Ciekawy jestem, czy domyślicie się, kim jest tajemnicza postać, poznana w tym rozdziale przez naszych bohaterów :) Ah, jak ja uwielbiam mieszać :D
Już od tygodnia mieszkali w znalezionym przez Petera, opuszczonym domu, w niewielkim mieście na południowych terenach dawnej Polski. Peter znał to miasto, niegdyś obiekt kultu religijnego, miejsce pielgrzymek z całego świata. Eryk słyszał od swojej mamy o tej miejscowości, podobno mieszkał tu jego wuj, Carl.
Już od tygodnia mieszkali w znalezionym przez Petera, opuszczonym domu, w niewielkim mieście na południowych terenach dawnej Polski. Peter znał to miasto, niegdyś obiekt kultu religijnego, miejsce pielgrzymek z całego świata. Eryk słyszał od swojej mamy o tej miejscowości, podobno mieszkał tu jego wuj, Carl.
Teraz miasto było
niemal kompletnie zniszczone, po historycznym klasztorze została
tylko zawalona wieża i szczątki murów. Budynki na obrzeżach
miasta były w stosunkowo dobrym stanie, widać ominęła je wojenna
zawierucha. Pracowało nawet kilka zakładów, przez co chłopcy
mieli w swoim domu prąd i bieżącą wodę.
James, natychmiast
po rozpoznaniu terenu, przeniósł komorę tlenową i aparaturę
medyczną do domku. Umieścili Tima w komorze, i podłączyli do
miejskiej sieci energetycznej. Rany na dłoniach i stopach małego
zagoiły się, jak również klatka piersiowa i poszarpany bok. Jego
skóra miała nieco bardziej rumiany odcień, nawet budził się
kilkukrotnie, przyjmował pokarm, jeśli któryś z chłopców go
nakarmił. Ale nie reagował na otoczenie i obecność przyjaciół,
jakby niczego nie widział.
Chłopcy na zmianę
opiekowali się przyjacielem, myli go, karmili, ćwiczyli jego
zastane stawy. Jego stan fizyczny poprawiał się, lecz psychiczny
nadal był zagadką.
Eryk wydobrzał,
jego rany i złamania wygoiły się. Odzyskał niemal całkowicie
dawne siły, tylko lewe ramię nie było w pełni sprawne.
Tygodnie mijały,
Peter i Sam Lee zaopatrywali resztę w pożywienie, które zdobywali,
plądrując opuszczone sklepy i markety.
James nie wychodził
z domu, od początku ich pobytu w obecnym miejscu zamknął się w
sobie, unikał rozmów i przebywania w jednym pomieszczeniu z
chłopcami. W końcu odizolował się od nich całkowicie, nie
wychodził z pokoju, nie reagował na ich nawoływania. Pewnej nocy
Eryk usłyszał, jak Indianin jęczy cicho w poduszkę i uderza
pięściami w ścianę. Nie wiedział, co oznacza jego zachowanie,
ale niepokoił się o stan zaprzyjaźnionego wampira.
Cała piątka
egzystowała całkiem przyzwoicie, nie narzekali na brak pożywienia,
mogli kąpać się w gorącej wodzie i spali do woli, nie mając
żadnych obowiązków. Ale nic co piękne, nie może trwać wiecznie.
****************************************************************************
Eryk obudził się.
Coś usłyszał, ale nie wiedział, czy to było na jawie czy we
śnie. Usiadł na łóżku, spuszczając bose stopy na włochatą
wykładzinę.
W pokoju obok
rozległo się uderzenie w coś drewnianego. Blondyn wstał i
podszedł do drzwi, za którymi znajdował się pokój zajmowany
przez Jamesa.
Zapukał cicho.
Usłyszał ciche warknięcie Indianina:
-Zostawcie mnie w
spokoju...-
Zagryzając wargi,
Eryk złapał za klamkę i uchylił drzwi. W pokoju było ciemno,
najwyraźniej wampir nie przepadał za światłem.
-Proszę cię,
Eryk, wyjdź...- cichy głos Jamesa w ciemności. -Zostaw mnie...-
-James...-
powiedział cicho Vinderen. -Co z tobą? Jak mogę pomóc?-
Coś zaszeleściło
na podłodze. Blondyn sięgnął do włącznika, aby zapalić
światło, ale powstrzymał go głos wampira.
-Nie! Zostaw to!
Nie chcę, żebyś mnie teraz widział...-
-Dlaczego? Co się
dzieje?-
Eryk nie rozumiał
zachowania Indianina, czego się bał?
-Czy mogę choć
włączy lampkę przy łóżku?- zapytał, wpatrując się w
nieprzeniknioną ciemność.
-Błagam cię, nie
rób tego...- rozpaczliwy jęk Jamesa poruszył go.
-Dość tego.-
powiedział twardo. -Chcę wiedzieć , co się z tobą dzieje i nie
obchodzi mnie, czy to ci się podoba!-
Otworzył szeroko
drzwi, wpuszczając światło z drugiego pokoju. Spojrzał na
siedzącego na ziemi Jamesa i głośno przełknął ślinę.
To, co siedziało
na podłodze, podkurczając nogi, nie przypominało w niczym dumnego
Indianina. James siedział na podkurczonych nogach, w samych
spodniach, trzęsąc się jak w gorączce. Jego ciało było
wychudzone, pod szarą, jakby papierową skórą widoczne były
żebra. Oczy wampira były szeroko otwarte, niemal białe, jakby był
ślepy. Biło z nich szaleństwo i cierpienie. Eryk zakrył dłonią
usta i stał jak wryty, nie wierząc własnym oczom.
-Zostaw mnie...-
jęknął James. -Pozwól mi zdechnąć, tak jak na to zasługuję...-
-Boże...- blondyn
nie mógł wymówić nawet całego zdania. -Co.. co ci się stało?-
-Nie patrz na
mnie... zostaw mnie w spokoju, chcę umrzeć...-
-Nie pozwolę ci
umrzeć.- powiedział stanowczo Eryk i podszedł do wampira. - Nie po
tym, co dla nas zrobiłeś.-
-Jesteście w
niebezpieczeństwie, przebywając tak blisko mnie...-
-Nie mów tak.-
blondyn próbował uspokoić Jamesa. -Jesteś naszym przyjacielem,
jak mógłbyś nam zagrozić?-
Szeroko otwarte
oczy Indianina zaczęły zmieniać kolor, stały się ciemniejsze,
szare, następnie nabrały lekko czerwonej barwy.
-Musisz wyjść...-
wargi wampira drżały. -Jestem głodny... jestem dla was
zagrożeniem...-
Vinderen doznał
olśnienia. Przecież James nie jadł razem z nimi przez cały czas
ich pobytu w ich schronieniu. Nie pożywiał się, nie wychodził z
domu, czyli nie pił krwi. Eryk uświadomił sobie, że czarnowłosy
może mieć rację, że z głodu może zamienić się w rządną krwi
bestię, która byłaby w stanie pozabijać ich bez trudu. Wstał,
myśląc rozpaczliwie. Strzelił palcami.
-Zbieraj się, jest
dla ciebie ratunek!- powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Jestem zbyt
słaby...-
Faktycznie, James
nie był w stanie podnieść się do pozycji stojącej. Blondyn bez
zastanowienia chwycił go pod ramię i podniósł, nie czując
praktycznie żadnego ciężaru. Wyprowadził go do pomieszczenia, w
którym spali Peter, Sam Lee i nieprzytomny Tim. Potrząsnął ramię
Petera. Szatyn otworzył oczy i nieprzytomnie spojrzał na
przyjaciela, oraz na podtrzymywanego przez niego Sweetwatera.
Zerwał się na
równe nogi i z przerażeniem patrzył na wampira.
-O kurwa, co z
nim?!-
-Nie ma czasu na
wyjaśnienia.- Eryk był stanowczy. -Musimy mu pomóc. Jemu i sobie
przy okazji.-
Dennissen nie pytał
już o nic, wstał i ubrał się szybko.
-Co chcesz z nim
zrobić?- zapytał blondyna.
-Zaprowadź nas do
najbliższego szpitala. Trzeba go nakarmić, bo zamieni się w to, z
czym walczyliśmy na teście kwalifikacyjnym.-
-Szpitale są
zamknięte...- Peter nie bardzo wiedział, jakie są zamiary
przyjaciela.
-Proszę cię,
zaprowadź nas do szpitala!- ton głosu Eryka zmienił się, nie był
już stanowczy, brzmiała w nim błagalna nuta. Szatyn skinął głową
i bez słowa skierował się do wyjścia. Blondyn i niemal niesiony
przez niego James poszli za nim.
******************************************************************************
Po dwóch
kilometrach pieszego marszu Eryk poczuł ból w nie do końca jeszcze
sprawnym, lewym ramieniu. Peter oglądał się za siebie, zauważył,
że przyjaciel cierpi, więc wrócił i podtrzymał Indianina za
drugie ramię, aby ulżyć nieco Erykowi. Przez cały czas James był
apatyczny, nie reagował na otoczenie, ale nagle ocknął się.
-Zostawcie mnie...-
wyjęczał. -Najlepiej mnie dobijcie, bo będę wam zagrażał, jeśli
zostanę przy życiu...-
Jego głowa leciała
na boki, jakby szyja była zbyt krucha, aby ją utrzymać.
-Nie pierdol
głupot!- warknął Peter. -Nie po to cię taszczymy przez tyle
kilometrów, żeby cię dobić.-
-Nie dacie rady
mnie doprowadzić...-
-Tu się z tobą
zgodzę, musimy znaleźć jakieś cztery kółka...- powiedział
Dennissen i zainteresował się stojącym na poboczu, starym
samochodem terenowym. -Ten będzie w sam raz.-
Podprowadził obu
chłopaków do auta i sprawdził drzwiczki. Otwarły się, jakby ktoś
zostawił je specjalnie dla nich. Peter ucieszył się, nie chciało
mu się walczyć z twardą szybą w oknie. Odblokował tylne drzwi i
usadził przelewającego się przez ręce Jamesa. Eryk zajął
miejsce obok kierowcy, a Peter zasiadł za kierownicą i zaczął
grzebać pod deską rozdzielczą.
-Umiesz prowadzić?-
zapytał blondyn, przyglądając się czynnościom przyjaciela.
Dennissen
uśmiechnął się krzywo i powiedział:
-Nie zawsze byłem
grzecznym chłopcem i bojownikiem o wolność naszego świata.-
-To dobrze.- głos
Eryka był cichy, tak, by tylko przyjaciel mógł go usłyszeć.
-Właśnie takiego cię kocham...-
Szatyn zawstydził
się i obejrzał przez ramię, ale Indianin był nieprzytomny i
raczej nie mógł słyszeć słów Eryka.
Po dłuższym
grzebaniu w kablach pod deską rozdzielczą samochodu, silnik
zaskoczył i odpalił. Szatyn podniósł triumfalnie zaciśnięte
pięści.
-Stary Peter
pamięta jeszcze, jak się to robi.- zaśmiał się i dodał.
-Trzymajcie się.-
Samochód ruszył
ostro z miejsca, Peter skręcił ostro w najbliższą uliczkę a
pudełkowate nadwozie pochyliło się na zakręcie. Eryk zapiął
zapobiegawczo pasy i złapał się fotela.
-Samochód jest co
prawda kradziony, ale chyba nie musimy przed nikim uciekać.-
skwitował ostrą jazdę przyjaciela. Szatyn uśmiechnął się pod
nosem, biorąc z piskiem opon następny zakręt.
-Nie widziałeś
nawet małej cząstki moich umiejętności.- powiedział wesoło.
Po krótkiej chwili
dojechali do szpitala. Peter z fantazją wjechał na dziedziniec
budynku i zaparkował auto, wjeżdżając między dwie potrzaskane
karetki bokiem, niczym rasowy rajdowiec.
-Dobryś, Petryś.-
Eryk rozluźnił zaciśnięte na obiciu fotela palce i pokiwał głową
z uznaniem.
-Dzięki, Eryś.-
uśmiechnął się do blondyna i puścił mu oczko.
Odpięli się z
pasów i wyskoczyli z auta. Eryk zaczął wyciągać nieprzytomnego
Jamesa z tylnej kanapy, zaś Peter rozglądał się po dziedzińcu,
szukając możliwych wejść do wnętrza szpitala.
-Tam, izba
przyjęć.- wskazał na przeszklone drzwi. Chwycił Indianina pod
drugie ramię i wspólnie z przyjacielem poprowadzili go do wejścia.
Drzwi były zamknięte, ale w dolnej ich części brakowało szyby,
więc przeszli przez otwór i wciągnęli nim Jamesa. Włączyło się
światło, widocznie szpital posiadał własne zasilanie, niezależne
od sieci miejskiej. Ruszyli korytarzem, uważnie czytając
dwujęzyczne napisy na drzwiach. Znaleźli właściwe drzwi i po
krótkiej walce z zamkniętymi drzwiami, weszli do środka.
*******************************************************************************
Ubrany w czarną
bluzę z kapturem osobnik, siedzący w obrotowym fotelu, obserwował
obraz z kamery monitoringu, wyświetlający się na ekranie starego
monitora. Światło ekranu odbijało się w jego błękitnych oczach.
Widział trzy bardzo młode osoby na szpitalnym korytarzu, które
włamywały się do magazynu. Jedna z tych osób nie była
człowiekiem, co dość łatwo można było poznać po kolorze skóry.
Głodny wampir.
Setki takich
błąkało się po mieście tej zimy.
Setki ich zginęły
z reki obserwującego chłopców mężczyzny.
Człowiek w
kapturze wstał, poprawiając przewieszony przez ramię karabin
snajperski. Był wysoki, miał ponad dwa metry wzrostu. Był również
szczupły, ale sposób w jaki trzymał wyprostowane ramiona
wskazywał, że dysponuje sporą siłą. Wsunął pod kaptur
wystające, jasne kosmyki włosów i podszedł do drzwi. Ostatni raz
spojrzał na obraz z kamery i chwycił za klamkę. Otworzył je
cicho, wyciągając nóż zza paska.
Polowanie
rozpoczęło się.
*****************************************************************************
-Tam jest lodówka.-
Eryk podciągnął słaniającego się na nogach Jamesa do stalowych
drzwi chłodziarki, w której, jak przypuszczał, przechowywano
zapasy krwi dla pacjentów szpitala. Szarpnął oporne drzwiczki i
ujrzał plastikowe worki, w których był ciemny płyn. Odetchnął z
ulgą, ciesząc się, że jego przypuszczenia okazały się słuszne.
Wyjął z lodówki kilka torebek z krwią i trzymając je w dłoni,
zaprowadził Indianina na leżankę, stojącą obok chłodziarki.
Wyciągnął nóż z kieszonki w spodniach i rozciął jeden z rogów
zasobnika.
-Masz, pij.-
podsunął opakowanie do ust Jamesa. Ale wampir był zbyt słaby, by
pić. Blondyn uniósł jego głowę i przystawił rozciętą torebkę
do sinych warg. Czarnowłosy chłopak poruszył nozdrzami, wciągając
zapach krwi. Uchylił oczy, które miały teraz jaskrawo pomarańczowy
kolor. Eryk przechylił woreczek i wpompował nieco czerwonego płynu
do ust Jamesa. Ten zakrztusił się i wypluł nieco krwi, plamiąc
swoją nagą klatkę piersiową i twarz. Spojrzał na blondyna
oczami, które znowu zmieniały kolor. Stawały się niebieskie.
-Czemu to robisz?-
zapytał słabym głosem. -Chciałem umrzeć z głodu, najlepiej w
samotności. Mogliście mnie gdzieś wywieźć i porzucić...-
-Nie porzucamy
przyjaciół.- twardo powiedział Eryk i znowu przechylił torebkę z
krwią, pompując ja do ust Sweetwatera. Wampir tym razem przełknął
płyn, ale po chwili odwrócił się z odrazą.
-Nie chcę tego!-
wrzasnął i rozpłakał się.
Peter stał z boku
i patrzył zdumiony na Indianina. Czuł podziw dla tego chłopaka,
który, będąc wampirem, nie chciał być krwiopijcą. Zbliżył się
do leżanki i położył dłoń na piersi Jamesa.
-Pij.- powiedział
cicho. -Jeśli nie dla siebie, to zrób to dla nas. Potrzebujemy
ciebie, twoich umiejętności i siły.-
Czarnowłosy wampir
spojrzał na Dennissena, jego oczy zapłonęły krwistą czerwienią.
-Nie!- ryknął.
-Nie chcę tak żyć! Nie chcę musieć zabijać, żeby żyć!-
-Nie będziesz już
nigdy zabijał, skurwielu.- głos doleciał z tyłu, od strony drzwi.
W powietrzu rozległ się świst a James wrzasnął krótko i złapał
się za szyję, z której trysnęła krew. W tętnicy, po lewej
stronie jego szyi tkwił wielki, myśliwski nóż. Ostrze niemal
przebiło szyję na wylot, przebijając krtań. Z gardła wampira
wydobył się bulgot krwi zmieszanej z powietrzem, zaczął się
dławić i spazmatycznie drgać na leżance, plując dookoła brunatną posoką.
Eryk z Peterem
zareagowali natychmiast, wyciągnęli pistolety i wycelowali w
ciemną, wysoką postać, stojącą w drzwiach.
-Zastrzelicie
mnie?- powiedział mężczyzna, wchodząc do sali. Na plecach miał
przewieszony karabin snajperski. Miał na sobie czarną bluzę z
kapturem, który zasłaniał jego twarz. Na jego piersi wisiał pas z
zapasowymi nabojami do karabinu. Przy szerokim pasie w spodniach
przypiętą miał pochwę noża, który teraz tkwił w szyi biednego
Jamesa.
Chłopcy patrzeli w
górę, ponieważ człowiek ten miał ponad dwa metry wzrostu.
Chcieli zobaczyć, z kim mają do czynienia, ale cień kaptura
skutecznie im to uniemożliwiał.
-Zastrzelicie
mnie?- ponownie zapytał mężczyzna i spojrzał na Eryka. -Czy ja
cię już kiedyś widziałem?-
-Nigdy tu nie
byłem.- powiedział hardo blondyn,nie opuszczając broni.
-Nie tutaj, ale...-
człowiek urwał i wskazał na dławiącego się Jamesa. -Czemu
pomagacie krwiopijcy?-
-On nam też
pomaga!- warknął Peter, który już przekonał się do
wampirycznego przyjaciela.
-Co?- zdziwił się
obcy. -Wampir wam pomaga?-
-Dokładnie tak.-
Wycedził przez zęby Dennissen i wycelował w twarz człowieka.
-Zdejmij kaptur. Albo zabiję anonimowego człowieka.-
-Nie jestem
anonimowy, tutaj znają mnie wszyscy.- głos mężczyzny zabrzmiał
szyderczo.
-To wszyscy będą
cię opłakiwać.- szatyn bez ostrzeżenia pociągnął za spust i
wystrzelił, Eryk nawet nie zdążył go powstrzymać.
Wysoki obcy uchylił
się lekko, odwracając twarz w kierunku miejsca na ramie drzwi, w które uderzył pocisk. Plastikowa kapsułka z kwasem roztrzaskała
się o twardy metal, kilka kropli trysnęło w twarz mężczyzny.
Złapał się za policzek, ale nie stracił opanowania, zrobił
szybki krok w stronę chłopców i złapał Petera za przód munduru.
Ułamek sekundy później chłopiec wisiał już w uścisku obcego,
machając w powietrzu nogami, upuszczając pistolet.
Eryk nie stracił
zimnej krwi, spokojnie wycelował w górę, mierząc w głowę
mężczyzny.
-Postaw go na
ziemi, powoli.- powiedział lodowato. -Wiesz co zawierają kule,
chyba nie chcesz mieć jednej w czaszce. A ja nie chcę jej tam
umieścić, ale zrobię to, jeśli mnie do tego zmusisz.-
Wysoka postać
powoli postawiła Petera na nogach. Dennissen natychmiast podniósł swój pistolet i również wycelował w wysokiego mężczyznę.
-Teraz wyciągnij
nóż z szyi naszego przyjaciela.- ciągnął chłodno blondyn, wciąż
mierząc w głowę człowieka. Jego dłoń ujęła rękojeść noża,
lecz nie wyciągała go.
-Przyjaciel
wampir.- mruknął cicho obcy. -Dziwna z was grupka. Pracujecie dla
nich?-
-Zamknij się i
wyciągnij mu ten nóż.- głos Eryka mroził jak ciekły azot.
-Lubię cię,
mały.- powiedział dwumetrowiec i powoli zaczął wyjmować wbity w
gardło Jamesa nóż. Nie oparł się pokusie, aby zadać mu choć
trochę bólu, więc przekręcił ostrze w ranie, co wywołało serię
jęków u rannego.
Vinderen wcisnął
lufę pistoletu w skroń mężczyzny, widząc jego poczynania.
-Delikatnie, bo ja
przestanę być delikatny.- zagroził mu i lekko pchnął jego głowę
pistoletem. Człowiek delikatnie wyciągnął klingę z szyi
Indianina i rzucił nóż na podłogę. Eryk odsunął pistolet od
jego skroni, ale nie przestawał w niego celować.
-Teraz powoli
przejdziesz pod ścianę, żebym miał cię na oku.- machnął
bronią, wskazując obcemu miejsce, w którym miał stanąć.
Mężczyzna wykonał
polecenie, poruszając się z niedbała nonszalancją, jakby wcale
nie obawiał się wycelowanej w niego lufy.
-A teraz zdejmij
kaptur.- rzucił zdyszanym głosem Peter, patrząc w schowaną w cieniu
twarz człowieka. Ręce obcego powoli uniosły się i chwyciły brzeg
kaptura.
-Mówiłem już, że
cię znam, Eryku.- powiedział spokojnie mężczyzna i zsunął
kaptur na plecy. -Ładnie to tak, celować do członka rodziny?-
Eryk spojrzał w
oczy obcego i ujrzał swoje własne, błękitne oczy. Peter wypuścił
ze świstem powietrze, patrząc to na przyjaciela, to na mężczyznę.
Obcy miał
zasłonięte czarną chustą usta i nos, ale oczy, które patrzyły
na chłopców, były błękitne, jak oczy Vinderena. Włosy wysokiego
mężczyzny również miały taki sam kolor, nawet układały się
podobnie.
Peter miał
wrażenie, że patrzy na przyjaciela, ale starszego o jakieś
dziesięć lat.
-Eryk, kto to
jest?!- zapytał, opuszczając broń. Blondyn również opuścił
pistolet i ze zdumieniem patrzył na wysoką sylwetkę mężczyzny.
Obcy tymczasem
zdjął czarny materiał, zasłaniający resztę jego twarzy i
pokazał im biały uśmiech. Miał około dwudziestu pięciu lat, łagodną twarz z niewielką, kozią bródką.
-Wujek Carl.-
szepnął Eryk ze zdziwieniem. -Prawie się nie zmieniłeś od
naszego ostatniego spotkania, nie licząc tej brody. Kiedy to było?-
-Miałeś siedem
lat. O tobie nie można powiedzieć, że się nie zmieniłeś.-
mężczyzna powiedział z promiennym uśmiechem. -Ale zdecydowanie na
lepsze.-
-Co tu robisz,
wujku?- blondyn wciąż nie mógł otrząsnąć się ze zdziwienia.
-Żyję w tym
mieście od urodzenia, przecież wiesz.- powiedział uśmiechnięty
mężczyzna. -Jestem koordynatorem oddziałów partyzantki w tej
okolicy.-
Eryk uśmiechnął
się szeroko i schował broń do kabury.
-Walkę mamy chyba
w genach.- powiedział. -Wiedziałem, że nikt z naszej rodziny się
nie podda.-
-Więc walczycie po
naszej stronie?- zapytał nowo odzyskany wujek. -To czemu pomagacie
krwiopijcy?-
-Uratował nam
życie, nie jest taki jak inni.- Peter wtrącił się w rozmowę,
również chowając pistolet.
-Wampir o ludzkich
odruchach.- mruknął mężczyzna. -Coś nowego.-
Blondyn podszedł
do rannego Jamesa i położył dłoń na jego zranionej szyi.
-Musimy mu pomóc,
dajcie bandaż i gazę.-
-Trzymaj.- to wujek
Carl oddał swoje opatrunki Erykowi. Chłopiec spojrzał na niego z
wdzięcznością i opatrzył szyję Sweetwatera.
-Mam nadzieję, że
opowiesz mi całą historię, związaną z waszym wampirycznym
znajomym.- powiedział mężczyzna, patrząc na zwinne ręce chłopca,
opatrującego Indianina.
-Na chwilę obecną
mogę ci powiedzieć, że zawdzięczamy mu życie.-
-Dobrze, skoro tak,
to przykro mi, że go zraniłem.- Carl położył dłoń na ramieniu
Eryka. -Postaram się wam pomóc przy nim.-
-Byle nie nożem.-
warknął Peter i wyjął z lodówki kolejny woreczek z krwią,
podając go Erykowi. Blondyn rozciął róg zbiorniczka i podsunął
go do ust Jamesa. Lekko nadusił woreczek, wpompowując szkarłatny
płyn między spękane, pokryte brunatnymi zaciekami własnej krwi,
wargi przyjaciela.
-Bez obaw.- wysoki
wuj uspokoił obawy szatyna. -Wasz przyjaciel zregeneruje się
szybciej niż się spodziewacie. Wypadałoby znaleźć mu jakieś
ubranie, nie może świecić gołą klatą.-
Podszedł do drzwi,
ale odwrócił się na chwilę.
-Zaraz wrócę. nie
odchodźcie nigdzie, bo musimy jeszcze pogadać.-
Po czym wyszedł,
zostawiając chłopców, zajmujących się rannym przyjacielem.
*****************************************************************************
Skóra Jamesa
nabierała żywego, ludzkiego koloru. Po kilkunastu minutach
intensywnego pożywiania się, otworzył oczy. Miały spokojny,
niebieski odcień, kiedy patrzyły na chłopców.
-Możecie zdjąć
mi ten bandaż.- powiedział już normalnym, spokojnym głosem, bez
śladu cierpienia. -Utrudnia mi tylko oddychanie.-
Eryk odwinął
opatrunek z szyi Indianina. Po ranie od noża nie było nawet śladu.
-Niewiarygodne, tak
szybko się zregenerowałeś?- zapytał, dotykając jego szyi.
-Dzięki krwi, a
właściwie dzięki wam, bo mi ją podaliście.-
- A co, gdybyś nie
dostał krwi?- zapytał Peter.
James spojrzał na
niego smutnym wzrokiem.
-Musielibyście
mnie zabić. Właściwie to szkoda, że tego nie zrobiliście.-
-Nie gadaj głupot.-
skarcił go Eryk. -Nie pozwoliłbym ci umrzeć. Peter też by nie
pozwolił, prawda?-
Spojrzał na
szatyna znacząco. Dennissen pokiwał głową i powiedział do
Jamesa:
-Nie wiem czemu,
ale ufam ci. Nie tylko dlatego, że nam pomogłeś. I byłoby dobrze,
gdybyś nie zawiódł tego zaufania.-
Oczy Indianina
stały się jasno błękitne, kiedy patrzył na obu chłopców.
-Nie zawiodę. Choć
nie zawsze uda nam się znaleźć zapasy krwi.-szepnął. -A jeśli
kiedyś zdarzy się, że z głodu stracę panowanie nad sobą,
zabijcie mnie bez wahania.-
-Masz to u mnie jak
w banku.- powiedział Dennissen równie cicho i odwrócił wzrok.
Drzwi otwarły się
i stanął w nich Carl, trzymając w rękach najróżniejszy
asortyment ubrań dla Jamesa. Podszedł do leżanki i rzucił cały
pakunek na nogi wampira.
-Wybierz coś dla
siebie, nie było czasu na przebieranie w ciuchach, więc wziąłem
to co znalazłem.-
-Dzięki.-
powiedział Indianin. -Za szyję też, chociaż szkoda, że nie
odciąłeś mi głowy. Nie byłbym teraz dla was kłopotem.-
-No proszę.-
zaśmiał się Carl. -Nie dość, że masz ludzkie odruchy, to
jeszcze całkiem ludzką depresję.-
-Bo byłem kiedyś
człowiekiem...- szepnął Sweetwater i spuścił wzrok.
Wysoki blondyn
gwizdnął cicho i przyjrzał się Indianinowi. Szczególną uwagę
zwrócił na jego oczy.
-Twoje oczy...-
szepnął. -...zmieniają kolor. Nie widziałem tego u żadnego z
was, wszyscy macie zimne oczy, jak u rekina. To jakaś mutacja?-
-Tę cechę posiada
tylko pewna grupa wampirów, którzy kiedyś byli ludźmi.-powiedział
James i spojrzał na Carla. -Kolor tęczówek odzwierciedla stan
umysłu, nastrój. Z czasem ta cecha zanika, chyba, że ktoś nigdy
do końca nie pogodził się z byciem krwiopijcą...-
Po tych słowach
oczy Indianina zmieniły kolor, stały się fioletowe.
-Co oznacza
fiolet?- zapytał mężczyzna.
-Rezygnację,
smutek, tęsknotę...-
-Depresja, niech
mnie drzwi ścisną, jak to nie depresja.- blondyn pokręcił głową
i położył dłoń na ramieniu Jamesa. -Wybacz mi ten nóż,
zostańmy kolegami.-
Wyciągnął rękę
do zaskoczonego Indianina i czekał, aż ten przyjmie propozycję.
James ostrożnie, nieśmiało podał mu dłoń.
-Jesteś jak
Eryk...- powiedział i uśmiechnął się nieśmiało. Carl
odpowiedział uśmiechem.
-Bo jesteśmy
rodziną, chociaż żyliśmy z dala od siebie i widzieliśmy się
tylko raz, kiedy miałem osiemnaście lat.-
-Czas się
zbierać.- przerwał im Eryk. -Czekają na nas przyjaciele.-
Wujek Carl kiwnął
głową i puścił dłoń Jamesa, który zaczął przebierać w
stercie ubrań, starając się dopasować coś dla siebie. Peter
miał zamyśloną minę.
-Słuchajcie.-
powiedział po chwili. -Mam pomysł. Mamy samochód, możemy zabrać
całą lodówkę z zapasem krwi do naszego schronienia.-
-Pomysłowe bydlę.-
zażartował Carl i poklepał Petera po plecach. -Pomogę wam
zapakować tę szafę, sami nie dacie rady.-
-Pomożemy we
dwójkę.- powiedział James, wstając z leżanki, już ubrany w
szary sweter i czarną, skórzaną kurtkę. Chłopcy i wujek Carl
spojrzeli na niego. Prezentował się niezwykle przystojnie. Jego
oczy znowu były błękitne, tak jak oczy Eryka i jego krewnego.
Co ty dużo pisać to było świetne...Twoje opowiadania są naprawdę bardzo dobre...czekam na następny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję, postaram się dodać następny rozdział już wkrótce :)
UsuńNo proszę wujek... Eryka, nie spodziewałam się (ale to dobrze bo zadziwiasz pomysłami)
OdpowiedzUsuńTALENT to coś co ty właśnie masz <3
Muzyczka fajna szczególnie ta druga i trzecia C:
Aj, jakie miłe słowa, dziękuję :3 Muzyką zadziwię jeszcze nie raz, słucham rzeczy, o których większość fanów metalu nawet nie słyszało ;) Już niebawem następny rozdział :)
UsuńWow to mnie zaskoczyłeś tym wujkiem...nie spodziewałem się iż w takiej sytuacji się spotkają. Wampir z depresją ciekawe czym jeszcze nas zaskoczysz, rozdział namieszał trochę, ale myślę iż w następnych jakaś część się wyjaśni, chociażby coś o wujku Eryka.
OdpowiedzUsuńCzekan na next i życzę weny:D
Wujek to zagadka, nie jest całkiem obcą postacią, wymyśloną na potrzeby tego opowiadania ;) Dla czytelników wszystkich moich opowiadań nie powinien być trudny do rozpoznania :D Next już wkrótce ;)
UsuńPierwsza <3 !
OdpowiedzUsuńBoże, tyle akcji, tyle się dzieje, po prostu... mrrr.... Życzę weny i czekam na więcej :3
Em... Nie wiem co napisać... Zakochałam się? ;D
OdpowiedzUsuńZnalazłam adres w komentarzach, przeczytałam pierwszy rozdział i zapragnęłam więcej :)
Żeby nie przelecieć za szybko starałam się traktować każdy wpis jako "małe co nieco" przed snem, no ale nie mogłam. Zbyt mi się spodobało. Na dodatek ostatnio bardzo długo nie miałam okazji poczytać czegokolwiek (taki tam, mały głód). Szczerze mówiąc to chyba pierwszy raz, kiedy czytam opowiadanie z takimi wątkami :-D te krwawe opisy bardzo przypadły mi do.
Sama mam dość dużo projektów do napisania (co tam, że nie zupełnie potrafię :-D ), ale no niestety tylko planuje. Kochanek Czas mnie zaniedbuje :-D
Ale wracając! Uwielbiam te zaskoczenia i zmiany akcji :3 Za każdym razem kiedy trafie "plot twist'a", to ten moment zaskoczenia przyjemnie mnie zawiesza :-D
Także, dziękuję za pisanie tego opowiadania i z dzikim pragnieniem przyczajam się na dalszą część. Dopisuje się jako stała czytelniczka! (czyt. Twój adres zajął zaszczytne miejsce w zakładkach)
Szikar
Bardzo budujący komentarz, dziękuję za miłe słowa :3 Postaram się nie zawieść zwrotami akcji w następnych rozdziałach :)
UsuńNie wiem, czy to było zamierzone, kolego, ale gdy czytałam o wujku Carlu, przypomniało mi się twoje drugie opowiadanie '-' Moim zdaniem, z każdym rozdziałem piszesz coraz lepiej, a szczerze powiedziawszy, na niskim poziome nie zacząłeś, więc uważam, że drzemie w tobie wielki potencjał :D
OdpowiedzUsuńCo do treści rozdziału: Totalnie zaskoczyłeś mnie z wujaszkiem. Potrafisz zaskakiwać xD A gmatwasz jak szalony, ale to też lubię xD Cóż, dużej weny życzę, bo mnie opuściła x3 I silnego natchnienia co pozwoli ci szybko pisać! *magjuje*
/Ragnarok
Bardzo dobre skojarzenie z "Odcieniami", brawo, jesteś pierwszą osobą, jaka skojarzyła te dwa wątki :) Dzięki za miłe słowa, postaram się ciągle podnosić poprzeczkę :3
UsuńCoraz ciekawiej się robi, bardzo podoba mi się muzyka i to że ktoś kto ma TAKI TALENT dzieli się nim z innymi. Dziękuję za to i życzę weny!
OdpowiedzUsuńHaru
Witam,
OdpowiedzUsuńpowiem tylko jedno” świetny rozdział, Eryk spotkał krewnego, ale też mi się bardzo podobało to, że walczą też o Jemesa... nie chcą aby umarł, i jak widać, są wampiry które mają po prostu ludzkie odruchy....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia