Rozdział 9- Spotkanie po latach

Ciekawy jestem, czy domyślicie się, kim jest tajemnicza postać, poznana w tym rozdziale przez naszych bohaterów :) Ah, jak ja uwielbiam mieszać :D

 
Już od tygodnia mieszkali w znalezionym przez Petera, opuszczonym domu, w niewielkim mieście na południowych terenach dawnej Polski. Peter znał to miasto, niegdyś obiekt kultu religijnego, miejsce pielgrzymek z całego świata. Eryk słyszał od swojej mamy o tej miejscowości, podobno mieszkał tu jego wuj, Carl.


Teraz miasto było niemal kompletnie zniszczone, po historycznym klasztorze została tylko zawalona wieża i szczątki murów. Budynki na obrzeżach miasta były w stosunkowo dobrym stanie, widać ominęła je wojenna zawierucha. Pracowało nawet kilka zakładów, przez co chłopcy mieli w swoim domu prąd i bieżącą wodę.

James, natychmiast po rozpoznaniu terenu, przeniósł komorę tlenową i aparaturę medyczną do domku. Umieścili Tima w komorze, i podłączyli do miejskiej sieci energetycznej. Rany na dłoniach i stopach małego zagoiły się, jak również klatka piersiowa i poszarpany bok. Jego skóra miała nieco bardziej rumiany odcień, nawet budził się kilkukrotnie, przyjmował pokarm, jeśli któryś z chłopców go nakarmił. Ale nie reagował na otoczenie i obecność przyjaciół, jakby niczego nie widział.

Chłopcy na zmianę opiekowali się przyjacielem, myli go, karmili, ćwiczyli jego zastane stawy. Jego stan fizyczny poprawiał się, lecz psychiczny nadal był zagadką.

Eryk wydobrzał, jego rany i złamania wygoiły się. Odzyskał niemal całkowicie dawne siły, tylko lewe ramię nie było w pełni sprawne.

Tygodnie mijały, Peter i Sam Lee zaopatrywali resztę w pożywienie, które zdobywali, plądrując opuszczone sklepy i markety.

James nie wychodził z domu, od początku ich pobytu w obecnym miejscu zamknął się w sobie, unikał rozmów i przebywania w jednym pomieszczeniu z chłopcami. W końcu odizolował się od nich całkowicie, nie wychodził z pokoju, nie reagował na ich nawoływania. Pewnej nocy Eryk usłyszał, jak Indianin jęczy cicho w poduszkę i uderza pięściami w ścianę. Nie wiedział, co oznacza jego zachowanie, ale niepokoił się o stan zaprzyjaźnionego wampira.

Cała piątka egzystowała całkiem przyzwoicie, nie narzekali na brak pożywienia, mogli kąpać się w gorącej wodzie i spali do woli, nie mając żadnych obowiązków. Ale nic co piękne, nie może trwać wiecznie.





****************************************************************************





Eryk obudził się. Coś usłyszał, ale nie wiedział, czy to było na jawie czy we śnie. Usiadł na łóżku, spuszczając bose stopy na włochatą wykładzinę.

W pokoju obok rozległo się uderzenie w coś drewnianego. Blondyn wstał i podszedł do drzwi, za którymi znajdował się pokój zajmowany przez Jamesa.

Zapukał cicho. Usłyszał ciche warknięcie Indianina:

-Zostawcie mnie w spokoju...-

Zagryzając wargi, Eryk złapał za klamkę i uchylił drzwi. W pokoju było ciemno, najwyraźniej wampir nie przepadał za światłem.

-Proszę cię, Eryk, wyjdź...- cichy głos Jamesa w ciemności. -Zostaw mnie...-

-James...- powiedział cicho Vinderen. -Co z tobą? Jak mogę pomóc?-

Coś zaszeleściło na podłodze. Blondyn sięgnął do włącznika, aby zapalić światło, ale powstrzymał go głos wampira.

-Nie! Zostaw to! Nie chcę, żebyś mnie teraz widział...-

-Dlaczego? Co się dzieje?-

Eryk nie rozumiał zachowania Indianina, czego się bał?

-Czy mogę choć włączy lampkę przy łóżku?- zapytał, wpatrując się w nieprzeniknioną ciemność.

-Błagam cię, nie rób tego...- rozpaczliwy jęk Jamesa poruszył go.

-Dość tego.- powiedział twardo. -Chcę wiedzieć , co się z tobą dzieje i nie obchodzi mnie, czy to ci się podoba!-

Otworzył szeroko drzwi, wpuszczając światło z drugiego pokoju. Spojrzał na siedzącego na ziemi Jamesa i głośno przełknął ślinę.


To, co siedziało na podłodze, podkurczając nogi, nie przypominało w niczym dumnego Indianina. James siedział na podkurczonych nogach, w samych spodniach, trzęsąc się jak w gorączce. Jego ciało było wychudzone, pod szarą, jakby papierową skórą widoczne były żebra. Oczy wampira były szeroko otwarte, niemal białe, jakby był ślepy. Biło z nich szaleństwo i cierpienie. Eryk zakrył dłonią usta i stał jak wryty, nie wierząc własnym oczom.

-Zostaw mnie...- jęknął James. -Pozwól mi zdechnąć, tak jak na to zasługuję...-

-Boże...- blondyn nie mógł wymówić nawet całego zdania. -Co.. co ci się stało?-

-Nie patrz na mnie... zostaw mnie w spokoju, chcę umrzeć...-

-Nie pozwolę ci umrzeć.- powiedział stanowczo Eryk i podszedł do wampira. - Nie po tym, co dla nas zrobiłeś.-

-Jesteście w niebezpieczeństwie, przebywając tak blisko mnie...-

-Nie mów tak.- blondyn próbował uspokoić Jamesa. -Jesteś naszym przyjacielem, jak mógłbyś nam zagrozić?-

Szeroko otwarte oczy Indianina zaczęły zmieniać kolor, stały się ciemniejsze, szare, następnie nabrały lekko czerwonej barwy.


-Musisz wyjść...- wargi wampira drżały. -Jestem głodny... jestem dla was zagrożeniem...-

Vinderen doznał olśnienia. Przecież James nie jadł razem z nimi przez cały czas ich pobytu w ich schronieniu. Nie pożywiał się, nie wychodził z domu, czyli nie pił krwi. Eryk uświadomił sobie, że czarnowłosy może mieć rację, że z głodu może zamienić się w rządną krwi bestię, która byłaby w stanie pozabijać ich bez trudu. Wstał, myśląc rozpaczliwie. Strzelił palcami.

-Zbieraj się, jest dla ciebie ratunek!- powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.

-Jestem zbyt słaby...-

Faktycznie, James nie był w stanie podnieść się do pozycji stojącej. Blondyn bez zastanowienia chwycił go pod ramię i podniósł, nie czując praktycznie żadnego ciężaru. Wyprowadził go do pomieszczenia, w którym spali Peter, Sam Lee i nieprzytomny Tim. Potrząsnął ramię Petera. Szatyn otworzył oczy i nieprzytomnie spojrzał na przyjaciela, oraz na podtrzymywanego przez niego Sweetwatera.

Zerwał się na równe nogi i z przerażeniem patrzył na wampira.

-O kurwa, co z nim?!-

-Nie ma czasu na wyjaśnienia.- Eryk był stanowczy. -Musimy mu pomóc. Jemu i sobie przy okazji.-

Dennissen nie pytał już o nic, wstał i ubrał się szybko.

-Co chcesz z nim zrobić?- zapytał blondyna.

-Zaprowadź nas do najbliższego szpitala. Trzeba go nakarmić, bo zamieni się w to, z czym walczyliśmy na teście kwalifikacyjnym.-

-Szpitale są zamknięte...- Peter nie bardzo wiedział, jakie są zamiary przyjaciela.

-Proszę cię, zaprowadź nas do szpitala!- ton głosu Eryka zmienił się, nie był już stanowczy, brzmiała w nim błagalna nuta. Szatyn skinął głową i bez słowa skierował się do wyjścia. Blondyn i niemal niesiony przez niego James poszli za nim.





******************************************************************************





Po dwóch kilometrach pieszego marszu Eryk poczuł ból w nie do końca jeszcze sprawnym, lewym ramieniu. Peter oglądał się za siebie, zauważył, że przyjaciel cierpi, więc wrócił i podtrzymał Indianina za drugie ramię, aby ulżyć nieco Erykowi. Przez cały czas James był apatyczny, nie reagował na otoczenie, ale nagle ocknął się.

-Zostawcie mnie...- wyjęczał. -Najlepiej mnie dobijcie, bo będę wam zagrażał, jeśli zostanę przy życiu...-

Jego głowa leciała na boki, jakby szyja była zbyt krucha, aby ją utrzymać.

-Nie pierdol głupot!- warknął Peter. -Nie po to cię taszczymy przez tyle kilometrów, żeby cię dobić.-

-Nie dacie rady mnie doprowadzić...-

-Tu się z tobą zgodzę, musimy znaleźć jakieś cztery kółka...- powiedział Dennissen i zainteresował się stojącym na poboczu, starym samochodem terenowym. -Ten będzie w sam raz.-

Podprowadził obu chłopaków do auta i sprawdził drzwiczki. Otwarły się, jakby ktoś zostawił je specjalnie dla nich. Peter ucieszył się, nie chciało mu się walczyć z twardą szybą w oknie. Odblokował tylne drzwi i usadził przelewającego się przez ręce Jamesa. Eryk zajął miejsce obok kierowcy, a Peter zasiadł za kierownicą i zaczął grzebać pod deską rozdzielczą.

-Umiesz prowadzić?- zapytał blondyn, przyglądając się czynnościom przyjaciela.

Dennissen uśmiechnął się krzywo i powiedział:

-Nie zawsze byłem grzecznym chłopcem i bojownikiem o wolność naszego świata.-

-To dobrze.- głos Eryka był cichy, tak, by tylko przyjaciel mógł go usłyszeć. -Właśnie takiego cię kocham...-

Szatyn zawstydził się i obejrzał przez ramię, ale Indianin był nieprzytomny i raczej nie mógł słyszeć słów Eryka.

Po dłuższym grzebaniu w kablach pod deską rozdzielczą samochodu, silnik zaskoczył i odpalił. Szatyn podniósł triumfalnie zaciśnięte pięści.

-Stary Peter pamięta jeszcze, jak się to robi.- zaśmiał się i dodał. -Trzymajcie się.-

Samochód ruszył ostro z miejsca, Peter skręcił ostro w najbliższą uliczkę a pudełkowate nadwozie pochyliło się na zakręcie. Eryk zapiął zapobiegawczo pasy i złapał się fotela.

-Samochód jest co prawda kradziony, ale chyba nie musimy przed nikim uciekać.- skwitował ostrą jazdę przyjaciela. Szatyn uśmiechnął się pod nosem, biorąc z piskiem opon następny zakręt.

-Nie widziałeś nawet małej cząstki moich umiejętności.- powiedział wesoło.

Po krótkiej chwili dojechali do szpitala. Peter z fantazją wjechał na dziedziniec budynku i zaparkował auto, wjeżdżając między dwie potrzaskane karetki bokiem, niczym rasowy rajdowiec.

-Dobryś, Petryś.- Eryk rozluźnił zaciśnięte na obiciu fotela palce i pokiwał głową z uznaniem.

-Dzięki, Eryś.- uśmiechnął się do blondyna i puścił mu oczko.

Odpięli się z pasów i wyskoczyli z auta. Eryk zaczął wyciągać nieprzytomnego Jamesa z tylnej kanapy, zaś Peter rozglądał się po dziedzińcu, szukając możliwych wejść do wnętrza szpitala.

-Tam, izba przyjęć.- wskazał na przeszklone drzwi. Chwycił Indianina pod drugie ramię i wspólnie z przyjacielem poprowadzili go do wejścia. Drzwi były zamknięte, ale w dolnej ich części brakowało szyby, więc przeszli przez otwór i wciągnęli nim Jamesa. Włączyło się światło, widocznie szpital posiadał własne zasilanie, niezależne od sieci miejskiej. Ruszyli korytarzem, uważnie czytając dwujęzyczne napisy na drzwiach. Znaleźli właściwe drzwi i po krótkiej walce z zamkniętymi drzwiami, weszli do środka.





*******************************************************************************





Ubrany w czarną bluzę z kapturem osobnik, siedzący w obrotowym fotelu, obserwował obraz z kamery monitoringu, wyświetlający się na ekranie starego monitora. Światło ekranu odbijało się w jego błękitnych oczach. Widział trzy bardzo młode osoby na szpitalnym korytarzu, które włamywały się do magazynu. Jedna z tych osób nie była człowiekiem, co dość łatwo można było poznać po kolorze skóry.

Głodny wampir.

Setki takich błąkało się po mieście tej zimy.

Setki ich zginęły z reki obserwującego chłopców mężczyzny.

Człowiek w kapturze wstał, poprawiając przewieszony przez ramię karabin snajperski. Był wysoki, miał ponad dwa metry wzrostu. Był również szczupły, ale sposób w jaki trzymał wyprostowane ramiona wskazywał, że dysponuje sporą siłą. Wsunął pod kaptur wystające, jasne kosmyki włosów i podszedł do drzwi. Ostatni raz spojrzał na obraz z kamery i chwycił za klamkę. Otworzył je cicho, wyciągając nóż zza paska.

Polowanie rozpoczęło się.





*****************************************************************************





-Tam jest lodówka.- Eryk podciągnął słaniającego się na nogach Jamesa do stalowych drzwi chłodziarki, w której, jak przypuszczał, przechowywano zapasy krwi dla pacjentów szpitala. Szarpnął oporne drzwiczki i ujrzał plastikowe worki, w których był ciemny płyn. Odetchnął z ulgą, ciesząc się, że jego przypuszczenia okazały się słuszne. Wyjął z lodówki kilka torebek z krwią i trzymając je w dłoni, zaprowadził Indianina na leżankę, stojącą obok chłodziarki. Wyciągnął nóż z kieszonki w spodniach i rozciął jeden z rogów zasobnika.

-Masz, pij.- podsunął opakowanie do ust Jamesa. Ale wampir był zbyt słaby, by pić. Blondyn uniósł jego głowę i przystawił rozciętą torebkę do sinych warg. Czarnowłosy chłopak poruszył nozdrzami, wciągając zapach krwi. Uchylił oczy, które miały teraz jaskrawo pomarańczowy kolor. Eryk przechylił woreczek i wpompował nieco czerwonego płynu do ust Jamesa. Ten zakrztusił się i wypluł nieco krwi, plamiąc swoją nagą klatkę piersiową i twarz. Spojrzał na blondyna oczami, które znowu zmieniały kolor. Stawały się niebieskie.

-Czemu to robisz?- zapytał słabym głosem. -Chciałem umrzeć z głodu, najlepiej w samotności. Mogliście mnie gdzieś wywieźć i porzucić...-

-Nie porzucamy przyjaciół.- twardo powiedział Eryk i znowu przechylił torebkę z krwią, pompując ja do ust Sweetwatera. Wampir tym razem przełknął płyn, ale po chwili odwrócił się z odrazą.

-Nie chcę tego!- wrzasnął i rozpłakał się.

Peter stał z boku i patrzył zdumiony na Indianina. Czuł podziw dla tego chłopaka, który, będąc wampirem, nie chciał być krwiopijcą. Zbliżył się do leżanki i położył dłoń na piersi Jamesa.

-Pij.- powiedział cicho. -Jeśli nie dla siebie, to zrób to dla nas. Potrzebujemy ciebie, twoich umiejętności i siły.-

Czarnowłosy wampir spojrzał na Dennissena, jego oczy zapłonęły krwistą czerwienią.

-Nie!- ryknął. -Nie chcę tak żyć! Nie chcę musieć zabijać, żeby żyć!-

-Nie będziesz już nigdy zabijał, skurwielu.- głos doleciał z tyłu, od strony drzwi. W powietrzu rozległ się świst a James wrzasnął krótko i złapał się za szyję, z której trysnęła krew. W tętnicy, po lewej stronie jego szyi tkwił wielki, myśliwski nóż. Ostrze niemal przebiło szyję na wylot, przebijając krtań. Z gardła wampira wydobył się bulgot krwi zmieszanej z powietrzem, zaczął się dławić i spazmatycznie drgać na leżance, plując dookoła brunatną posoką.

Eryk z Peterem zareagowali natychmiast, wyciągnęli pistolety i wycelowali w ciemną, wysoką postać, stojącą w drzwiach.

-Zastrzelicie mnie?- powiedział mężczyzna, wchodząc do sali. Na plecach miał przewieszony karabin snajperski. Miał na sobie czarną bluzę z kapturem, który zasłaniał jego twarz. Na jego piersi wisiał pas z zapasowymi nabojami do karabinu. Przy szerokim pasie w spodniach przypiętą miał pochwę noża, który teraz tkwił w szyi biednego Jamesa.

Chłopcy patrzeli w górę, ponieważ człowiek ten miał ponad dwa metry wzrostu. Chcieli zobaczyć, z kim mają do czynienia, ale cień kaptura skutecznie im to uniemożliwiał.

-Zastrzelicie mnie?- ponownie zapytał mężczyzna i spojrzał na Eryka. -Czy ja cię już kiedyś widziałem?-

-Nigdy tu nie byłem.- powiedział hardo blondyn,nie opuszczając broni.

-Nie tutaj, ale...- człowiek urwał i wskazał na dławiącego się Jamesa. -Czemu pomagacie krwiopijcy?-

-On nam też pomaga!- warknął Peter, który już przekonał się do wampirycznego przyjaciela.

-Co?- zdziwił się obcy. -Wampir wam pomaga?-

-Dokładnie tak.- Wycedził przez zęby Dennissen i wycelował w twarz człowieka. -Zdejmij kaptur. Albo zabiję anonimowego człowieka.-

-Nie jestem anonimowy, tutaj znają mnie wszyscy.- głos mężczyzny zabrzmiał szyderczo.

-To wszyscy będą cię opłakiwać.- szatyn bez ostrzeżenia pociągnął za spust i wystrzelił, Eryk nawet nie zdążył go powstrzymać.

Wysoki obcy uchylił się lekko, odwracając twarz w kierunku miejsca na ramie drzwi, w które uderzył pocisk. Plastikowa kapsułka z kwasem roztrzaskała się o twardy metal, kilka kropli trysnęło w twarz mężczyzny. Złapał się za policzek, ale nie stracił opanowania, zrobił szybki krok w stronę chłopców i złapał Petera za przód munduru. Ułamek sekundy później chłopiec wisiał już w uścisku obcego, machając w powietrzu nogami, upuszczając pistolet.

Eryk nie stracił zimnej krwi, spokojnie wycelował w górę, mierząc w głowę mężczyzny.

-Postaw go na ziemi, powoli.- powiedział lodowato. -Wiesz co zawierają kule, chyba nie chcesz mieć jednej w czaszce. A ja nie chcę jej tam umieścić, ale zrobię to, jeśli mnie do tego zmusisz.-

Wysoka postać powoli postawiła Petera na nogach. Dennissen natychmiast podniósł swój pistolet i również wycelował w wysokiego mężczyznę.

-Teraz wyciągnij nóż z szyi naszego przyjaciela.- ciągnął chłodno blondyn, wciąż mierząc w głowę człowieka. Jego dłoń ujęła rękojeść noża, lecz nie wyciągała go.

-Przyjaciel wampir.- mruknął cicho obcy. -Dziwna z was grupka. Pracujecie dla nich?-

-Zamknij się i wyciągnij mu ten nóż.- głos Eryka mroził jak ciekły azot.

-Lubię cię, mały.- powiedział dwumetrowiec i powoli zaczął wyjmować wbity w gardło Jamesa nóż. Nie oparł się pokusie, aby zadać mu choć trochę bólu, więc przekręcił ostrze w ranie, co wywołało serię jęków u rannego.

Vinderen wcisnął lufę pistoletu w skroń mężczyzny, widząc jego poczynania.

-Delikatnie, bo ja przestanę być delikatny.- zagroził mu i lekko pchnął jego głowę pistoletem. Człowiek delikatnie wyciągnął klingę z szyi Indianina i rzucił nóż na podłogę. Eryk odsunął pistolet od jego skroni, ale nie przestawał w niego celować.

-Teraz powoli przejdziesz pod ścianę, żebym miał cię na oku.- machnął bronią, wskazując obcemu miejsce, w którym miał stanąć.

Mężczyzna wykonał polecenie, poruszając się z niedbała nonszalancją, jakby wcale nie obawiał się wycelowanej w niego lufy.

-A teraz zdejmij kaptur.- rzucił zdyszanym głosem Peter, patrząc w schowaną w cieniu twarz człowieka. Ręce obcego powoli uniosły się i chwyciły brzeg kaptura.

-Mówiłem już, że cię znam, Eryku.- powiedział spokojnie mężczyzna i zsunął kaptur na plecy. -Ładnie to tak, celować do członka rodziny?-

Eryk spojrzał w oczy obcego i ujrzał swoje własne, błękitne oczy. Peter wypuścił ze świstem powietrze, patrząc to na przyjaciela, to na mężczyznę.

Obcy miał zasłonięte czarną chustą usta i nos, ale oczy, które patrzyły na chłopców, były błękitne, jak oczy Vinderena. Włosy wysokiego mężczyzny również miały taki sam kolor, nawet układały się podobnie. 


Peter miał wrażenie, że patrzy na przyjaciela, ale starszego o jakieś dziesięć lat.

-Eryk, kto to jest?!- zapytał, opuszczając broń. Blondyn również opuścił pistolet i ze zdumieniem patrzył na wysoką sylwetkę mężczyzny.

Obcy tymczasem zdjął czarny materiał, zasłaniający resztę jego twarzy i pokazał im biały uśmiech. Miał około dwudziestu pięciu lat, łagodną twarz z niewielką, kozią bródką.

-Wujek Carl.- szepnął Eryk ze zdziwieniem. -Prawie się nie zmieniłeś od naszego ostatniego spotkania, nie licząc tej brody. Kiedy to było?-

-Miałeś siedem lat. O tobie nie można powiedzieć, że się nie zmieniłeś.- mężczyzna powiedział z promiennym uśmiechem. -Ale zdecydowanie na lepsze.-

-Co tu robisz, wujku?- blondyn wciąż nie mógł otrząsnąć się ze zdziwienia.

-Żyję w tym mieście od urodzenia, przecież wiesz.- powiedział uśmiechnięty mężczyzna. -Jestem koordynatorem oddziałów partyzantki w tej okolicy.-

Eryk uśmiechnął się szeroko i schował broń do kabury.

-Walkę mamy chyba w genach.- powiedział. -Wiedziałem, że nikt z naszej rodziny się nie podda.-

-Więc walczycie po naszej stronie?- zapytał nowo odzyskany wujek. -To czemu pomagacie krwiopijcy?-

-Uratował nam życie, nie jest taki jak inni.- Peter wtrącił się w rozmowę, również chowając pistolet.

-Wampir o ludzkich odruchach.- mruknął mężczyzna. -Coś nowego.-

Blondyn podszedł do rannego Jamesa i położył dłoń na jego zranionej szyi.

-Musimy mu pomóc, dajcie bandaż i gazę.-

-Trzymaj.- to wujek Carl oddał swoje opatrunki Erykowi. Chłopiec spojrzał na niego z wdzięcznością i opatrzył szyję Sweetwatera.

-Mam nadzieję, że opowiesz mi całą historię, związaną z waszym wampirycznym znajomym.- powiedział mężczyzna, patrząc na zwinne ręce chłopca, opatrującego Indianina.

-Na chwilę obecną mogę ci powiedzieć, że zawdzięczamy mu życie.-

-Dobrze, skoro tak, to przykro mi, że go zraniłem.- Carl położył dłoń na ramieniu Eryka. -Postaram się wam pomóc przy nim.-

-Byle nie nożem.- warknął Peter i wyjął z lodówki kolejny woreczek z krwią, podając go Erykowi. Blondyn rozciął róg zbiorniczka i podsunął go do ust Jamesa. Lekko nadusił woreczek, wpompowując szkarłatny płyn między spękane, pokryte brunatnymi zaciekami własnej krwi, wargi przyjaciela.

-Bez obaw.- wysoki wuj uspokoił obawy szatyna. -Wasz przyjaciel zregeneruje się szybciej niż się spodziewacie. Wypadałoby znaleźć mu jakieś ubranie, nie może świecić gołą klatą.-

Podszedł do drzwi, ale odwrócił się na chwilę.

-Zaraz wrócę. nie odchodźcie nigdzie, bo musimy jeszcze pogadać.-

Po czym wyszedł, zostawiając chłopców, zajmujących się rannym przyjacielem.





*****************************************************************************





Skóra Jamesa nabierała żywego, ludzkiego koloru. Po kilkunastu minutach intensywnego pożywiania się, otworzył oczy. Miały spokojny, niebieski odcień, kiedy patrzyły na chłopców.

-Możecie zdjąć mi ten bandaż.- powiedział już normalnym, spokojnym głosem, bez śladu cierpienia. -Utrudnia mi tylko oddychanie.-

Eryk odwinął opatrunek z szyi Indianina. Po ranie od noża nie było nawet śladu.

-Niewiarygodne, tak szybko się zregenerowałeś?- zapytał, dotykając jego szyi.

-Dzięki krwi, a właściwie dzięki wam, bo mi ją podaliście.-

- A co, gdybyś nie dostał krwi?- zapytał Peter.

James spojrzał na niego smutnym wzrokiem.

-Musielibyście mnie zabić. Właściwie to szkoda, że tego nie zrobiliście.-

-Nie gadaj głupot.- skarcił go Eryk. -Nie pozwoliłbym ci umrzeć. Peter też by nie pozwolił, prawda?-

Spojrzał na szatyna znacząco. Dennissen pokiwał głową i powiedział do Jamesa:

-Nie wiem czemu, ale ufam ci. Nie tylko dlatego, że nam pomogłeś. I byłoby dobrze, gdybyś nie zawiódł tego zaufania.-

Oczy Indianina stały się jasno błękitne, kiedy patrzył na obu chłopców.

-Nie zawiodę. Choć nie zawsze uda nam się znaleźć zapasy krwi.-szepnął. -A jeśli kiedyś zdarzy się, że z głodu stracę panowanie nad sobą, zabijcie mnie bez wahania.-

-Masz to u mnie jak w banku.- powiedział Dennissen równie cicho i odwrócił wzrok.

Drzwi otwarły się i stanął w nich Carl, trzymając w rękach najróżniejszy asortyment ubrań dla Jamesa. Podszedł do leżanki i rzucił cały pakunek na nogi wampira.

-Wybierz coś dla siebie, nie było czasu na przebieranie w ciuchach, więc wziąłem to co znalazłem.-

-Dzięki.- powiedział Indianin. -Za szyję też, chociaż szkoda, że nie odciąłeś mi głowy. Nie byłbym teraz dla was kłopotem.-

-No proszę.- zaśmiał się Carl. -Nie dość, że masz ludzkie odruchy, to jeszcze całkiem ludzką depresję.-

-Bo byłem kiedyś człowiekiem...- szepnął Sweetwater i spuścił wzrok.

Wysoki blondyn gwizdnął cicho i przyjrzał się Indianinowi. Szczególną uwagę zwrócił na jego oczy.

-Twoje oczy...- szepnął. -...zmieniają kolor. Nie widziałem tego u żadnego z was, wszyscy macie zimne oczy, jak u rekina. To jakaś mutacja?-

-Tę cechę posiada tylko pewna grupa wampirów, którzy kiedyś byli ludźmi.-powiedział James i spojrzał na Carla. -Kolor tęczówek odzwierciedla stan umysłu, nastrój. Z czasem ta cecha zanika, chyba, że ktoś nigdy do końca nie pogodził się z byciem krwiopijcą...-

Po tych słowach oczy Indianina zmieniły kolor, stały się fioletowe.

-Co oznacza fiolet?- zapytał mężczyzna.

-Rezygnację, smutek, tęsknotę...-

-Depresja, niech mnie drzwi ścisną, jak to nie depresja.- blondyn pokręcił głową i położył dłoń na ramieniu Jamesa. -Wybacz mi ten nóż, zostańmy kolegami.-

Wyciągnął rękę do zaskoczonego Indianina i czekał, aż ten przyjmie propozycję. James ostrożnie, nieśmiało podał mu dłoń.

-Jesteś jak Eryk...- powiedział i uśmiechnął się nieśmiało. Carl odpowiedział uśmiechem.

-Bo jesteśmy rodziną, chociaż żyliśmy z dala od siebie i widzieliśmy się tylko raz, kiedy miałem osiemnaście lat.-

-Czas się zbierać.- przerwał im Eryk. -Czekają na nas przyjaciele.-

Wujek Carl kiwnął głową i puścił dłoń Jamesa, który zaczął przebierać w stercie ubrań, starając się dopasować coś dla siebie. Peter miał zamyśloną minę.

-Słuchajcie.- powiedział po chwili. -Mam pomysł. Mamy samochód, możemy zabrać całą lodówkę z zapasem krwi do naszego schronienia.-

-Pomysłowe bydlę.- zażartował Carl i poklepał Petera po plecach. -Pomogę wam zapakować tę szafę, sami nie dacie rady.-

-Pomożemy we dwójkę.- powiedział James, wstając z leżanki, już ubrany w szary sweter i czarną, skórzaną kurtkę. Chłopcy i wujek Carl spojrzeli na niego. Prezentował się niezwykle przystojnie. Jego oczy znowu były błękitne, tak jak oczy Eryka i jego krewnego.

13 komentarzy:

  1. Co ty dużo pisać to było świetne...Twoje opowiadania są naprawdę bardzo dobre...czekam na następny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, postaram się dodać następny rozdział już wkrótce :)

      Usuń
  2. No proszę wujek... Eryka, nie spodziewałam się (ale to dobrze bo zadziwiasz pomysłami)
    TALENT to coś co ty właśnie masz <3
    Muzyczka fajna szczególnie ta druga i trzecia C:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aj, jakie miłe słowa, dziękuję :3 Muzyką zadziwię jeszcze nie raz, słucham rzeczy, o których większość fanów metalu nawet nie słyszało ;) Już niebawem następny rozdział :)

      Usuń
  3. Wow to mnie zaskoczyłeś tym wujkiem...nie spodziewałem się iż w takiej sytuacji się spotkają. Wampir z depresją ciekawe czym jeszcze nas zaskoczysz, rozdział namieszał trochę, ale myślę iż w następnych jakaś część się wyjaśni, chociażby coś o wujku Eryka.

    Czekan na next i życzę weny:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wujek to zagadka, nie jest całkiem obcą postacią, wymyśloną na potrzeby tego opowiadania ;) Dla czytelników wszystkich moich opowiadań nie powinien być trudny do rozpoznania :D Next już wkrótce ;)

      Usuń
  4. Pierwsza <3 !
    Boże, tyle akcji, tyle się dzieje, po prostu... mrrr.... Życzę weny i czekam na więcej :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Em... Nie wiem co napisać... Zakochałam się? ;D
    Znalazłam adres w komentarzach, przeczytałam pierwszy rozdział i zapragnęłam więcej :)
    Żeby nie przelecieć za szybko starałam się traktować każdy wpis jako "małe co nieco" przed snem, no ale nie mogłam. Zbyt mi się spodobało. Na dodatek ostatnio bardzo długo nie miałam okazji poczytać czegokolwiek (taki tam, mały głód). Szczerze mówiąc to chyba pierwszy raz, kiedy czytam opowiadanie z takimi wątkami :-D te krwawe opisy bardzo przypadły mi do.
    Sama mam dość dużo projektów do napisania (co tam, że nie zupełnie potrafię :-D ), ale no niestety tylko planuje. Kochanek Czas mnie zaniedbuje :-D

    Ale wracając! Uwielbiam te zaskoczenia i zmiany akcji :3 Za każdym razem kiedy trafie "plot twist'a", to ten moment zaskoczenia przyjemnie mnie zawiesza :-D
    Także, dziękuję za pisanie tego opowiadania i z dzikim pragnieniem przyczajam się na dalszą część. Dopisuje się jako stała czytelniczka! (czyt. Twój adres zajął zaszczytne miejsce w zakładkach)

    Szikar

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo budujący komentarz, dziękuję za miłe słowa :3 Postaram się nie zawieść zwrotami akcji w następnych rozdziałach :)

      Usuń
  6. Nie wiem, czy to było zamierzone, kolego, ale gdy czytałam o wujku Carlu, przypomniało mi się twoje drugie opowiadanie '-' Moim zdaniem, z każdym rozdziałem piszesz coraz lepiej, a szczerze powiedziawszy, na niskim poziome nie zacząłeś, więc uważam, że drzemie w tobie wielki potencjał :D
    Co do treści rozdziału: Totalnie zaskoczyłeś mnie z wujaszkiem. Potrafisz zaskakiwać xD A gmatwasz jak szalony, ale to też lubię xD Cóż, dużej weny życzę, bo mnie opuściła x3 I silnego natchnienia co pozwoli ci szybko pisać! *magjuje*
    /Ragnarok

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobre skojarzenie z "Odcieniami", brawo, jesteś pierwszą osobą, jaka skojarzyła te dwa wątki :) Dzięki za miłe słowa, postaram się ciągle podnosić poprzeczkę :3

      Usuń
  7. Coraz ciekawiej się robi, bardzo podoba mi się muzyka i to że ktoś kto ma TAKI TALENT dzieli się nim z innymi. Dziękuję za to i życzę weny!
    Haru

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    powiem tylko jedno” świetny rozdział, Eryk spotkał krewnego, ale też mi się bardzo podobało to, że walczą też o Jemesa... nie chcą aby umarł, i jak widać, są wampiry które mają po prostu ludzkie odruchy....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń