Rozdział 4-Misja (fragmenty)

(...)


   Wycie syreny obudziło ich nagle. Eryk zerwał się na równe nogi, kątem oka sprawdzając czas na zegarze komputera. 
  Trzecia w nocy, cholera, co mogło się stać? Czyżby atak na centrum szkolenia? Niemożliwe, przecież działa maskowanie.
  Podbiegł do szafki, po drodze budząc Tima i Petera.
   -Wstawajcie, alarm bojowy!- ponaglił zaspanych kolegów, wyciągając z szafki mundur i ubierając się pośpiesznie. 
  Chłopcy wstali i półprzytomnie zaczęli się ubierać, narzekając na wczesną godzinę.
  Na korytarzu, przez wewnętrzny system łączności ogłoszono komunikat:
    -Wszystkie oddziały z poziomu drugiego zgłoszą się do magazynu broni! Czas operacyjny- trzy minuty!
  Chłopcy spojrzeli po sobie i pospiesznie nałożyli mundury, w biegu dopinając ostatnie zatrzaski i napy butów. Wybiegli na korytarz, gdzie trwało już niezłe zamieszanie. Eryk przeszedł po pokojach swojej grupy i pogonił chłopaków. Chwilę później wszyscy, w pełnej gotowości, stali przed zamkniętym jeszcze magazynem broni. Pojawił się kapitan Hernandez, patrząc na zegarek.
   -Niezły czas, jak na świeżaków- skwitował ich przybycie przed upływem trzech minut i otworzył magazyn. Wszedł do środka i pojedynczo wywoływał chłopców do siebie, rozdając broń i zapas magazynków.
   -Bierzecie pistolety i po sześć magazynków zapasowych!- informował ich. -Karabiny impulsowe i po sześć baterii! Mam nadzieję, że nikt nie zapomniał noża?!
  Wszyscy sprawdzili, czy nie zapomnieli swoich noży, gdyż niektórzy odpinali je od mundurów na codzień. Ale wszyscy byli w nie wyposażeni, więc kapitan pokiwał głową z aprobatą.
   -Teraz dostaniecie granaty zaczepno obronne, typ HG-80. Nie mieliście jeszcze okazji ćwiczyć ich używania, więc zalecam ostrożność!- mówił podniesionym głosem, rozdając im zestawy dwunastu niewielkich, walcowatych urządzeń, z przełącznikiem na ukośnie ściętych, górnych krawędziach. 
  Pokazał, jak przypiąć je do kamizelki, aby nie przeszkadzały w marszu i nie krępowały ruchów w czasie działań taktycznych. Potem objaśnił im ich działanie, demonstrując je na atrapie, wyglądającej jak jeden z granatów.
  -Tym przełącznikiem ustawiacie tryb pracy granatu. Pozycja pierwsza, odbezpieczenie i eksplozja po czternastu sekundach- przesunął przełącznik na atrapie. -Druga, wybuch po siedmiu sekundach, przydatne, kiedy wróg znajduje się bliżej. Ostatnia pozycja, nazywamy ją strzał samobójcy, to natychmiastowa eksplozja- spojrzał na chłopców. -Chyba wiecie, co to oznacza.
   -Kiedy wróg nas dopada, detonujemy granat i giniemy razem z nim- powiedział lodowatym głosem Eryk. Hernandez spojrzał mu w oczy i pokiwał głową. Pozostali chłopcy wyglądali na wstrząśniętych. Kapitan rzucił im zimne spojrzenie i powiedział:
   -Przemyślcie dobrze, czy rzeczywiście nadajecie się do tej roboty. Jeszcze możecie zrezygnować, żyć spokojnie jako cywile, w nadziei, że żaden wampir nie zrobi sobie z was posiłku.
   Oficer schował atrapę granatu i mruknął:
   -No tak, przydałby się jeszcze jakiś strzelec wyborowy...- znów popatrzył na chłopców krytycznie. Eryk i Tim podnieśli ręce. Hernandez kiwnął na nich, nakazując im zbliżyć się do niego.
   -Chcecie się wykazać w roli snajperów?- zapytał.
   -Radzimy sobie z bronią, panie kapitanie- powiedział Tim.
  Kapitan wyszczerzył do nich zęby w wilczym uśmiechu.
   -Cóż za skromność, radzicie sobie- zaśmiał się. -Czołówka tabeli strzeleckiej, Vinderen i Smallflower. Doprawdy, powala mnie wasza skromność, panowie.
  Hernandez w niczym nie przypominał tego uśmiechniętego, młodego oficera, który nie tak dawno witał się z nimi na płycie lądowiska w dawnej szkole. Jego sarkazm i lekceważące podejście do nich denerwowało ich, ale nie dawali tego po sobie poznać. Uznali, że okazywanie wyższości przez starszych stopniem, to część szkolenia, mająca wpoić im szacunek do oficerów.
  Kapitan otworzył wysoką, pancerną szafę, stojącą w rogu magazynu. Chłopcy otworzyli usta z podziwu. W sejfie stały trzy matowe, nowiutkie karabiny snajperskie z lunetami i elektronicznymi przyrządami pomiarowymi.
   -Piękne, prawda?- zapytał Hernandez.- Od dziś będą wasze, o ile okażecie się ich warci na polu walki.
  Wręczył zafascynowanym chłopcom broń, instruując ich.
   -Ten czujnik na końcu lufy to miernik prędkości wiatru. Na wyświetlaczu HUD w luniecie pokazuje odchylenie pocisku od linii celowania, spowodowane znoszeniem wiatru. Tym pokrętłem...- zademonstrował znajdujące się przy celowniku optycznym kółko. -...regulujecie odchylenie lunety w stosunku do lufy, aż wskaźnik na wyświetlaczu pokaże zero. Wtedy oddajecie pewny strzał, nie ma mowy o chybieniu celu.

  Chłopcy obejrzeli dokładnie karabiny i przyjęli od kapitana magazynki z amunicją. Ze względu na ciężar broni i amunicji, dostali po cztery magazynki, mieszczące po dwanaście sztuk nabojów. Pociski były duże, więc magazynki ważyły odpowiednio dużo. A nadmiernie obciążony żołnierz to łatwy cel.
   Oficer odpiął z kamizelki Eryka komunikator, manipulując przy nim przez chwilę, mówiąc:
   -Przestawiłem twój komunikator, będziesz dowódcą grupy- powiedział, podając mu słuchawki z pojedynczym okularem na lewe oko. -Tu będziesz widział obraz z kamery wybranego członka oddziału, możesz bezpośrednio wydawać mu polecenia. Możesz też kierować całą grupą, po przełączeniu komunikatora na inny tryb.
 Pokazał jak zmieniać tryby pracy komunikatora i przypiął go ponownie do uchwytu na kamizelce chłopca. Wstał i wskazał wszystkim wyjście z magazynu. Chłopcu posłusznie wyszli na korytarz i czekali, aż Hernandez zamknie magazyn. Kapitan odwrócił się do nich i powiedział głośno:
   -Lecicie na terytorium Stanów Zjednoczonych, północna Dakota, na granicy z Kanadą. Wróg zaatakował miasto Williston, zniszczył linie telekomunikacyjne, drogi i kolej, odcinając miasto od pomocy innych. Wasze zadanie to wsparcie dla głównych sił oddziałów Sił Sprzymierzonych, zabezpieczenie ich tyłów. Nie weźmiecie udziału w głównych starciach, ale...- zawiesił głos i spojrzał na oddział. -...mimo to, uważajcie na siebie i bądźcie ostrożni.
  Chłopców zaskoczyła troska w głosie dowódcy, który przed kilkoma minutami był oschły i rzucał ironiczne żarty. Może w gruncie rzeczy nie był takim twardym żołnierzem, za jakiego chciał uchodzić? Może to tylko taka procedura szkoleniowa?   Nie zastanawiając się nad tym dłużej, poszli korytarzem, prowadzeni przez Hernandeza do windy. Wyjechali na powierzchnię, gdzie czekały już na nich dwa statki z wyłączonym maskowaniem. Pogoda była łagodna, śnieg nie padał a wiatr nie był zbyt zimny. Przy słabym oświetleniu, umieszczonym na zadaszeniu windy, statki wyglądały jak ogromne, pomalowane w maskujące plamy kolosy.  Cztery oddziały chłopców ustawiły się w dwuszeregu przed kapitanem Hernandezem. Dowódca wygłosił krótką mowę, przed wejściem na pokład statku.
   -Panowie, to wasza pierwsza akcja bojowa. Domyślam się, że większość z was długo na to czekała, zwłaszcza starsi z was- spojrzał na dwa oddziały starszych chłopców, dumnie przed min wyprężonych i mówił dalej. -Nie przeszliście jeszcze pełnego szkolenia, ale taka zaprawa w warunkach bojowych powinna was czegoś nauczyć. Nie będziecie brali udziału w walkach...- uniósł ręce, uciszając rozczarowane głosy starszych chłopaków. -...ale wasza rola jest kluczowa. Zabezpieczycie tyły głównych sił, umożliwiając im skuteczne odparcie ataków wroga na strategiczne punkty w mieście. To tyle, jeśli chodzi o cel misji. Życzę wam powodzenia i przypominam nazwiska dowódców poszczególnych oddziałów.
  Wyczytał nazwiska czterech chłopców, w tym też Eryka.      Rzucił polecenie wejścia na pokład statków, a kiedy chłopcy ruszyli, zawahał się i powiedział:
   -Jeszcze jedno, panowie...- w jego głosie brzmiało zdenerwowanie. -...nie dajcie się zabić...

(...)

 Najmniejszy z nich przyciągał uwagę starszego oddziału, komentowali jego wzrost w dość nieprzyjemny sposób.
   -Spójrz, Lee- odezwał się piegowaty chłopak, przyglądając się Timowi. -Pakują krasnale ogrodowe w nasze mundury.
  Drugi, skośnooki, wyglądający na Azjatę, powiedział zimno:
   -Odwal się od niego, O'Shea. Sam nie byłeś większy od niego, kiedy tu przyjechałeś.
  Ale piegowaty rudzielec najwidoczniej miał ochotę ponabijać się z Tima.
   -Niee, takim karłem nie byłem. Ten mógłby mi przejść między nogami i nawet nie trącić jaj.
  Na te słowa mały Smallflower spojrzał na niego wzrokiem miotającym pioruny i zacisnął zęby.
  Eryk wychylił się w stronę rechoczącego rudzielca i zripostował spokojnym głosem:
   -Pewnie dlatego, że ich nie masz.
  Z twarzy piegowatego chłopaka nagle znikł wredny uśmiech, spojrzał na Eryka z wściekłością.
   -Szukasz guza, gówniarzu?- wycedził przez zęby i pochylił się w stronę blondyna. Eryk, jak zwykle spokojnie, pokręcił głową i odpowiedział ze stoickim spokojem:
   -Nie, ale jeśli ty szukasz, to mogę ci zaraz zostawić kilka na pamiątkę.
  Zimny, opanowany ton głosu chłopca zaskoczył rudowłosego, stracił pewność siebie. Ale musiał mieć ostatnie słowo w tej sprawie.
   -Masz szczęście, że walczymy po tej samej stronie- powiedział wyraźnie drżącym głosem, wracając na oparcie i oddalając twarz od Eryka. -Inaczej już byś leżał i błagał o litość.
   -Twój oddech tak śmierdzi, że już powinienem zacząć błagać, żebyś przestał oddychać- znowu spokojnie powiedział chłopiec, również opierając się ponownie. -A teraz dla twojego dobra, siedź cicho przez resztę lotu. Nie jestem nerwowy, ale debilizm niektórych osobników wyprowadza mnie z równowagi.
  O'Shea zacisnął zęby i rzucił wściekłe spojrzenie na Eryka, ale nie odezwał się więcej. Natomiast Lee, Azjata, z którym rozmawiał rudowłosy, był najwyraźniej rozbawiony całą sytuacją. Wyszczerzył zęby do Eryka i uniósł w górę kciuk, pokazując uznanie dla jego ciętego języka. Blondyn skłonił lekko głowę, dziękując za aprobatę i uśmiechnął się pod nosem, po czym spokojnie wrócił do sprawdzania ekwipunku.
   Lot do samego końca przebiegł bez jednego słowa. Statki zbliżyły się do oblężonego miasta. Włączyły maskowanie i zaczęły podchodzić do lądowania.  Wszyscy nerwowo zagryzali wargi, kręcili się niecierpliwie i próbowali wyglądać przez okienka statku. 
  Tylko trzech chłopców siedziało spokojnie, nie okazując żadnych emocji. Byli to Eryk, Peter i mały Timmy Smallflower.

8 komentarzy:

  1. Super rozdział ;) Bardzo podobał mi się opis nowej broni...Mam nadzieję, że szybko ukaże się nowy rozdział...Twój styl pisania jest bardzo interesujący i bardzo mnie wciąga czytanie tego co napisałeś... /Udia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba :) Nowy rozdział już się pisze ;)

      Usuń
  2. Ciekawy rozdział, niby nic się nie działo ale i tak zaciekawiłeś..czekam na ciąg dalszy misji:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten rozdział to jakby wstęp do następnego rozdziału, który właśnie powstaje :) Myślę, że w weekend będzie gotowy ;)

      Usuń
  3. Świetne opowiadanie :)

    Krzysiek

    OdpowiedzUsuń
  4. Tim to zdecydowanie mój faworyt <3
    "Natomiast Lee, Azjata, z którym rozmawiał rudowłosy, był najwyraźniej rozbawiony całą sytuacją. Wyszczerzył zęby do Eryka i uniósł w górę kciuk, pokazując uznanie dla jego ciętego języka." - czytając ten fragment przed oczami - czy tego chciałam, czy nie - stanął mi obraz Lee z Naruto XD

    OdpowiedzUsuń