Rozdział 14- Zielone

-Co tu się stało?- mężczyzna z wąsikiem szedł korytarzem swojej ziemskiej siedziby, z przerażeniem patrząc na zwłoki swoich żołnierzy, leżące wszędzie wokół. Na ścianach i posadzkach korytarzy były ślady brunatnej krwi i dziury po pociskach.


Młody adiutant w oficerskim mundurze zbliżył się ostrożnie, znając wybuchową naturę wodza.

-Mein Führer...- zaczął nieśmiało. Przełknął ślinę. -Göring nie żyje.-

-Co?!- ryknął przywódca, trzęsąc się z wściekłości, aż jego zaczesana na bok grzywka zsunęła mu się na oczy. Adiutant cofnął się o krok, obawiając się o swoje życie. Wódz znany był z okrucieństwa, bez mrugnięcia okiem pozbywał się niesfornych lub niespełniających jego wymagań podwładnych.

-Wygląda na to, że zastrzelił się sam.- powiedział ostrożnie adiutant. -Nie chciał być przesłuchiwany. Uwolniono jeńców, nie ma ich w celi.-

Mężczyzna drżącą dłonią przygładził grzywkę, jego szczupła twarz zmieniała wyraz, wąsik drgał nerwowo.

-Uprzątnąć i spalić trupy.- rzucił, nie patrząc na podwładnego. -Przysłać mi nagrania z kamer, zobaczymy, kto wpadł z wizytą.-

Odwrócił się od młodego wampira i poszedł w stronę drzwi swojej kancelarii. Adiutant odetchnął z ulgą, ciesząc się, że tym razem uszedł z życiem. Bez ociągania ruszył do pozostałych żołnierzy, aby przekazać dyspozycje wodza.

Dwie minuty później Führer szedł już oczyszczonym korytarzem do pomieszczeń ochrony, gdzie czekały na niego nagrania z kamer ochrony bunkra.

Zamaszyście otworzył drzwi i wszedł do dyżurki, gdzie zastał swego adiutanta i nowego szefa ochrony. Starego kazał pozbawić publicznie głowy za niedopilnowanie obowiązków, pomijając fakt, że sam udzielił mu urlopu w dniu ataku na obiekt. Nie ważne były motywy egzekucji oraz ich słuszność. Ważny był sam fakt jej dokonania i jej zapobiegawcze działanie na pozostałych podwładnych. Przestraszeni, pracowali wydajniej i dwa razy ciężej niż zwykle. A o to właśnie chodziło.

Adiutant i szef ochrony, sierżant, zerwali się na równe nogi, pozdrawiając swego wodza uniesionym prawym ramieniem i gromkim okrzykiem:

-Heil Hitler!-

Ciekawe, pomyślał mężczyzna z wąsikiem, że tak ochoczo oddają mi honory. A na statku jeszcze bardziej ochoczo salutowali komuś innemu, bo stał wyżej w hierarchii władzy. Perfidne tchórze, tyłkolizy!

Z pogardą w oczach obrzucił swoich podwładnych spojrzeniem i rozsiadł się w fotelu szefa ochrony.

-Dawać te nagrania.- warknął.

Na ekranach monitoringu pojawiły się obrazy dwóch postaci, torujących sobie drogę poprzez korytarze bunkra, powalających żołnierzy w czarnych, nazistowskich hełmach z taką łatwością, jakby nie stanowili żadnej przeszkody w dotarciu do wybranego przez nie celu.

-Wyglądają jak roboty.- szepnął adiutant, ale zamilkł, speszony spojrzeniem przywódcy.

-To nie roboty.- Hitler zatrzymał nagranie zaraz po strzelaninie z sześcioma żołnierzami, w momencie kiedy opancerzona postać wymieniała magazynki w pistoletach. Zaznaczył i powiększył wycinek obrazu, pokazujący przedramię osobnika i stuknął palcem w ekran. -Ten krwawi, zranili go.-

Adiutant i sierżant podeszli bliżej, by zobaczyć ranę postrzałową na przedramieniu napastnika i kapiącą z niej krew.

-Ale... - zająknął się sierżant. -Ale ta szybkość, to nie mogą być ludzie!-

-Ani nikt z naszych, od nas też są szybsi.- mruknął Führer, wznawiając odtwarzanie nagrania. Obejrzeli uwolnienie więźniów i moment śmierci Hermana Göringa.

-Miałeś rację.- wódz pochwalił swego pucybuta. -Zabił się sam, żeby nie zdradzić.-

Adiutant dumnie wypiął pierś i zasiadł obok Hitlera, zadowolony z siebie.

Na ekranie widoczne było wnętrze windy, w której jechali na powierzchnię dwaj napastnicy z uwolnionymi jeńcami. Jeden z nich odkrył przyłbicę hełmu, po chwili to samo zrobił drugi.

Führer zatrzymał nagranie. Przeniósł obraz na największy, ponad metrowej wielkości ekran i powiększył go jeszcze. Na monitorze widoczna była szczupła twarz chłopca o niezwykle jasnych, niebieskich oczach i prawie białych włosach. Chłopiec miał niewielką bliznę na lewym policzku.

-Dzieci...- szepnął wódz. -Dwunastu naszych wyszkolonych żołnierzy zostało wybitych przez dwójkę dzieci.-

-Ale jak to możliwe?- adiutant spojrzał na przywódcę, jakby szukał odpowiedzi u wszechwiedzącej wyroczni.

-Sekret tkwi w ich pancerzach.- powiedział Hitler w zadumie. -Są szybsi nawet od nas, to musi być jakaś nowa broń. Chcę dostać tę broń, bez względu na koszty.-

Wstał z fotela i podszedł do drzwi. Nie odwracając się do podwładnych, rzucił krótko:

-Kopię nagrania dostarczyć do mojej kancelarii. Chcę też zapisy z satelitów szpiegowskich znad Afryki i Europy. Musieli tu czymś przylecieć, a mam dziwne przeczucie, że łączy ich coś z tą bandą, która wybiła naszych ludzi w centralnej Europie. Wykonać.-

-Tak jest, Mein Führer!- świeżo mianowany dowódca ochrony i adiutant zawołali chórem.









Peter otworzył drzwi sali, w której doktor Tomasz zajmował się uratowanymi. Obaj leżeli na kozetkach, okryci kocami.

Od razu po wyjściu z podziemi, Eryk z Dennissenem przenieśli rannych do myśliwca Jamesa, którym błyskawicznie dostarczyli ich do statku pułkownika. Tam natychmiast zajął się nimi doktor, ale po wstępnym ocenieniu ich stanu stwierdził, że konieczne będzie zabranie ich do szpitala. Tak więc polecieli najszybciej jak mogli do miasta Carla, gdzie mieli do dyspozycji punkt medyczny.

Doktor zobaczył Petera i zawołał go gestem reki. Szatyn wszedł do sali i przyjrzał się uwolnionym. Wyglądali bardzo źle, choć lekarz zadbał już o usunięcie zaschniętych skrzepów krwi i brudu z ich ciał.

-Co z nimi, Tomku?- zapytał, zwracając się do lekarza po imieniu na jego wyraźne życzenie.

-Byli torturowani.- westchnął doktor i odłożył trzymany w ręku skaner medyczny. -Piegowaty ma cztery złamane żebra, wbijali mu igły pod paznokcie, ma też przypalone podeszwy stóp. O śladach pobicia, siniakach i guzach nawet nie wspomnę. Ale wyjdzie z tego, mamy tu wszystko, czego potrzebuję.-

-A Aleksjejew?-

-Z nim jest gorzej.- powiedział Tomasz zmartwionym głosem. -Ma kompletnie połamane kości miednicy i ud, prawdopodobnie nigdy nie będzie mógł chodzić. Niestety, tu niewiele mogę zrobić.-

-A... przemiana?- zapytał nieśmiało Peter.

Doktor pokręcił głową.

-Jest zbyt osłabiony, nie przeżyłby tego.- odpowiedział. -Możemy spróbować później, kiedy jego stan się poprawi, ale na chwilę obecną to nie wchodzi w grę.-

-Rozumiem.- Dennissen smutno pokiwał głową. -Długo będą nieprzytomni?-

-Są przytomni, tylko śpią.- powiedział lekarz. -Podałem im lekki środek nasenny, powinni pospać jeszcze godzinę. Wy możecie wracać do siebie, ja z Carlem zostanę tu i dopilnuję, żeby nie byli sami, kiedy się obudzą.-

Peter pokiwał głową i opuścił salę. Podszedł do siedzącego w hallu Eryka i usiadł obok niego.

-Jeszcze przez godzinę będą spać, chcesz tu poczekać czy wracamy do domu?- zapytał jasnowłosego.

Eryk wyrwał się z drzemki.

-Poczekajmy, chcę z nimi pogadać, może dowiemy się czegoś o tej bazie.-

Przeciągnął się, strzelając wszystkimi stawami. Czuł zmęczenie i ociężałość, odkąd pozbył się kombinezonu. Tomasz jeszcze przed startem opatrzył mu rękę, postrzał nie był groźny i nie uszkodził kości.

Sięgnął po komunikator i wezwał Sama.

-Lee, idźcie do kryjówki, ja zostanę z Peterem. Może uda nam się czegoś dowiedzieć od naszych uwolnionych, jak się obudzą.-

-Dobra.- skrzypnął głośnik. -Mały chce zostać z wami, co powiedzieć?-

-Niech zostanie, skoro chce. Ty i James wracajcie do domu, wykąpcie się, prześpijcie. Zobaczymy się za kilka godzin.-

-Załatwione.- potwierdził Lee. -Tim do was idzie.-

-Ok.-

Chwilę później dotarł Smallflower, który dotąd spał w jednej z sal szpitala, gdzie przebywała też reszta chłopaków. Jedynie Carl tradycyjnie udał się do pokoju ochrony, by mieć na oku obraz z kamer monitoringu.

Mały przecierał oczy, podchodząc do chłopców.

-Jak tam O'Shea i Aleksjejew?- zapytał, siadając obok Petera.

-Śpią, Tomasz dał im coś na sen.- wyjaśnił Dennissen.

-Więc po co tu czekamy?-

-Za godzinę mają się obudzić.- powiedział Eryk. -Lepiej poczekać, niż wracać tu za godzinę.-

Tim kiwnął głową na znak, że zrozumiał i wcisnął się głębiej w miękką kanapę, podkulając nogi.

-Ja też się kimnę. -powiedział cicho. -Walnijcie mnie w łeb, jak się obudzą.-

-Załatwione.- zaśmiał się Peter. Sam miał wielką ochotę na sen, ale postanowił wytrzymać jeszcze kilka godzin.

Jednak żaden z nich nie wytrzymał tej godziny. Zasnęli, wtuleni jeden w drugiego na kanapie. Taki widok zastał doktor Tomasz, kiedy przyszedł ich obudzić. Uśmiechnął się pod nosem, patrząc na śpiących chłopców.

Żołnierz na polu walki potrafi wykorzystać każdy moment na odpoczynek, pomyślał.

Lekko trącił ramię Eryka, a gdy ten otworzył oczy, powiedział:

-Obudzili się i są przytomni, jakbyś chciał z nimi porozmawiać.-

Vinderen przetarł oczy kciukami i usiadł. Poklepał Petera i Tima, budząc ich.

-Chodźcie, obudzili się.-

Chłopcy z ociąganiem wstali i rozprostowali kości.

-Oddałbym lewe jądro za kubek kawy.- jęknął Peter, wciąż patrząc nieprzytomnym wzrokiem. Tomasz zaśmiał się i pokręcił głową.

-To niepotrzebne poświęcenie, zrobię wam kawę na sali.-

Poszli korytarzem do sali, w której umieszczeni byli ranni. Kiedy weszli, światło włączyło się automatycznie. Na najbliższym łóżku leżał rudowłosy O'Shea, jego pokaleczona twarz zwrócona była w stronę wchodzących. Bliżej okna leżał Aleksjejew, który podniósł się na łokciach, aby zobaczyć chłopców.


-Vinderen?- zdziwił się Irlandczyk. -I jeszcze Dennissen i ten mały? Prędzej bym się spodziewał jakiegoś oddziału specjalnego.-

-Jesteśmy oddziałem specjalnym.- powiedział Tim rozbawionym głosem. -Tak specjalnym, że drugiego takiego nie znajdziesz. Ratujemy najgorszych dupków w szkole.-

-Fakt, byłem dupkiem.- zgodził się O'Shea i również się uśmiechnął. -Wybacz, mały.-

Smallflower machnął ręką, puszczając w niepamięć dawne wydarzenia.

-Było, minęło.- skwitował krótko i uścisnął dłoń Irlandczyka.

Eryk podszedł do swojego dawnego antagonisty, Aleksjejewa. Chłopak był koszmarnie zmasakrowany, jego twarz wyglądała jak jedna wielka rana, przerywana siniakami.

-Jak się czujesz?- zapytał Rosjanina.

-Podwójnie podle.- powiedział ten i spuścił wzrok. -Nie dość, że ratuje mnie koleś, który złamał mi rękę na wstępnym szkoleniu, to jeszcze ciąży mi sumienie.-

-Przepraszam za rękę.- powiedział szczerze Vinderen. -Byłem trochę zbyt brutalny. Ale co z twoim sumieniem?-

Rosjanin westchnął głęboko i spojrzał na chłopca smutno.

-Zdradziłem cię.- wyrzucił z siebie. -Pokazywali nam zdjęcia z waszej akcji na drodze. Nie trudno było poznać, czyja to robota. Nie chciałem im mówić, ale zmusili mnie... torturowali nas...-

Zaczął płakać, zakrywając twarz dłońmi. Eryk podszedł bliżej i położył mu rękę na ramieniu.

-Nie mam żalu.- powiedział. -Wiem, że gdyby nie tortury, to nic byś nie powiedział. Twardy skurwysyn z ciebie.-

-Nie wytrzymałem nawet pięciu minut.- zaszlochał Aleksjejew. -Taki ze mnie twardy skurwysyn...-

-Jak widać, na niewiele im się zdały informacje, jakie od was wyciągnęli.- Eryk starał się pocieszyć Rosjanina. -Nie złapali nas, a i was udało się wyciągnąć.-

-Vinderen, zdradziłem was!- zaszlochał Rosjanin, jego ciało zatrzęsło się. -Jestem nikim...-

-Jesteś żołnierzem Sił Sprzymierzonych.- powiedział twardo blondyn. -Każdy ugiąłby się pod presją tortur, nie obwiniaj się.-

-Vinderen...-

-Mam na imię Eryk.- przerwał Rosjaninowi, ściskając jego dłoń.

-A... Ałmaz...- powiedział Aleksjejew, pociągając nosem. -Ałmaz Siergiejewicz Aleksjejew.-

-W końcu poznałem twoje imię.- uśmiechnął się szczerze Eryk i życzliwiej ścisnął dłoń chłopaka.

Rosjanin pociągnął nosem, próbując się uśmiechnąć przez łzy.

-Nie jesteś wściekły?- zapytał. -Wygadałem im wszystko co wiedziałem. Nie znałem twojego imienia, więc też go nie znają.-

Eryk pokręcił głową i zaśmiał się.

-Słuchaj, sam nie wiem, czy wytrzymałbym tyle co ty, gdyby mnie torturowali. Przypuszczalnie nie, więc nie mam o co być na ciebie wściekły. Skończmy ten temat.-

Aleksjejew pokiwał głową i ścisnął rękę Eryka.

-Dziękuję...- szepnął i przyciągnął go do siebie. -Nie wiem, jak mogłem być taką świnią dla ciebie wtedy, w ciężarówce. Zasłużyłem na złamaną rękę.-

Eryk nieśmiało poklepał go po plecach i odsunął się delikatnie.

-Zapomnij o tej sprawie, jak powiedział Tim, było, minęło.-

-Chłopcy, dajcie jeszcze odpocząć kolegom.- powiedział doktor Tomasz. -Wracajcie do siebie, ja postaram się doprowadzić ich do jako takiego stanu.-

-Opiekuj się nimi dobrze, doktorku.- rzucił Eryk, żegnając się z chłopakami. -Wrócimy tu jutro, do zobaczenia.-

Wyszli na korytarz, czując narastające zmęczenie.

-Mały spacer przed snem?- zaproponował Eryk. Peter uśmiechnął się szeroko, kiwając głową.

-Jestem za.- powiedział Tim, pokazując wyciągnięty w górę kciuk.

-To wracamy pieszo.- zadecydował Vinderen. Już prawie doszli do wyjścia, kiedy odezwał się komunikator.

-Chłopaki, zanim pójdziecie, mam do was prośbę.- to był głos Carla, który obserwował obraz z kamer ochrony.

-Nawijaj.- rzucił Eryk.

-Zauważyłem nieproszonego gościa w okolicy kotłowni, moglibyście to sprawdzić?-

-Jasne.- mruknął blondyn, błagając o to, aby nie zajęło im to dużo czasu. -Już idziemy.-

Popatrzył na przyjaciół zmęczonym wzrokiem, wskazując im zejście do piwnic szpitala.

-Zapraszam, panowie.- powiedział znużonym tonem. -Złapmy tego intruza. Nie strzelamy, ewentualnie noże. Nie sądzę, żeby to był wampir, a z człowiekiem poradzimy sobie bez broni.-

Zeszli w podziemia i zaczęli przeczesywać kolejno wszystkie pomieszczenia. Pierwsze trzy były nienaruszone, najwidoczniej nieproszony gość miał jakiś konkretny cel, aby dostać się do szpitala.

Za drzwiami magazynu opału coś trzasnęło. Chłopcy zatrzymali się, Peter i Tim stanęli po bokach drzwi, a Eryk wpadł do środka, otwierając je kopniakiem.

Światło włączyło się, jakaś zgarbiona postać przemknęła się szybko obok Vinderena, ale została powstrzymana przez stojących za drzwiami chłopców.

-Cóż my tu mamy?- zawołał Peter, trzymając za kark małą, skuloną osóbkę w czarnej bluzie z kapturem, zarzuconym na twarz. Osóbka trzymała w brudnych rękach worek, wypełniony czymś kanciastym.

Eryk podszedł do postaci w bluzie i zdjął kaptur z jej głowy.

Ich oczom ukazała się umorusana twarz chłopca w wieku około dwunastu, może trzynastu lat. Patrzył na przyjaciół wielkimi, przerażonymi oczami w kolorze intensywnej zieleni, przyciskając do piersi swój worek. Miał szare, ciemnopopielate włosy, był strasznie wychudzony i nosił dziurawe, zdecydowanie za duże buty sportowe.

-Co tu robisz?- zapytał Eryk. -Co masz w worku?-

Chłopiec mocniej przycisnął do piersi swoje zawiniątko, nie odzywając się ani słowem. Patrzył tylko na blondyna swoimi zielonymi oczami, przepełnionymi strachem.

Vinderen klęknął przy chłopcu, patrząc w jego oczy.

-Nie bój się, nie jesteśmy wampirami.- powiedział. Postukał palcem w worek , trzymany przez chłopca. -Co tu masz? Pokażesz nam?-

Wystraszony chłopiec pokiwał głową i odwinął worek. W środku znajdowały się połamane, drewniane nogi krzeseł i stołków.

-Zbierasz drewno?- zapytał Peter, również klękając przy chłopcu.

Szaropopielata głowa przytaknęła, zielone oczy zerkały na twarze starszych chłopców. Nie było już w nim strachu, jedynie obawa.

-Jesteś głodny?- zapytał Eryk, wyciągając z kieszonki w bluzie batonik energetyczny z ziarnami zbóż i miodem. Chłopiec pokiwał głową, więc blondyn dał mu odpakowany batonik i patrzył, jak łakomie go pożera.

-Masz jakieś imię, mały?-zapytał.

-Krystian.- powiedział chłopiec, przełykając ostatni kęs batona.

-To jest Peter.- blondyn wskazał Dennissena, który pomachał ręką, uśmiechając się do chłopca.

-Ten czarnowłosy to Tim.-

Smallflower zasalutował małemu wesoło. Eryk wyciągnął dłoń do chłopca i przedstawił się.

-A ja mam na imię Eryk i jestem kimś w rodzaju dowódcy naszego małego oddziału.-

Popielatowłosy nieśmiało uścisnął wyciągniętą dłoń Eryka i szybko ją cofnął.

-Macie jeszcze to dobre do jedzenia?- zapytał cienkim głosikiem. Peter zaśmiał się i wyjął batonik z kieszonki.

-Masz, jedz.- powiedział i ostrożnie dotknął butów chłopca. -Skąd masz takie kajaki? Nie są za duże?-

-Miał je taki pan.-

-Jaki pan?- zapytał Eryk, czując niepokój.

-Tam, w tramwaju.-

-I oddał ci swoje buty?- blondyn czuł coraz większy niepokój, związany ze słowami chłopca. Krystian pokręcił głową.

-Wziąłem sam. On ich nie potrzebował.-

Vinderen podniósł się, zszokowany słowami małego. Dzieciak nosił buty, które ściągnął z trupa znalezionego w tramwaju. Prawdopodobnie reszta ubrań pochodziła z podobnego źródła. Początkowo zniesmaczony, przemógł się i ponownie klęknął przy chłopcu.

-Jesteś stąd?- zapytał. Chłopiec pokręcił głową.

-Przyjechałem do miasta z mamą, na zakupy.-

-Gdzie mama?-

-W tramwaju, tam gdzie ten pan. Oni upadli, jak statki strzelały.-

Vinderen powoli zaczął rozumieć, co przeżył chłopiec. Byli w tramwaju, kiedy wampiry przypuściły atak na miasto. Matka Krystiana prawdopodobnie zginęła, podobnie jak mężczyzna, o którym mówił. Chłopak przeżył szok, z tego powodu tak dziwnie mówił i zachowywał się. Był niewiele młodszy od nich, ale miał zachowanie kilkuletniego dziecka.

-Chcesz zjeść coś dobrego?- zapytał, kładąc dłoń na ramieniu zielonookiego. Chłopiec pokiwał znowu głową, więc wziął go za rękę i spojrzał na przyjaciół.

-Zabierzemy go do nas.- zadecydował. -Trzeba go nakarmić i pozwolić mu się wykąpać. Śmierdzi, jakby się miesiąc nie mył.-

Peter i Tim pokiwali zgodnie głowami, patrząc na zabiedzonego chłopca.

-Chcesz pójść z nami do naszego domu?- Eryk zapytał szarowłosego. -Mamy dużo jedzenia, mleko, wannę, prysznic.-

Twarz chłopca rozjaśniła się, pokiwał ochoczo głową i uśmiechnął się. Vinderen poczochrał jego popielate włosy i również się do niego uśmiechnął.

Wyprowadzili chłopca z piwnicy i skierowali się do hallu szpitala.

-Mamy twojego intruza.- Eryk zameldował wujkowi przez komunikator. -Zabieramy go do nas, trzeba go nakarmić i wykąpać.-

-Widziałem.- powiedział Carl. -Biedny chłopak. Zajmijcie się nim dobrze.-

Jasnowłosy zasalutował do kamery w hallu i skierował się do wyjścia, trzymając chłopca za rękę. Ale chłopiec zatrzymał się, nie chciał wyjść na zewnątrz. Eryk znowu klęknął przed nim.

-Co się stało?- zapytał.

-Tam strzelają...- powiedział popielatowłosy ze strachem, patrząc w ciemność za szklanymi drzwiami.

-My też możemy strzelać.- powiedział Tim, prezentując swój karabin snajperski. -Nie pozwolimy cię skrzywdzić.-

Chłopiec zlustrował uzbrojenie trójki przyjaciół, patrząc z podziwem na ich karabiny i noże. Jego twarz rozjaśnił uśmiech.

-Już się nie boję.- powiedział i zrobił krok w stronę drzwi. Eryk wstał i całą czwórką wyszli na dziedziniec szpitala.

-Idziemy do domu.- powiedział do zielonookiego chłopca.











-Ile można siedzieć w wannie?!- narzekał Sam, który koniecznie chciał się dostać do łazienki. Przebierał nogami, próbując zapanować nad pełnym pęcherzem.

-Daj się dzieciakowi porządnie wyszorować, nie wiadomo jak długo się nie mył.- zganił go Tim, kierując się do kuchni. -Co na obiad?-

-Kocie jaja w sosie chrzanowym!- fuknął Lee, zaciskając uda. Jego twarz wyrażała obrazę. -Ja tu prawie sikam po nogach, a ty tylko o żarciu...-

-Oj, daj już spokój.- machnął ręką Smallflower. -Idź się wylać na dwór, jaki to problem?-

Azjata podrapał się po głowie, robiąc głupia minę.

-W sumie... masz rację.- powiedział i walnął się otwartą dłonią w czoło. -Czemu sam na to nie wpadłem?-

-Będziesz teraz rozgryzał ten problem, czy pójdziesz w końcu się odlać?-

-Idę! - zakomunikował z głupim uśmiechem. -A na obiad są filety z indyka, puree ziemniaczane i sałata lodowa.-

Drzwi zatrzasnęły się za nim, a Tim roześmiał się i poszedł do kuchni. Spenetrował garnki stojące na kuchni, wciągnął aromat smażonego mięsa na patelni i usiadł przy stole.

Z łazienki dobiegł cichy krzyk. Czarnowłosy zerwał się i wpadł jak bomba do łazienki. Wytrzeszczył oczy na widok, który mu się ukazał.

Na mokrej posadzce siedział nagi Krystian, próbując podnieść się na nogi. Wstydliwie zakrył się dłońmi i zarumienił.

-Upadłem...- powiedział. -Ślisko tu.-

Tim zdjął z wieszaka wielki, plażowy ręcznik i owinął nim chłopca, po czym pomógł mu wstać. Spojrzał na jego czystą wymytą skórę na szyi i twarzy i uśmiechnął się.

-W końcu zaczynasz wyglądać jak człowiek.- powiedział wesoło, zdejmując mniejszy ręcznik z haczyka i wycierając chłopcu włosy. -Resztę musisz wytrzeć sobie sam, wstydnisiu.-

Zostawił go samego, pozwalając wytrzeć się spokojnie. Ponieważ praktycznie nie różnili się wzrostem, zaniósł mu swoje bokserki i koszulkę, po czym wrócił do kuchni i nalał sobie zimnego mleka. Chwilę później dołączył również Sam, który załatwił w końcu swój mały problem na dworze. Przyszli też Eryk i Peter, którzy zaraz po powrocie do kryjówki postanowili zapaść w sen, odkładając prysznic na później.

-Szefie kuchni, nakładaj jedzenie.- upomniał się Eryk. -Zgłodnieliśmy.-

Sam nałożył na talerze puree i panierowane filety z piersi indyka, następnie dodał nieco sałaty lodowej ze śmietaną.

-A gdzie nasz gość?- zapytał Peter, oczekując kompletu przy stole. -I nasz nadworny wampir?-

-Krystian ubiera się w łazience, a James pojechał do centrum handlowego, poszukać mu jakichś ciuchów.- zakomunikował Tim, który sam zaproponował Sweetwaterowi wyprawę po ubranie dla chłopca.

Peter kiwnął głową.

-Jak zareagował na Jamesa?-

-Normalnie.- wzruszył ramionami czarnowłosy. -Nie ma napisane na czole, że jest wampirem, więc nie było sensacji.-

W drzwiach kuchni pojawił się Krystian, przebrany w szare bokserki i białą koszulkę Tima. Wyglądał zdecydowanie lepiej, niż w szpitalu, był czysty a jego ciemnopopielate włosy nabrały połysku.

-Matko, jakiś ty chudy.- powiedział Eryk, odsuwając wolne krzesło obok siebie. -Chodź, jedzenie czeka.-

Chłopiec zasiadł przy stole i z błyskiem w zielonych oczach rzucił się na jedzenie, jakby przez miesiąc nic nie jadł.

-Spokojnie, bo się zadławisz.- zaśmiał się Peter, jedząc powoli swoją porcję. -Nikt ci nie sprzątnie tego sprzed nosa.-

-Pycha!- oznajmił Krystian z pełnymi ustami, wgryzając się łakomie w filet i wpychając do ust liść sałaty. Zatkał się już kompletnie,przez co stracił możliwość wydawania artykułowanych dźwięków, więc skupił się na próbie przełknięcia tego co miał w ustach.

Sam zaśmiał się i otworzył lodówkę. Nalał mu zimnej coli i podał kubek.

-Masz, napij się.-

Chłopiec złapał kubek i przechylił całą zawartość, zalewając czystą, dopiero co założoną koszulkę Smallflowera. Czarnowłosy jęknął, widząc jak ciemny płyn wsiąka w biały materiał. Ale nie powstrzymał chłopaka, postanowił być twardym i pozwolił na totalne zaplamienie swojej koszulki colą.

Krystian oczyścił talerz i opadł na krzesło, patrząc rozmarzonym wzrokiem na chłopaków. Pogłaskał się po rozdętym brzuchu i beknął dźwięcznie.

-Przepraszam.- powiedział, czerwieniąc się. -Pycha było, dziękuję.-

-Mistrz kuchni, Sam Lee przyjmuje pochwałę.- Azjata skłonił się żartobliwie.

-A teraz spać.- zarządził Eryk. -Pewnie dawno nie spałeś w prawdziwym łóżku?-

-Dawno.- potwierdził Krystian. -W domu.-

-Gdzie jest twój dom?- zapytał Tim.

-Na wsi.- chłopiec zmarszczył czoło, myśląc nad czymś intensywnie. -Nie pamiętam jaka wieś. Była szkoła i auto i kurczaki.-

-No tak.- westchnął Peter, opierając głowę na dłoniach. -Jak na wszystkich wsiach.-

-Była pani Klara!- zawołał Krystian, jakby nagle przypomniał sobie imię wspomnianej kobiety. -Uczy muzyki w szkole, miła pani-

-To już coś.- pokiwał głową Eryk. -Nie ważne, nie będziemy teraz tego roztrząsać.- wskazał palcem drzwi. -Mały, spać!-

Krystian zaśmiał się, wstał i zasalutował niezgrabnie, po czym rozpoczął marsz w stronę salonu. Chłopcy ruszyli za nim, odgrywając na wargach marsza. W salonie Eryk przydzielił chłopca do jednego pokoju z Timem.

-Z racji najmniejszej różnicy wieku powinniście się najlepiej dogadać.-

-Ha ha ha.- zaśmiał się ironicznie Smallflower, wpuszczając małego do pokoju. -Starszyzna się odezwała.-

Blondyn położył palec na ustach i zrobił głupią minę, przymykając oczy.

-Ciiii, teraz grzecznie siusiu i lulu, dzieciaki.- szepnął. -A wujek Eryk z wujkiem Peterem pójdą się wykąpać. Razem. Nago.-

Tim zatrzasnął za Krystianem drzwi, stukając się palcem w czoło.

-Musiałeś to mówić przy nim?-

Blondyn podrapał się w czubek głowy.

-Masz rację, nie musiałem.- pogroził sobie palcem. -Zły Eryk, niegrzeczny.-

Tim pokręcił głową i szepnął:

-Całe życie z wariatami...-

Peter puścił głośnego bąka, odwrócił się nagle do tyłu i zawołał:

-Do budy, kundlu! Na swojego warczysz?!-

Smallflower skrzywił się z udawaną odrazą i zatykając nos palcami, znikł za drzwiami swego pokoju. Popatrzył na siedzącego na wolnym łóżku Krystiana.

-Całe życie z wariatami.- uśmiechnął się do chłopca. -Ale polubisz tych wariatów.-

Podszedł do drugiego łóżka i położył się pod kocem. Zielonooki również wskoczył pod swój koc i odwrócił się tyłem.

-Dobranoc, Krystian.-

-Dobranoc, tato.- odpowiedział chłopiec.

Tim zaklął cicho, zastanawiając się nad losami chłopca.









Zielonooki Krystian zadomowił się u chłopców na dobre, powoli odzyskując wspomnienia. Jego zachowanie też zaczęło się zmieniać, nie mówił już jak kilkuletnie dziecko, swobodnie artykułował całe skomplikowane zdania, potrafił nawet wyrazić swoje zdanie na jakiś temat. Widać było, że miesięczny pobyt u piątki starszych chłopców pozytywnie wpływa na jego stres, jakiemu uległ podczas śmierci matki.

Pewnego dnia do kryjówki chłopców wpadł Carl ze swoim ukochanym, Pawłem. Mały podbiegł natychmiast do czarnowłosego i objął go, jakby byli dobrymi znajomymi. I okazało się, że tak faktycznie jest. Mama Pawła była tą panią Klarą, wspominaną przez Krystiana.

-To jakiś cud!- czarnowłosy przyjaciel Carla przytulił chłopca i spojrzał mokrymi od łez oczami na Eryka i pozostałych. -Znam tego chłopaka, to nasz sąsiad. Chodził do szkoły, w której uczyła moja mama-

Mały również się rozpłakał, nie mogąc oderwać się od Pawła.

-Zabili mamę...- zaszlochał, wtulając twarz w bluzę młodego mężczyzny.

-Boże...- Paweł pogłaskał go po głowie. Spojrzał na chłopców. -Słuchajcie, być może jego ojciec przeżył, to wielki, silny facet, potrafił się obronić. Moglibyśmy polecieć i poszukać go.-

-Tak, tak!- zawołał Krystian. -Poszukajmy taty!-

Eryk nie był zbyt optymistycznie nastawiony.

-Sam widziałeś, jak niewiele domów w waszej wsi ocalało.- powiedział. -Nie sądzę, żeby jego tata nadal ukrywał się w jednym z nich. Najprawdopodobniej ukrył się w lesie, tak jak pozostali.-

-Nie zaszkodzi poszukać.- czarnooki nie ustępował. -Mnie znaleźliście, może i z nim się uda.-

-Nawet nie mamy pewności, że ciągle żyje.-

-To też należałoby sprawdzić.- nalegał Paweł.

Vinderen bardzo chciał, żeby tak było, bardzo chciał, żeby czarnowłosy go przekonał do tego lotu. Właściwie to już był przekonany, ale jego analityczny umysł oceniał ryzyko takiej wyprawy i prawdopodobieństwo jej powodzenia.

Podniósł swoje jasne oczy na mężczyznę i pokiwał głową.

-Zaryzykujemy.- powiedział. -Ale mały nie poleci z nami. To zbyt niebezpieczne.-

-Muszę się z tobą zgodzić.- Paweł zamknął oczy i pogładził szaropopielate włosy Krystiana. -Zostaniesz tu, chłopcy się tobą zaopiekują. Ja poznam twojego tatę i jeśli jest cały, to sprowadzimy go do ciebie.-

Zielone oczy pod mysiopopielatą grzywką spojrzały na niego.

-Ja chcę z wami, do taty...-

Eryk usiadł na podłodze i zawołał go do siebie. Chłopiec podpełzł do niego na kolanach.


-Słuchaj, nie możemy cię narażać.- wyjaśnił mu blondyn. -Tam mogą być wampiry, już raz mieliśmy z nimi do czynienia w waszych okolicach.-

-Ale tata...-

-Znajdziemy go, jeśli nic mu nie jest.- przerwał Krystianowi. -A ty poczekasz tu na nas, tu będziesz bezpieczny.-

Chłopiec spuścił wzrok i pokiwał smutno głową.

Eryk wstał i poprawił mundur.

-Polecimy w czwórkę.- powiedział. -Ty jako przewodnik, ale będziesz miał broń i kombinezon. Ja, Tim i Peter. I piąty James, ktoś musi pilotować myśliwiec.-

Czarnowłosy potwierdził skinieniem głowy.

-Godzina na zaopatrzenie w sprzęt i przygotowanie statku.- rzucił Eryk. -Wołaj wujka, jedziemy do magazynu.-









Samochód prowadzony przez Petera ostro pokonywał zakręty, piszcząc oponami na każdym wirażu. Drogę do magazynu, w którym stał myśliwiec Jamesa pokonali w ciągu trzech minut. Dennissen zatrzymał się przed stalową bramą magazynu, Carl wyskoczył z auta i otworzył wrota. Wjechali do środka, gasząc silnik.

-Chodźcie po kombinezony.- kiwnął na nich ręką wujek. -Mamy ich pięć sztuk, każdy dostanie jeden.-

-Ja nie potrzebuję.- powiedział James. -Poza tym i tak jestem tylko pilotem.-

Zeszli do podziemnej zbrojowni, gdzie czekały na nich biomechaniczne zbroje. Eryk ze zdziwieniem stwierdził, że jego lekki kombinezon zniknął.

-Wujku, a gdzie mój pancerz?-

-Zapomniałem ci powiedzieć.- Carl sięgnął do kieszeni i wyjął kopertę. -To od pułkownika Mettera.-

Młodszy blondyn otworzył kopertę i rozwinął list.



,,Panie Vinderen!

Twój kombinezon bojowy został wycofany z użytku ze względu na niedopracowany system płyt ochronnych. Znaleziono przestrzelinę na przedramieniu kombinezonu, co zmusiło naszych naukowców do dalszych badań w celu ulepszenia tej technologii. Z dumą przedstawiam Ci zmodyfikowany kostium, który posiada wszystkie cechy Twojego poprzedniego pancerza, ale już całkowicie chroni ciało operatora przed działaniami wroga.

Jest to wersja pośrednia, pomiędzy kombinezonem, którego już używałeś, a jego cięższą wersją. Uzbrojenie pozostaje to samo, tak samo szybkość reakcji.

Życzę miłego użytkowania, wypróbuj go w walce, to najlepszy test.



Z wyrazami szacunku,

płk. Gerhard Metter





Eryk złożył list i schował go do kieszonki.

-Gdzie ten nowy pancerz?- zapytał wujka.

Carl wskazał mu przykryty plandeką, stojący w rogu pomieszczenia kształt. Chłopiec ściągnął materiał i przyjrzał się kostiumowi.

-Przypomina trochę twój model.- powiedział do Petera.

-Ale jest lżejszy.- stwierdził Dennissen, zaglądając do wnętrza zbroi. Nieopatrznie dotknął czarnego ostrza, umieszczonego na tylnej części pancerza. Syknął cicho i cofnął krwawiącą rękę.

-Kurwa, nie zauważyłem tego scyzoryka.- zaklął. -Przez to, że jest taki czarny.-

Eryk podszedł do niego i zębami rozerwał opatrunek. Owinął krwawiącą dłoń Petera i poklepał go po ramieniu.

-Lepiej z tym uważać, jest ostry jak cholera.- ostrzegł przyjaciela i odpiął miecz od zbroi. Wskoczył do środka i zamknął przyłbicę, uruchamiając systemy kombinezonu.

Peter cofnął się kilka kroków, patrząc na matowe płyty pancerne, kostiumu.

-Jest dobrze!- powiedział, unosząc kciuk w górę. -Nie ma świecących oczu.-

Eryk zaśmiał się i zrobił kilka szybkich kroków,sprawdzając reakcje zbroi.

-James.- zwrócił się do Sweetwatera. -Chcesz się zmierzyć?-

Indianin zamrugał, zdziwiony.

-Chcesz się ze mną bić?-

-Nie, chcę sprawdzić, czy zdołasz mi uciec.- Vinderen rozłożył ramiona kombinezonu, sprawdzając ich ruchomość. -Uciekaj, rób uniki, najszybciej jak potrafisz.-

Wampir uśmiechnął się i zniknął.

Chłopcy rozejrzeli się, zdziwieni.

-Tu jestem.- zawołał James, stojący kilkanaście metrów dalej, między regałami z bronią.

-Teraz uważaj.- powiedział Eryk i sprężył się do biegu. Sweetwater znowu zniknął, ale pancerny kostium również rozmył się w powietrzu i nagle kilkanaście metrów dalej rozległ się huk przewracanego regału. Spomiędzy półek na tyłku wyjechał James, klnąc w kilku językach, w tym w kilku nieznanych chłopcom.

-Jaki szybki, skurwysynek.- zawołał zdziwiony i podniósł się na kolana. -Wyprzedził mnie!-

Za jego plecami nagle, jak duch pojawił się opancerzony Eryk, chwycił go pod pachy i podniósł w powietrze.

-Teraz możemy powalczyć.- powiedział, zadowolony z efektów. Postawił Sweetwatera na nogi i otrzepał go z kurzu. -Panowie, wskakiwać w pancerze. Lecimy na małą akcję.-









Myśliwiec krążył nad ruinami domów we wsi Pawła. Czarnowłosy, ubrany w kombinezon identyczny jak Peter, wskazał palcem zgliszcza budynku, znajdującego się kilkadziesiąt metrów od jego domu.

-Tam mieszkał Krystian z rodzicami.-

-Wyjdziemy się rozejrzeć.- zdecydował Eryk. -Peter, pójdziesz z nami. Tim, zostań na statku i osłaniaj nas.-

Czarnowłosy kiwnął głową i przygotował snajperkę.

James obniżył pułap i nacisnął kilka przycisków na pulpicie. Zdziwiony, wcisnął migoczący na czerwono przycisk kilkukrotnie.

-Mamy problem z płozą, nie chce się wysunąć.- warknął i naciskał przycisk nerwowo.

-W czymś to przeszkadza?- zapytał Peter, otwierając przyłbicę pancerza.

-Owszem.- Sweetwater uderzył w konsolę sterowania. -Nie wylądujemy bez niej.-

-Może coś zablokowało klapy?- podsunął Eryk.

James włączył komputer diagnostyki i odczytał dane.

-Ciało obce blokuje klapę lewej płozy, materia organiczna.-

-Jakiś zwierzak?- zdziwił się Dennissen.

-Może szczur, pełno ich w tym magazynie.- powiedział wampir. -No nic, obniżę statek na tyle, żebyście mogli wysiąść, nie będę lądował.-

Zszedł bardzo nisko, brzuch statku niemal dotykał trawy. Kontrolka klapy płozy zmieniła kolor na zielony, statkiem szarpnęło w górę, kiedy potężne siłowniki wbiły się w trawiasty grunt.

Chłopcy spojrzeli po sobie, zdziwieni wstrząsem.

-Tak nagle samo zadziałało?- zapytał Eryk.

-Patrzcie!- James wskazał na ekran. Od statku szybko oddalała się niewielka, skulona postać o ciemnopopielatych włosach.

-Krystian...- szepnął Tim, blednąc jak ściana. -Jak on się tu dostał?-

-Otwórz właz!- rzucił Eryk, już gotowy do wyjścia i uzbrojony. Klapa włazu odskoczyła i jasnowłosy już chciał wyskoczyć na zewnątrz, kiedy potrącił go wybiegający Tim.

-Wracaj!- krzyknął za nim, ale chłopak był bardzo szybki. Błyskawicznie znikł im z oczu, podążając w kierunku budynku, w którym zniknął wcześniej Krystian.

-Kurwa, banda debili!- wycedził blondyn. -Musimy za nimi iść. James, zastąpisz Tima?-

-Jasne.- potwierdził Sweetwater, chwytając porzucony przez czarnowłosego karabin snajperski. Nie wyłączając maskowania statku, zajął stanowisko strzeleckie w jego włazie. Eryk, Peter i Paweł opuścili statek i poszli w kierunku zrujnowanego domu zielonookiego.

Jednak budynek okazał się pusty, po spenetrowaniu parteru udali się na piętro, gdzie znaleźli jedynie martwego, ogromnego psa, zapewne pupila Krystiana. Piwnica domu była zamknięta na głucho, musieli użyć broni do rozwalenia zamka drzwi. I tu nie było ani Tima ani popielatowłosego.

-Gdzie oni zniknęli?- zastanawiał się Peter, rozgrzebując nogą stertę jakichś szmat na podłodze piwnicy.

-Nie mam pojęcia.- warknął nerwowo Eryk. -Wracajmy do statku, może wypatrzymy coś z góry.-

Kiedy wyszli z piwnicy zatrzeszczał komunikator.

-...ryk, słyszysz mnie? Eryk!-

-Co jest?- rzucił do mikrofonu. Głos Jamesa był zdenerwowany.

-Coś się dzieje trzysta metrów stąd, niedaleko szkoły.- powiedział zmienionym przez głośnik głosem. -Mam na ekranach kilka wozów pancernych i sporo piechoty wampirów. Chyba coś szykują.-

-Już wracamy.- zakończył rozmowę blondyn i popędził w stronę statku. Peter i Paweł pobiegli za nim.

Sweetwater wystartował jak tylko wpadli na pokład, zamykając właz już w powietrzu.

Włączył główny ekran i pokazał im nagranie.

-Widziałem ponad setkę piechoty i około dwunastu transporterów.- zreferował im sytuację. -Wyglądało to, jakby zapędzali ludzi do szkoły.-

-Zbierają zapasy krwi...- powiedział przerażony Peter, ale Eryk uspokoił go.

-Spokojnie, nie pozwolimy im na to. Poza tym mam dziwne przeczucie, że znajdziemy tam również naszych uciekinierów.-

Dotarli do budynku szkoły i zobaczyli koszmarny widok. Na boisku sportowym zebrana była ponad dwustuosobowa grupa jeńców a wokół nich spacerowały dwa pająkopodobne drony, uzbrojone w karabiny maszynowe. Na dachu budynku wylądował wielki, transportowy statek wampirzego desantu, żołnierze w czarnych hełmach ustawili się na krawędzi i celowali w zebranych na placu ludzi. Eryk przełknął ślinę, domyślając się, jakie zamiary mają wrogowie.

-To ma być zbiorowa egzekucja...- powiedział cicho i zacisnął pięści. -Szukają nas. To rewanż za naszą akcję na drodze.-

James zaklął cicho i zatrzymał statek dwadzieścia metrów od obiektu. Teraz docenili wartość maskowania, mimo tego, że znajdowali się praktycznie nad wrogiem, nadal pozostawali niewykryci.


-Szlag by to...!- zawołał Peter. -Patrzcie, tam!-

Na wskazanym przez niego ekranie poruszały się dwie, niewielkie sylwetki. Jedna miała szare, mysiopopielate włosy, druga czarne jak węgiel.

-To Tim i mały.- szepnął Eryk, patrząc, jak chłopcy zbliżają się do kolczastego ogrodzenia, jakim wampiry otoczyły boisko szkolne.

-Musimy ich powstrzymać.- powiedział James i ruszył w ich kierunku, zataczając myśliwcem delikatne koło nad placem.

Widzieli wyraźnie, jak Tim dopadł Krystiana, jak szamotali się przez chwilę, jednak zielonooki wyrwał się Smallflowerowi i pobiegł w stronę ogrodzenia. Czarnowłosy wstał i zawołał coś do niego, następnie ruszył za nim biegiem.

Dwa drony, znajdujące się najbliżej ogrodzenia odwróciły pyski karabinów w kierunku nadbiegającego Krystiana.

-Otwórz właz!- krzyknął Eryk do Jamesa i stanął w pojawiającym się otworze w ścianie statku. Spokojnie wycelował w jednego drona i posłał ładunek energii z karabinu. Automat zaiskrzył i oklapł, jak zdechły pająk na swoich czterech nogach. Vinderen wymierzył do drugiego robota i nacisnął spust w momencie, kiedy tamten otworzył ogień do małego. Na szczęście żadna kula nie dosięgła chłopca, strzał Eryka zneutralizował drona w porę.

W stronę ich myśliwca błysnęły smugi strzałów. Żołnierze wroga ocknęli się z pierwszego zaskoczenia i otworzyli ogień, celując na ślepo tam, skąd padły strzały unieszkodliwiające drony. Eryk padł na podłogę, uświadamiając sobie, że zdradził ich pozycję. Energetyczne ładunki były doskonale widoczne, kiedy pędziły w stronę robotów, więc wampiry mogły określić pozycję ich statku.

James opuścił pojazd niżej i pociski wampirów przestały uderzać w jego poszycie, siekąc bezsilnie powietrze. Czarne hełmy zorientowały się, że marnują niepotrzebnie amunicję i wstrzymali ogień. Nagle zauważyli biegnącego Krystiana. Kilku z nich zaczęło strzelać w jego kierunku, kurz i trawa wzbijały się w powietrze w miejscach, gdzie trafiały pociski.

-Uwaga!- zawołał James, obracając myśliwiec przodem do budynku szkoły.

Elektroniczne celowniki na ekranie namierzyły transportowy statek na jej dachu, oraz transportery otaczające więźniów. Sweetwater odpalił rakiety, które pomknęły w stronę namierzonych celów, trafiając je precyzyjnie i roznosząc ich szczątki w powietrzu.

Jednak kilku żołnierzy nie przestało strzelać. Ich pociski trafiały w ziemię coraz bliżej Krystiana, wzbijając w powietrze strzępy trawy.

Eryk, skamieniały, z zamarłym sercem, widział jak seria pocisków przeorała ciało chłopca, ciskając nim bezwładnie w trawę.


Karabin Petera uciszył strzelające wampiry, spalając ich ciała.

Razem wyskoczyli z myśliwca i pobiegli w stronę leżącego w wysokiej trawie Krystiana. Jednak pierwszy dotarł do niego Tim i padł przy ciele chłopca na kolana. Chwycił go w ramiona i próbował podnieść, lecz jego ciało było martwe, ręce bezwładnie opadły na ziemię, oczy miał otwarte. W jego klatce piersiowej i brzuchu ziały potworne rany po kulach karabinu maszynowego.

Smallflower przytulił nieżyjącego chłopca i podniósł głowę do nieba. Zawył rozpaczliwie, kiwając się w przód i w tył.

Eryk i Peter podeszli i uchylili przyłbice pancerzy.

Jasnowłosy klęknął przy płaczącym przyjacielu.

-Tim, już mu nie pomożesz.- szepnął i położył opancerzoną dłoń na twarzy zabitego, zamykając mu oczy.

-Mamy kłopoty.- zameldował ze statku James.

Na szkolne boisko wyjechały dwa opancerzone transportery, mierząc do zebranego tłumu z karabinów na wieżyczkach.

-Kurwa...- zaklął Peter.

Tim powstrzymał szloch, jego twarz stężała jak maska. Oczy zaświeciły złym, czerwonym blaskiem.


Położył martwe ciało Krystiana na trawie i wstał, patrząc na wozy pancerne wroga.

Zniknął.

Tak jak stał, tak rozpłynął się w powietrzu, zostawiając tylko podmuch wiatru na odsłoniętych twarzach Vinderena i Dennissena.

-O kurwa!- usłyszeli głos Jamesa w słuchawkach komunikatora. -Patrzcie, co się tam dzieje!-

Chłopcy patrzeli na plac szkolny, gdzie pojawił się Tim, stojąc niewzruszenie przed jednym z wozów bojowych.

-Co on wyprawia?- zapytał szeptem Peter.

Czarnowłosy podszedł do pancerki i jednym szarpnięciem otworzył właz w jej burcie. Wbiegł do środka i po chwili dobiegły ich wrzaski.

Wieżyczka transportera odpadła, a w powstałym otworze pojawił się Tim, trzymający jednego z żołnierzy wroga. Wampir wyrywał się, ale brunet przydepnął go, dociskając do pancerza pojazdu i złapał za głowę. Pociągnął mocno, wyrywając ją z częścią kręgosłupa i porzucając drgające, bezgłowe zwłoki na wozie.

Cisnął oderwaną głową krwiopijcy w drugi transporter, wtedy z jego wieżyczki odezwał się karabin, dziurawiąc Tima jak sito.

Ale to było zbyt mało, aby go powstrzymać. Skoczył na drugą pancerkę i pozbawił ją włazu w wieżyczce, po czym wskoczył do jej wnętrza.

-Wchodzimy tam.- zdecydował Eryk, montując nożyce z noża i pochwy. Usunąwszy część ogrodzenia, wkroczyli na boisko, podchodząc do pancerki.

Boczny właz pojazdu odskoczył, wyszedł z niego Smallflower, trzymając za nogi dwóch szamotających się żołnierzy wroga.

-Przejął więcej siły, niż ja sam posiadam.- usłyszeli znowu głos Indianina w komunikatorze.

Tim cisnął jednym z wampirów o ziemię, zmieniając jego hełm w łupinę wypełnioną rozbełtanym mózgiem. Drugiego podniósł i zdjął mu hełm. Złapał jego głowę w dłonie i zaczął ją miażdżyć. Krwiopijca wył i szarpał się jak szalony, lecz już nie było dla niego ratunku. Małe, szczupłe dłonie chłopca zgruchotały jego czaszkę, oczy wyskoczyły z orbit, a z uszu i nosa zaczął wyciekać mózg. Wampir zawisł bezwładnie w uścisku czarnowłosego. Jego głowa przypominała zdeptanego arbuza. Tim rzucił zwłoki na ziemię i rozejrzał się dookoła, dysząc ciężko. Jego wzrok zatrzymał się na Eryku i Peterze. Nagle osunął się na murawę, krwawiąc z zadanych przez kule karabinowe ran. Blondyn podbiegł do niego i podniósł jego bezwładne ciało.

-James, podleć tu!- rzucił do komunikatora. -Mamy za dużo do zrobienia, nie damy rady w dwójkę.-

Odsunął przyłbice kombinezonu i spojrzał na rany przyjaciela.

-Tim, nie umieraj mi teraz.- powiedział. Peter rozerwał opatrunek i polał płynem tamującym krwawienie, następnie przyłożył go do rany na piersi Tima.

-Zregeneruje się.- głos Indianina w słuchawkach uspokoił ich. -Paweł zajmie się uwalnianiem jeńców, a ja zabiorę ciało Krystiana.-

-Dobrze.- powiedział Eryk, mając przed oczami drobne ciałko zielonookiego chłopca, przeszywane pociskami.

Ten widok miał go prześladować przez wiele bezsennych nocy.

5 komentarzy:

  1. Bardzo smutny rozdział, pełen bólu i cierpienia, teraz rozumiem czemu ci przeorało psychikę, ale przede wszystkim to był dobry rozdział :D

    Czekam na next i życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział, w ogóle całe opowiadanie jest zarąbiste, czekam na kolejny rozdział i życzę weny,,, Mateo91

    OdpowiedzUsuń
  3. Huhuhu, podoba mi się ta masakra wściekłego Tima.
    Ogólnie ciekawa jestem, czy wstawisz żeńską postać :-D

    Czekam na dalsze, równie ekscytujące rozdziały :)
    Szikar

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dobry rozdział. Jak już jakaś żeńska postać, to tylko czarny charakter do zabicia, dobra duszyczka namąci, ale to Twój wybór ;) Pozdrawiam/E.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    ach rozdział jest cudowny.. troszkę humoru..... zwłaszcza przy scenie jak to Eryk powiedział... teraz siusiu i lulu, a wujek Eryk z Wujkiem Peterem..... polubiłam Krystiana, ach dlaczego tak to się musiało skończyć, jak mogłeś go.....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń