Rozdział 17- Powrót na Alaskę, część 1 (fragmenty)

   Eryk wpadł do szpitalnej sali, niemal przewracając się o ciało Marka O'Shea, leżące na podłodze. Pochylił się nad zwłokami i spojrzał na poszarpaną ranę na szyi chłopaka. Westchnął cicho i zamknął oczy zmarłego, następnie podszedł do łóżka, na którym leżały zwłoki Rosjanina. Ten posiadał ślady po wampirzych kłach nie tylko na szyi.
   Blondyn przełknął głośno ślinę, patrząc na niemal przebitego na wylot, penisa chłopaka.
    Nakrył zwłoki prześcieradłem i odwrócił się w momencie, gdy do sali weszli pozostali.
    -Nie patrzcie- powiedział i wyminął ich w drzwiach, wiedząc, że i tak będą chcieli obejrzeć zwłoki. Spojrzał ze zgrozą na stojącego przed salą Petera, który nie wchodził do środka.
    Chwilę później na korytarz wyszedł James, paląc nerwowo papierosa.
    -Wiem, kto to zrobił- szepnął, patrząc na Vinderena. -Tylko jedna wampirzyca wysysała krew z tego miejsca.
    -Kto to?
    -Lilith- odparł Indianin. -Wyjątkowo krwiożercza suka. 

(***)

    James podskoczył do niej i przycisnął jej szyję do łóżka, patrząc w jej oczy swoimi płonącymi czerwonym ogniem tęczówkami.
    -Bydłem?- syknął. -Tym dla ciebie są? Nie zapominaj, że ja też kiedyś byłem jednym z nich. I nigdy nie zaakceptowałem przemiany w jednego z was.
    Eryk cofnął się, jeszcze nigdy nie widział tak wściekłego Indianina. Jego chuda dłoń zaciskała się na szyi wampirzycy, której twarz zmieniała się, oczy wyszły z orbit, na czole wystąpiła pulsująca żyłka.
    -James...- wykrztusiła z trudem. Sweetwater poluźnił uścisk, ale nie zdejmował dłoni z jej gardła. Lilith odetchnęła z ulgą
    -Mogłeś mnie zabić...- szepnęła. -A przecież się kochaliśmy...
    -Poprawka- przerwał jej Indianin. -To ja kochałem ciebie. Ty tylko się bawiłaś i wykorzystałaś mnie.
    Wampirzyca zamilkła, jej twarz stężała. Nagle wybuchła wściekle, krzycząc:
    -Tak to prawda! Bawiłam się tobą, bo jesteś tylko mieszańcem, wampirem z odzysku! Jesteś bydłem, tak jak oni! Ale jeden z nas, w przypływie dobroci zechciał podzielić się z tobą swą szlachetną krwią i uczynić z ciebie przedstawiciela wyższej rasy!
    Twarz Indianina zmarszczyła się w grymasie wściekłości, jego dłoń uniosła się i zacisnęła w pięść. Ale nie uderzył. Oddychał przez chwilę jak po długim wysiłku, lecz po chwili uspokoił się i opuścił ramię.
    -Twój szlachetny wampir skaził mnie swoją brudną krwią wbrew mojej woli- wycedził, patrząc w oczy Lilith. - I to ja upuściłem z niego tę krew, podrzynając mu gardło.
    Kobieta spojrzała na niego z wyższością i parsknęła.
    -Jesteś żałosny, Sweetwater- powiedziała. -Zabiję cię przy pierwszej okazji.
    James szybkim ruchem wyrwał nóż w pochwy i wbił go w otwarte usta wampirzycy, wyłamując jej kilka zębów i przebijając szyję na wylot. Kobieta zabulgotała, dławiąc się ostrzem i krwią, jej oczy niemal wyskoczyły z orbit.

    Czarnowłosy pochylił się nad nią i zapytał szeptem:
    -Boli?- przekręcił nóż w jej ustach, poszerzając ranę. -Wczuj się w ten ból, bo to dopiero wstęp tego, co czeka cię niedługo.
    Wampirzyca zawyła a po jej policzku spłynęła łza. Nie mogła nic powiedzieć, gdyż w jej ustach tkwiła klinga noża. Zakrztusiła się krwią.

(***)

Podszedł do łóżka, na którym leżał zakryty prześcieradłem Rosjanin. Lekarz odsłonił mu twarz, ale szybko zakrył ją z powrotem. Opadnięta szczęka i wywrócone oczy martwego chłopaka wywarły na nim piorunujące wrażenie. Odwrócił się w stronę Tima i spojrzał na niego zdenerwowanym wzrokiem.
    -Obydwu zabiła tak samo?- zapytał, patrząc w czarne oczy Smallflowera. Mały pokręcił głową i podszedł do zwłok Aleksjejewa. Odkrył dolną część jego ciała, ukazując rozpięte spodnie i zakrwawionego penisa chłopaka.
    Tomasz spojrzał ze zgrozą na wyraźnie widoczne na nim ślady kłów i z wrażenia jeszcze głośniej przełknął ślinę.
    -Jebana suka...- wycedził przez zęby po polsku. -Ugryzła go w kutasa.
   -Co mówisz?- zapytał Tim, który nie znał języka. Doktorek machnął ręką, nie zamierzając tłumaczyć swoich słów.
    -Potrzebuję więcej kawy- powiedział wymijająco.

(***)

 Nagle cofnął szybko dłoń, patrząc na siedzącego na niej owada.
    Mucha poruszyła skrzydełkami i już miała odlecieć, lecz pułkownik Metter zdzielił ją zeszytem raportowym, który podniósł ze stołu.

     -Auu!- zawył Carl, chwytając się za palce. -W muchę, nie w paluchy!
    -To dość trudne, kiedy mucha siedzi na paluchach- bez uśmiechu skwitował Metter, sięgając po owada, leżącego na ziemi. Podniósł muchę i przyjrzał się jej z bliska.
    -Twarda ta muszka...- powiedział pod nosem. -Powinien z niej zostać placek, a ona jeszcze się rusza.
    -O kurwa...- sapnął blondyn i sięgnął po komunikator. -Eryk, przyjdź do pokoju ochrony, szybko!
    -Idę- zgrzytnął głośniczek urządzenia. Chwilę później do pokoju wkroczył młodszy blondyn, patrząc pytająco na wujka.
    -Pamiętasz tę muchę, którą zabiłeś na monitorze?- zapytał Carl. Eryk pokiwał głową.
    -Co z nią?
    -Nie zabiłeś jej.- oznajmił Metter, podsuwając mu pod nos trzymanego palcami za skrzydełka owada, który rozpaczliwie machał nóżkami, próbując się uwolnić.
    -Urządzenie szpiegujące...- szepnął Vinderen, uświadamiając sobie, jak wróg namierzył szpital. -Rozgniotłem ją, ale nie było krwi ani wnętrzności... mucha-szpieg, nie mucha-wampir...
    -Zauważyłeś to, a ja się z ciebie śmiałem- Carl poczuł się winny.
    -Ale zlekceważyłem to- Eryk zagryzł wargi. -I przez to Mark i Ałmaz nie żyją...
    -Słuchajcie- przerwał im pułkownik. -Nie czas teraz na wyrzuty sumienia, to i tak nic nie pomoże. Trzeba ją szybko wyłączyć, prawdopodobnie cały czas wysyła sygnał namierzający.
    Vinderen trzepnął pułkownika w rękę, wytrącając z niej muchę. Owad spadł na ziemię i został rozgnieciony obcasem młodszego blondyna.
    -Auu!- jęknął z wyrzutem Metter. -Nie po paluchach, tylko w muchę!
    -To dość trudne, kiedy mucha siedzi na paluchach- Eryk wyszczerzył zęby w uśmiechu. Carl zaśmiał się.
    -Ha!- zawołał. -Jakbym już to dzisiaj słyszał... ale tym razem to nie mnie bolą paluchy!
    -Bardzo śmieszne- powiedział z wyrzutem pułkownik, ale po chwili sam zaśmiał się z całej sytuacji. -Przyjmuję to jako karę za walnięcie cię w paluchy.
    Eryk spojrzał na nich, nie wiedząc o co chodzi.
    -Nie jestem w temacie, ale mamy teraz inny problem- powiedział. Schylił się i wydostał spod buta rozgniecioną muchę. O dziwo, owad ruszał się, mimo że jego pancerzyk był gnieciony a skrzydełka połamane.
    -Musimy ją jakoś wyłączyć, przerwać sygnał- powiedział Carl.
    -Chodźmy do doktorka, może on coś wymyśli.
    Opuścili pokój ochrony i udali się do gabinetu Tomasza.

(***)

  Do drzwi podziemnego gabinetu Hitlera ktoś cicho zapukał. Ten ktoś musiał być niecierpliwy, gdyż drzwi uchyliły się bez pozwolenia wodza. Głowa adiutanta przywódcy wsunęła się do środka.
    Hitler nerwowo zerwał się z łóżka i nałożył szlafrok. W rozkopanej pościeli leżał młody chłopak o śniadej cerze i kręconych włosach. Rysy jego twarzy wyraźnie wskazywały na żydowskie pochodzenie. Miał szeroko otwarte, nieruchome oczy, na poduszce obok jego głowy była spora plama krwi.
    Nie miał więcej niż szesnaście lat. Był martwy.
    -Czy nie mówiłem...- powiedział wciąż odwrócony tyłem do adiutanta, Hitler. -...żeby nie wchodzić bez wyraźnego pozwolenia?
   -Przepraszam, Mein Führer, ale mam ważne wiadomoś...
    Nie dokończył, Hitler w ułamku sekundy znalazł się przy nim i docisnął jego twarz do ściany.
    -Być może byłem dotychczas zbyt łagodny- wycedził przez zakrwawione zęby, opryskując twarz Klausa kropelkami krwi swej ofiary. -Ale to się zmieni, i ty odczujesz to jako pierwszy. Brakuje wam prawdziwej niemieckiej dyscypliny, jaką wprowadziłem za swoich dobrych czasów.
    Klaus stęknął, nie mogąc się ruszyć. Siła wodza była wielka, choć jego niewysoka i szczupła sylwetka sprawiała wrażenie wątłej i chorowitej.
    -Mein Führer, błagam...- pucybut z wysiłkiem wypowiedział kilka słów. Ale wódz nie miał zamiaru słuchać, jego druga ręka błyskawicznie skoczyła do boku adiutanta, wbiła się w jego brzuch. Klaus dosłownie czuł, jak palce Hitlera zaciskają cię na jego jelitach i wyciągają je na zewnątrz. Zawył, a z jego ust popłynęła gęsta, brunatna krew. Hitler chwycił go za włosy i cisnął nim o podłogę, wywlekając jego wnętrzności z brzucha. Spojrzał wściekle na młodego wampira i rzucił jego flaki na ziemię.
    -Teraz możesz złożyć swój meldunek- powiedział cicho. -A jak się zregenerujesz, to uprzątniesz swoje bebechy z mojej kwatery. I wyniesiesz tego Żydka, niech go spalą.
    Klaus chwycił swoje jelita i próbował wepchnąć je z powrotem przez dziurę w brzuchu, dławiąc się krwią.
    -Czekam na meldunek, Klaus- powiedział Hitler. -Nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę.
    Adiutant wcisnął swoje flaki przez rozerwane powłoki brzuszne i podniósł się na łokciach.
    -Mucha... przestała nadawać...- powiedział z trudem, dławiąc się własną krwią.
    -Odkryli ją?
    Klaus pokiwał głową, nie mogąc odpowiedzieć. Odwrócił się na brzuch i podniósł na czworaki, podpierając się dłońmi.
    -Nadała coś, zanim ją zniszczyli?- zapyta wódz.
    -Ponad... trzy godziny nagrań z kamer obiektu...- nieco wyraźniej powiedział Klaus, dochodząc do siebie. -Identyfikujemy osoby na nagraniach, na podstawie rejestrów w ludzkich bazach danych. Lilith złapana.
    -Dobrze- z zadowoleniem mruknął Hitler. -Tym razem się spisałeś, Klaus. Choć trochę szkoda tej szmaty.
  
(***)

   Tydzień później przygotowania do wylotu na Alaskę były na ukończeniu. Carl zaopatrzył chłopców w zapasy broni, baterii i amunicji w ilości wystarczającej do uzbrojenia średniej wielkości armii jakiegoś małego państewka. Przez okrągły tydzień znosili do myśliwca Sweetwatera całe naręcza karabinów, granatów i pudła z amunicją.
   Pięć odświeżonych i pokrytych białą farbą kombinezonów bojowych czekało już na pokładzie.
    Kilkukrotnie Eryk wysyłał któregoś z chłopców w teren, aby zebrać zapasy jedzenia i picia na drogę, jak również do kryjówki. Peter z rozkoszą odpalał zdobyczne Audi i pędził przez zrujnowane miasto w poszukiwaniu nie splądrowanego jeszcze sklepu lub magazynu.
    W końcu nadszedł dzień wylotu.
    James wyprowadził ukryty w magazynie myśliwiec i przygotował go do startu. Chłopcy w pełnej gotowości czekali przed bramą. Był z nimi Carl i Krystian, którzy nie lecieli z nimi.
    Vinderen pożegnał się z małym, powierzając go opiece wuja.
    -Wujek Carl się tobą zajmie do naszego powrotu.
    -Kiedy wrócicie?- zapytał zielonooki.
    -Jak wszystko pójdzie zgodnie z planem, to za jakieś dwa dni.
    -To macie jakiś plan?- szczerze zdziwił się Carl.
    -Jak zawsze- Eryk wzruszył ramionami, uśmiechając się. -Wpadamy do środka, zabijamy najwięcej wampirów, ile damy radę i spadamy. Może przy okazji uda się złapać jakiegoś oficera, albo dowiedzieć czegoś ciekawego.
    -Wariaci...- pokręcił głową starszy blondyn. -Uważajcie na siebie. Wróćcie wszyscy cali i zdrowi.
    -Dzięki- Eryk uścisnął dłoń wujka i wszedł do myśliwca. Chwilę później dołączyli do niego Peter, Tim i Sam. Dennissen był cichy i jakby smutny. Z ciężkim sercem oddał Carlowi kluczyki od auta, co wprawiło go w przygnębienie.
    Statek oderwał się od ziemi, kiedy James uruchomił napęd. Dwie postaci, jedna bardzo wysoka, druga niska, stojące pod magazynem robiły się coraz mniejsze na ekranach wewnątrz myśliwca, by po chwili zniknąć. Indianin przesunął przepustnicę i statek nabrał prędkości, szybko kierując się na północ.


(***)

8 komentarzy:

  1. Piękny rozdział :) Warto było troche poczekać. No to do następnego rozdziału !! Maria

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział, mucha , której nie daje się zniszczyć ciekawy fragment :P, szkoda mi trochę tego chopaka zabitego przez pana H...., ale widać iż fabuła tego potrzebuje..jestem ciekawy tej akcji na Alasce.

    no nic czekam na next i życze weny:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze mówiąc, czyli tak jak zawsze, to rozdział przez dłuższy czas mi się podobał. Potem było gorzej, albo raczej nieco nudniej, ale mimo wszystko całość była przyzwoita... Metoda zabicia żyda przez Hitlera, była tak w wspaniały sposób zapożyczona od kochanego Andrieja Czikatiło, że aż byłam szczęśliwa czytając tamten krótki fragment. W każdym bądź razie, ten rozdział był według mnie lepszy od pozostałych, ale to tylko moje zdanie.

    Czekam na następny rozdział i liczę na to, że będzie już tylko lepiej :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak miło poczytać Twoje opowiadanie na poprawę humoru, zwłaszcza z takim przyjemnym zakończeniem. Czekam na rozdział kolejny, a tymczasem żegnam i życzę weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    fenomenalny rozdział, jak ja bardzo tęskniłam za tym opowiadaniem i bohaterami (za tym drugim też tęsknię ;]) w końcu mucha – szpieg wampirów przestała nadawać... postawa Jamesa bardzo mi się podobała, czyżby nasza grupka miała mieć nowego towarzysza z wampirów? Mógłby zostać ich szpiegiem, wtedy łatwiej było by im działać....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. No jak zwykle genialne. Co tu więcej mowic?? Tak trochę (niektóre fragmenty) do "Piątej Fali"... Ale może to tylko moje wrazenie....

    Wiecej weny. Nie poddawaj się :*

    Lilith XD

    OdpowiedzUsuń
  7. Uu, bunt wśród wampirów? Podoba mi się;) Czekam na następny rozdział. Pozdrawiam/E.

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział. Nie mogę się doczekać następnego. I tylko chodzą mi po głowie te pytania: co będzie dalej? czy ktoś zginie? jak potoczą się losy bohaterów? to zależy od twojej weny twórczej, której ci życzę. Uwielbiam twoje opowiadanie<3 Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń