wypróbować snajperkę. Dobry trening nie jest zły.-

Paweł pokręcił głową z niedowierzaniem.

-Ale cała ta akcja... to stało się tak szybko.- czarnowłosy nadal nie wierzył. -Jak to zrobiliście?-

-Byliśmy do tego szkoleni.- wtrącił się Peter, wskazując trzymanym kubkiem na Eryka. -A on jest najlepszy z nas. To nasz dowódca.-

-Niesamowite.- Paweł był pod wrażeniem. -Masz wiele wspólnego ze swoim wujkiem, Eryku.-

-Takie już nasze geny.- zażartował Carl. -Eryk to potomek słynnego na cały świat Eryka Wielkiego, wikinga.-

-Nie przesadzaj, wujku.- chłopiec zawstydził się.

-Jak jeszcze raz powiesz na mnie wujku, a dostaniesz w czoło.- Carl wyszczerzył zęby w uśmiechu i puścił oczko do swojego chłopaka. - To mnie postarza, a nie chcę wyjść na dziada przed moim pięknym.-

-Dobrze, wuj... znaczy Carl.. Karol... jak ja mam na ciebie mówić?!- zapytał Eryk z rozpaczą w głosie.

-Twoja mama zawsze mówiła na mnie Carl.- zaśmiał się wysoki blondyn. -Twierdziła, że moje polskie imię brzmi po duńsku trochę... kobieco. Ale pamiętam, że podobał jej się Paweł.-

Czarnowłosy zawstydził się i odrzucił opadające na oczy włosy.

-Pamiętam to.- powiedział cicho. -Ciebie też pamiętam, Eryku. Byłeś słodkim dzieckiem.-

-Niewiele ze mnie zostało z tego dziecka...- chłopiec posmutniał, wspominając dawne czasy i mamę. -Ale ja też pamiętam to lato, kiedy byliście u nas.-

-Pięknie było.- Carl pokiwał głową. Dokończył kawę i klepnął się w uda. -No, czas wracać do swoich, brakuje im dowódcy.-

-Odwiedzajcie nas czasami.- powiedział Tim. -Póki co nie wybieramy się nigdzie. Możemy wam pomóc w jakiejś akcji, w razie potrzeby.-

-Będę o tym pamiętał.- powiedział mężczyzna z uśmiechem, wstając od stołu. Spojrzał na swojego chłopaka. -Chodź, kociaku. Weźmiemy prysznic, razem.-

-Karol... nie przy wszystkich.- zawstydził się czarnooki Paweł, ale podniósł się i okrył szczelnie prześcieradłem.

Wyszli z kuchni, zostawiając chłopców w doskonałym humorze.





********************************************************************





W mrocznym pokoju bunkra na północnym wybrzeżu Afryki siedziały trzy osoby. Jedną był niski, chudy mężczyzna z przylizaną na bok grzywką i starannie przyciętym wąsikiem. Drugą, otyły blondyn z czerwoną twarzą, a trzecią, szesnastoletni chłopak o straszliwie pokaleczonej i posiniaczonej twarzy. Jego oczy byłe tak opuchnięte, że z ledwością mógł je otworzyć. Był nagi, siedział na stalowym krześle z rękoma przykutymi do oparć. Całe jego ciało pokrywały krwawe blizny po uderzeniach.

Pulchny człowiek w czarnym mundurze potrząsnął trzymanymi w ręku dokumentami, podchodząc bliżej światła.

-Mark O'Shea, lat szesnaście.- przeczytał głośno, rzucając krótkie spojrzenia na drugiego mężczyznę. -Złapany podczas patrolu na Alasce, uciekał z innych chłopakiem w stronę granicy z Kanadą. Nie stawiali oporu, nie byli uzbrojeni. O'Shea podczas przesłuchania stwierdził, że był studentem centrum szkolenia bojowego na Alasce. Nie stwierdziliśmy, że takie centrum tam istnieje.-

-Bo już nie istnieje, grubasie.- warknął chłopak. -Spłonęło dzień wcześniej, zanim mnie złapaliście.-

Mężczyzna wyprostował się i odwrócił się gwałtownie, uderzając chłopca w twarz wierzchem dłoni.

-Jeszcze nie masz dosyć?- syknął przez zaciśnięte zęby. -Moi ludzie tylko czekają, żeby się z tobą zabawić. Trzymaj język za zębami, póki jeszcze je masz.-


Z nosa i ust chłopca pociekła krew, spłynęła mu po brodzie na brzuch a później na rude włosy łonowe.

-Nic wam nie powiem.- powiedział niewyraźnie przez opuchnięte wargi. -Możecie mnie od razu zabić.-

-Zrobimy to, możesz być pewien.- chuda sylwetka z wąsikiem wstała zza biurka i podeszła do chłopaka. -Możesz być też pewien, że powiesz nam wszystko co chcemy wiedzieć. Jak już się przekonałeś, mamy niezawodne sposoby.-

Zza pancernych drzwi pokoju dobiegł ich krzyk torturowanego więźnia.

-Słyszysz?- zapytał mężczyzna z wąsikiem. -To twój kolega, ten Rusek. Czego nie powiesz nam ty, powie on. Tak czy inaczej, dowiemy się wszystkiego, co jest nam potrzebne.-

Rudzielec spuścił głowę, zrezygnowany.

-Co chcecie wiedzieć?- zapytał łamiącym się głosem. Grubas podsunął mu pod nos zdjęcia, przedstawiające martwe ciała żołnierzy wampirów i wysadzoną pancerkę.

-Zaatakowano nasz oddział, stacjonujący w środkowej Europie.- powiedział. -To była bardzo sprawna, zaplanowana akcja, nie jakieś partyzanckie gówno. Może masz jakieś sugestie co do sprawców tego ataku?-

-Wydaje mi się...- chłopiec zająknął się. -Może to któryś z oddziałów specjalnych. Oni są skuteczni w takich akcjach. Nie miałem z nimi do czynienia, ale widziałem filmy z niektórych operacji na terenach Azji. Byli jak duchy, nie wiadomo skąd się pojawiali i tak samo znikali.-

-Gdzie jest ich główna kwatera? Gdzie się szkolą?- zapytał człowiek z wąsikiem.

-Centrum szkolenia było na Alasce, nie kłamałem...- jęknął chłopak. -Sam tam się szkoliłem. Lokalizacji kwatery głównej nie znam, była tajna.-

-Sprawdzimy to centrum na Alasce.- grubas złapał chłopaka za włosy i podniósł jego głowę do światła. -Jeśli mówisz prawdę, umrzesz szybko. W przeciwnym wypadku czekają cię kolejne rozkosze przesłuchań z moimi podwładnymi. Twój kolega, Aleksjejew właśnie ich doświadcza. I sądząc po odgłosach, podobają mu się.-

Z korytarza dobiegał wrzask męczonego jeńca.

O'Shea poddał się.

Nie zniesie więcej tortur.

-Do celi z nim.- rzucił krótko niski człowiek z przylizaną grzywką. -Drugiego też, jego wrzaski działają mi na nerwy.-

-Tak jest, Mein Führer.- powiedział grubas i podszedł do drzwi, by wezwać stojącego za nimi strażnika.

-Wyprowadzić więźnia.- powiedział do żołnierza, który odpiął pokaleczone ręce chłopaka od fotela i podniósł go, nawet nie siląc się na delikatność.

-Wyślij tam eskadrę myśliwców, Herman.- powiedział chudy przywódca, kiedy strażnik wyprowadził chłopca. -Niech powęszą, złapią kilku miejscowych, przesłuchają. W końcu poznamy prawdę.-

-Tak jest, Mein Führer.- grubas podniósł prawe ramię i wyszedł z pokoju.

Führer usiadł przy biurku i wcisnął klawisz interkomu.

-Helga, niech mi przyprowadzą jakiegoś jeńca, najlepiej Żyda. Biegiem, jestem głodny!- warknął do mikrofonu i nie czekając na odpowiedź, rozłączył się.

Świeża krew.

Tego teraz potrzebował.

Zawsze myślało mu się sprawniej, kiedy zaspokoił pragnienie młodą, żydowską krwią.

10 komentarzy:

  1. Ten rozdział jest świetny! Jak ty to robisz, że piszesz coraz lepiej, każdy rozdział jest dla mnie bardzo interesujący i ciekawy...czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Skąd Hitler?!
    Czemu tak ranisz Tima?!
    Obrzucę cię kaki, bo właśnie je spożywam.
    Ale i tak cię lubię. I masz pisać dalej. I lepiej. Podnoś tą poprzeczkę, a nie! Masz przebić Małego Księcia, którego tak ubóstwiam! A jak nie... To zobaczysz... Przyjdę do ciebie... W dzień... Zobaczysz...
    Życzę weny i dobranoc XD
    /Ragnarok

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko, strach się bać ^.- Dlaczego nie w nocy? Tak z zaskoczenia, we śnie? :P Dzięki za komentarz :)

      Usuń
  3. Boskie! Niby nic się nie wydarzyło, a czytałem zzapartym tchem. Dlaczego Hitler?Czekam na więcej. Dominik P.S. Zamiast babka nauczyla SIĘ powinno być CIĘ( tak mi się zdaje) P.S.S. Wybacz marną jakość moich komentarzy, ale poza twoimi opowiadaniami chyba nigdy nie komentowałem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetna notka, niesamowicie to zrobiłeś...i jeszcze ta tajemnicza postać i me in führer no zaskakujesz coraz bardziej, mam nadzieję iż rozwinięta to tak,że nam czytelnikom opadnie szczęki z wrażenia :)

    Z niecierpliwością czekam na next i życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Mrrrr, kolejny wpis!
    No powiem, zaskoczyło mnie, że zrobiłeś z Adolfika wampira :-D gdzieś już chyba natknęlam się na podobną koncepcję, ale cicho tam, dobrze jest :3
    Podoba mi się twój styl w opisywaniu momentów bardzo erotycznych :-D
    Tak mi się przykro zrobiło trochę James'a, bu.

    No i oczywistość na koniec.
    Nie mogę się doczekać dalszego rozwoju akcji ^^

    Szikar

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakkolwiek rzadko zbieram się ażeby cokolwiek skomentować, tak tu mam potrzebę, o.
    I połowa tego komentarza będzie miła, druga troszu mniej, takżeeee, co następuje.
    Po pierwsze, bo lubię się czepiać tego co widzę - szata graficzna - pikseloza w nagłówku, tło też się rozpływa, nie do końca to wszystko zachęcające, ale jednocześnie w sumie nie na tyle odrzucające, żebym wyłączyła bloga zaraz po wejściu, a tak mi się nieraz zdarzało :>
    Teraz tak. Co mi się podoba niesamowicie, to świat przedstawiony - oryginalna idea, wampiry-obcy, wojna, postapokaliptyka - za to seryjnie wielki szacun, bo dobre, wciągające, ciekawe, intrygujące i ogólnie WOW. Plus przemyślane, wszystkie bronie, szkolenia, walki, itepe, itede, zajebiste. Jaram się. Wielbię postapo, podobamisię.
    Dalej lecąc pozytywami, umiarkowanie mało błędów jakichkolwiek. Dobrze jest.
    Ogólnie fabularnie, szkolenia, walki - wciągające.
    I koniec słodzenia (ale imo zasłużonego), teraz wszystko o czym w sumie nie wiem co myśleć.
    Styl pisania. Z jednej strony, naprawdę dopracowane opisy co do świata przedstawionego, zajebiste opisy walk, ogólne WOW, a z drugiej, jak przychodzi do skończenia walk i momentów około-pokojowych, to wydaje się zasadniczo dość słabe.
    Po części wydaje mi się to kwestią bohaterów - przez długi czas wszyscy, dosłownie wszyscy co do jednego wydawali mi się ogólnie bez charakteru, trochę zbyt mało dopracowani tudzież przerysowani - Eryk, genialne dziecko, Peter - jakiś ktoś zapatrzony w genialne dziecko, i tak dalej. Chociaż akurat Tim mnie ujął :D A wampirzy przyjaciel mnie z początku wnerwiał (ale to dobrze, przynajmniej wzbudzał jakieś emocje...), ale aktualnie powoli się do niego przekonuję :D Jednak koniec końców, dałoby się ich wszystkich jeszcze lepiej dokreować, albo przedstawiać tak, ażeby czytelnik miał trochę więcej informacji, opisów, i tak dalej.
    Plus (minus?) - w pewnym momencie zauważyłam (czego cholernie nie lubię) postępujący przejaw powoli postępującej wśród bohaterów ostrej, nieuleczalnej choroby, jaką jest homoseksualizm zakaźny, przechodzący drogą lotną ._.
    Co do samego wątku BL - szczerze, nie podoba mi się. Za płytkie. Za szybkie. Poznali się, a dzień później była wielka miłość itede. Osobiście rzygam tęczą, niestety. (Ale Tima w tym wszystkim lubię, o!) Chociaż przynajmniej opisy relatywnie niezłe, nie bardzo dobre, ale też nie stricte słabe.

    I więcej tu krytyki niż pozytywów mi wyszło ._.
    Przepraszam za to, ale chwalenia akurat trochę już tu w komentarzach masz, to czas na co innego :D
    Ogólnie jest tak, że pomimo wszystkich negatywów, to jak włączyłam sobie dzisiaj na wykładach pierwszy rozdział, to pewnie bym przeczytała jednym ciągiem wszystko, gdyby nie fakt, że w połowie dwunastego rozdziału telefon mi się rozładował ;_;
    A wszystko przez świat przedstawiony. Daj fance postapo/militariów/fantastyki wojnę, wampiry i zniszczony świat w jednym, a weźmie z pocałowaniem ręki :D

    Koniec końców konkluzję mam taką, że gdybym miała ogólne moce sprawcze, to kazałabym ci przestać pisać BL, a zamiast tego stworzyć coś epickiego w klimacie postapo i tak dalej. Bo to akurat wychodzi ci bardzo dobrze, jeszcze nie jest to wybitne, ale kto wie, kiedyś by być mogło :D

    Gil-z-YF

    OdpowiedzUsuń
  7. Trochę tłumacząc się z niedociągnięć i innych braków, nie jestem profesjonalistą, piszę jak umiem i daję z siebie wiele (wiele, nie wszystko, gdyż tego jeszcze nie potrafię). Moja dziwaczna, "lekko" skrzywiona wyobraźnia tworzy obraz takiego świata, co staram się jakoś przelać na ten wirtualny papier Bloggera, a jak to wychodzi, to już inna sprawa. Tak czy inaczej, dziękuję za komentarz, wszelkie uwagi biorę sobie do serca i obiecuję poprawę z każdym nowym rozdziałem.
    Grafiki... są jakie są, znalezione w sieci, więc na ich jakość nie mam wpływu, jak i na swój brak talentu plastycznego. Gdybym takowy posiadał, sam zająłbym się ilustrowaniem bloga.
    Cóż, na koniec powiem, że takie komentarze sprawiają, iż staram się bardziej i bardziej, więc jeszcze raz dziękuję ^.^ Obiecuję, że w następnym rozdziale tak zbalansuję wątki s-f/militarne/postapo z BL, żeby nie przesadzić ani z jednym, ani z drugim, co, jak sądzę, powinno zadowolić tak wymagającą czytelniczkę :) Pozdrawiam.
    Karoru

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    rozdział jest boski, aż zapiera dech w piersiach.... Hitler skąd tu Hitler? Ale to świetny pomysł.... ojj... jak możesz tak ranić Tima? Zastanawia mnie czy Peter podejrzewa jakie uczucia targają Timem...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń