Wiara w nadnaturalne pochodzenie zła jest zbyteczna.
Ludzie sami umieją się zdobyć na każdą niegodziwość.
Myśliwiec z cichym szumem silników oddalał się od drogi, na której odbyła się akcja uwolnienia jeńców z rąk wampirzych szturmowców.
Ludzie sami umieją się zdobyć na każdą niegodziwość.
Myśliwiec z cichym szumem silników oddalał się od drogi, na której odbyła się akcja uwolnienia jeńców z rąk wampirzych szturmowców.
Carl, gdy tylko
zobaczył swojego ukochanego, wprowadzonego na statek przez chłopców,
odrzucił maskę twardego partyzanta i płacząc, rzucił mu się na
szyję. Pocałunkom i uściskom nie było końca, mężczyźni
klęczeli na środku kabiny, obejmując się i witając wylewnie.
Eryk patrzył urzeczony na rozpłakanych, obejmujących się
kochanków. Ale przed oczami miał obraz Petera, jego ciemnych,
szarych oczu i pełnych ust.
Wyrwał się z
zamyślenia, czując na sobie wzrok Tima. Wiedział, co musi czuć
mały, ale nie umiał powiedzieć nic, co mogłoby go pocieszyć.
Smallflower spuścił oczy i również milczał.
Lot trwał krótko,
James posadził statek przed magazynem i kiedy obaj krewniacy,
blondyni otworzyli wrota, wprowadził pojazd do jego wnętrza.
Zaczęli wypakowywać broń i inne części uzbrojenia, po czym
przykryli statek plandeką. Eryk stwierdził, że sprzętu jest tak
dużo, iż nie dadzą rady przenieść go sami do kryjówki. Przez
komunikator powiadomił Petera o ich powrocie i udanej akcji odbicia
jeńca. Poprosił również o transport, ufając, że szatyn jest w
stanie w ekspresowym tempie zorganizować jakieś cztery kółka. I
nie mylił się, w ciągu dziesięciu minut przed bramą dał się
słyszeć odgłos silnika i opon na betonowym podjeździe. Tim z
Erykiem wyszli przed wrota i widok pojazdu odjął im mowę. Nie
wiadomo jak i skąd, Peterowi udało się wytrzasnąć bankową
pancerkę do przewozu pieniędzy, jednak nie był to van, lecz kombi.
Na dachu jak i w przedniej atrapie pojazdu znajdowały się
stroboskopowe światła sygnalizacyjne, którymi Dennissen błysnął
na powitanie. Wysiadł z auta, szczerząc się do przyjaciół.
-Jak wam się
podoba nasze nowe cacko? Kuloodporne szyby i blachy, opony odporne na
przestrzelenie lub przebicie, napęd na obie osie i dwieście kucyków
pod maską!-
-Nieźle.-
pochwalił go Eryk, podchodząc do samochodu i pieszczotliwie
dotykając czarnego lakieru auta oraz symbolu czterech nachodzących
na siebie okręgów na jego atrapie.
-Może skończycie
się podniecać samochodem i zapakujemy broń?- przerwał im Tim,
niosąc całe naręcze karabinów i baterii. Ledwie je utrzymywał,
więc Peter otworzył tylną klapę auta i pomógł mu umieścić je
w bagażniku. Wrócili po kolejną porcję broni i po kolei układali
poszczególne sztuki w bagażniku, starając się zmieścić jak
najwięcej. Na szczęście przestrzeń bagażowa w aucie była duża,
więc z powodzeniem zapakowali w niej wszystko, co otrzymali od
Carla.
Wysoki blondyn
podszedł do chłopców.
-Słuchajcie.-
zapytał. -Pozwolicie nam zostać dziś w nocy w waszej kryjówce?-
-Głupie pytania
zadajesz, wujku.- oburzył się Eryk. -Nasza kryjówka jest do waszej
dyspozycji. Wsiadać do auta i ruszamy, jestem głodny.-
Cała grupa
zaśmiała się, również wyrażając chęć zjedzenia czegoś.
Zapakowali się do samochodu a Peter, jak to miał w zwyczaju, ruszył
z miejsca, dymiąc z palących się na betonie gum.
*************************************************************************
-Mmm.- westchnął
Peter, wylizując resztki sosu z talerza. -Jesteś mistrzem kuchni,
Sammy. Ryż był wspaniały a mięso takie miękkie, brak mi słów.-
-Dzięki.-
zawstydził się Lee. -Nauczyłem się tego od mojej nieżyjącej
babci, kiedy mieszkałem u niej. Miała restaurację w Hongkongu.-
-Całe szczęście,
zdążyła cię nauczyć co nieco.- powiedział Carl, rozkoszując
się delikatnymi kawałkami kurczaka w pikantnym sosie z ryżem.
Do kuchni wszedł
doktor Tomasz i poprawił zsuwające się okulary. Usiadł przy stole
i natychmiast otrzymał porcję jedzenia od Sama.
-Jaki zapach...-
powiedział cicho, nagle przypomniał sobie, po co przyszedł. -Carl,
twój przyjaciel jest cały i zdrowy. Ma lekkie obtarcia i siniaki,
ale jego stan ogólny oceniam na dobry. Jest trochę zagłodzony, ale
przy takiej kuchni szybko dojdzie do siebie...-
Przerwał i rzucił
się na pachnące danie, nie mogąc się powstrzymać. Zaraz po tym
dołączył do chłopców czarnowłosy kochanek Carla. Lee zaprosił
go do stołu i nałożył porcję potrawy. Również rzucił się na
jedzenie, co w jego wypadku było zrozumiałe. Każdy wiedział, że
wampiry nie za bardzo przejmują się karmieniem swoich jeńców,
którzy sami kończyli zwykle jako ich posiłek.
Wuj Carl, zwany
przez swojego ukochanego Karolem, nie mógł oderwać od niego
wzroku. Patrzył z uwielbieniem w oczach na jedzącego, młodego
mężczyznę.
Po skończonym
posiłku wszyscy poczuli się zmęczeni. Peter ziewał jak smok, oczy
Eryka też się trochę kleiły.
-Chyba trzeba iść
spać, nie sądzicie?- zapytał Tim, który też odczuwał zmęczenie
po wypełnionym akcją dniu.
-Jestem za.-
potwierdził Peter. -A w ogóle nie przeciw.-
Wszyscy wstali od
stołu, podczas kiedy Sam zbierał talerze i wrzucał je do zlewu.
Nosił się z zamiarem umycia ich, ale machnął ręką, odkładając
to na następny dzień.
Tim odstąpił
pokój Carlowi i jego czarnowłosemu i razem z Lee, Jamesem i
doktorem postanowili zdrzemnąć się w salonie. Eryk z Peterem
rozłożyli sobie koce w kuchni na podłodze.
Po kolei każdy z
nich szedł pod prysznic a następnie kładł się spać. Na samym
końcu został Vinderen, który wciąż miał we włosach resztki
ziemi i mchu, którymi zamaskował się przed akcją na drodze.
Wyszedł spod prysznica i cicho przemknął się do kuchni, nie chcąc
obudzić Jamesa i małego. Doktor chrapał jak zepsuty odkurzacz,
więc nim się nie przejmował.
Cichutko położył
się obok Dennissena i okrył się kocem. Peter nie spał, patrzył w
sufit z rękoma pod głową.
-Eryk...- szepnął
cicho. Blondyn przysunął się bliżej i położył rękę na nagim
torsie przyjaciela.
-Innym razem,
Peter.- powiedział cicho, sądząc, że Peterowi chodzi o małe
pieszczoty. -Trochę nas tu dzisiaj za dużo.-
-N-nie... nie o to
chodzi.- Peter zaśmiał się. -Chciałem tylko zapytać...-
-Co takiego?-
-Czy twój wujek i
ten jego... Paweł... czy oni...-
-Tak ,Peter.-
szepnął Eryk, głaszcząc skórę przyjaciela. -Są tacy jak my.-
-Trudno w to
uwierzyć. To genetyczne, czy jak?-
-Możliwe, nie
zastanawiałem się nad tym.-
-Ale.. to chyba nie
jest coś złego?- głos Petera zadrżał.
-Nie może być.-
szepnął Eryk i pocałował go w szyję. -Wujek to dobry człowiek,
skoro on nie uważa tego za nic złego, to to nie może być złe.-
Przerwały im
odgłosy, dochodzące zza ściany, z pokoju zajmowanego przez wuja i
jego chłopaka. Tymi odgłosami były dość wyraźne jęki i
postękiwania.
Dennissen zaśmiał
się cicho i pokręcił głową.
-I jak tu ma
człowiek nad sobą panować.-
-Cóż, nadrabiają
stracony czas, nie widzieli się długo.- skwitował blondyn,
starając się utrzymać obojętny ton głosu. Peter westchnął
smętnie:
-Pozostaje nam
tylko odwrócić się do siebie tyłkami i próbować zasnąć.-
-Chyba tak.-
powiedział Vinderen i pocałował go w czoło. -Dobranoc, Peter.-
-Dobranoc.-
odpowiedział szatyn, oddał pocałunek i odwrócił się plecami do
przyjaciela.
Eryk zrobił to
samo.
Przez prawie
godzinę próbował zasnąć, ale odgłosy dobiegający zza ściany
przybrały na sile. Najwyraźniej Carl i jego ukochany postanowili
odrobić całe trzy miesiące rozłąki w jedną noc.
Jak tu wytrzymać,
pomyślał. Poczuł rosnące podniecenie i równie szybko rosnącą
erekcję w bokserkach.
-A, raz kozie
śmierć...- szepnął nerwowo i odwrócił się do pleców Petera.
-Peter...-
Nie otrzymał
odpowiedzi, więc przywarł do szatyna i położył dłoń na jego
płaskim brzuchu. Czuł, jak jego sterczący penis ociera się o
pośladki Dennissena. Przesunął rękę w dół brzucha Petera,
wsuwając ją pod bokserki. Ze zdziwieniem stwierdził, że on też
jest w pełnej gotowości.
Podniósł głowę
i powiedział cicho do ucha przyjaciela:
-Wiem, że nie
śpisz, nie udawaj.-
-Nic się przed
tobą nie ukryje..- westchnął szatyn i odwrócił głowę w stronę
Eryka, aby złożyć namiętny pocałunek na jego ustach.
Vinderen już
całkiem otwarcie wsunął dłoń głębiej i objął jego twardego
penisa.
-Mmm, to cię
zdradziło.- szepnął, ściągając napletek z żołędzi jego
członka i głaszcząc ją delikatnie dwoma palcami. Peter westchnął
z podniecenia i pozwolił przyjacielowi pieścić swoją męskość.
Druga dłoń
blondyna powędrowała na pośladki kochanka, zsuwając z nich zbędne
już bokserki. Zdjął również swoje i przylgnął swoim
nabrzmiałym członkiem do jego napiętych pośladków.
-Tak...- jęknął
Peter i rozluźnił mięśnie. Zachęcił przyjaciela, rozkosznie
wypinając tyłeczek.
Eryk wsunął
członka między jego pośladki i zaczął pocierać nim o dziurkę
chłopca. Wszedł w niego powoli, delikatnie, nie chcąc sprawić mu
bólu.
Jednak trochę
zabolało, o czym świadczyło zaciśnięcie pośladków.
Peter zagryzł
wargę, wytrzymując chwilowy dyskomfort i powoli rozluźnił się.
Ręka przyjaciela, która pieściła jego penisa pomagała mu w tym,
sprawiając mu ogromną rozkosz.
Uniósł jedną
nogę, ułatwiając blondynowi dostęp do swojej ukrytej dziurki.
Jego czuły kochanek delikatnie wszedł nieco głębiej, nie
przerywając masażu jego członka oraz jąder.
Tym razem bolało
mniej, po chwili zrobiło się przyjemnie. Peter rozkoszował się
wypełniającym go twardym, pulsującym penisem Eryka, który całował
go po szyi, nie przestając dawać mu rozkosz ręką.
Fala przyjemnego
ciepła rozlała się po ciele szatyna, jego ciało zaczęło drżeć
a mięśnie napinać się rytmicznie. Czuł, że jest coraz bliżej
szczytu rozkoszy, ale pragnął więcej i więcej, a jego ukochany
Eryk dawał mu tyle, ile tylko chciał.
Jęknął głośno,
kiedy poczuł, że orgazm kumuluje się w dolnych partiach jego
brzucha. Przy jednym, mocniejszym pchnięciu bioder Vinderena napiął
mięśnie a jego członek wystrzelił lepką, kleistą ciecz, plamiąc
koc i dłoń przyjaciela.
Eryk również
zadrżał, co niewątpliwie świadczyło o tym, że też dochodzi.
Szatyn włożył rękę między swoje uda i dosięgnął wchodzącego
w niego członka przyjaciela. Zaczął głaskać jego spód i jądra.
Blondyn drżał
coraz silniej, więc Peter postanowił działać na swój sposób.
Szybko zsunął się
z twardej męskości blondyna, zmienił pozycję i ustami zaczął
obejmować jego pulsującą, nabrzmiałą żołądź. Ścisnął
mocno członka Eryka i masturbował go, trzymając w ustach. Patrzył
na jego twarz, widoczną w świetle księżyca. Wyrażała
niewypowiedzianą rozkosz.
Blondyn napiął
się, jego plecy wygięły się w łuk a Peter poczuł w ustach smak
jego spermy. Ssał mocno jego męskość, spijając ciepłe nasienie
do ostatniej kropli. Jednak nie połknął ani grama. Podniósł się
i zbliżył twarz do błyszczącej w księżycowej poświacie twarzy
Eryka. Spojrzał w jego piękne, błękitne tęczówki, ich wargi
złączyły się. Peter wsączył trzymaną w ustach spermę do ust
blondyna.
Ich języki zaczęły
się ocierać wewnątrz ust, część białego płynu spłynęła po
ich policzkach. Eryk objął szczupłe ciało Dennissena, tuląc go
do siebie.
Z ociąganiem
przerwali pocałunek, odsuwając głowy od siebie. W świetle
księżycowego blasku wyraźnie było widać wilgotną niteczkę
spermy, łączącą ich wargi.
-Kocham cię.-
wyszeptał zmęczony Peter, patrząc w oczy Eryka.
Blondyn wytarł
mokry ślad nasienia z ust kochanka i odpowiedział:
-Ja ciebie też
kocham. Ponad własne życie.-
Dennissen wplótł
palce w jasne włosy Eryka i ponownie złączył swoje usta z jego
ustami.
Nie widzieli
ciemnej, wysokiej i smukłej postaci za oknem, obserwującej ich
poczynania.
-Ja ciebie też
kocham, Eryku.- szepnęła postać, odgarniając z twarzy czarne,
długie włosy. Przez chwilę w świetle księżyca dostrzec można
było fioletowe, przepełnione smutkiem tęczówki tajemniczego
osobnika.
**************************************************************************
-Macie natychmiast
znaleźć tych ludzi!- niski mężczyzna w brunatnym mundurze miotał
się po ciemnej, podziemnej sali bunkra. -Sześciu naszych, zabitych
jak bydło! Przez ludzi!-
Rzucił na biurko
lotnicze fotografie, przedstawiające spalony wóz pancerny i cztery
zmasakrowane, spalone ciała w czarnych hełmach, leżące na drodze.
Trzech pozostałych
mężczyzn stało w kącie pokoju, nie odzywając się. Jeden z nich
miał identyczny mundur, jak szalejący przywódca. Pozostali mieli
czarne mundury. Pod szyją każdego z nich wisiał czarny, żelazny
krzyż.
Jeden z mężczyzn,
pulchny, okrągły na twarzy blondyn, zrobił krok w stronę
przywódcy.
-Mein
Führer...-
-
Milcz, Herman.- wycedził
niski mężczyzna, patrząc jadowicie na podwładnych. -Bierz
kilka oddziałów i załatw to, bo inaczej ja załatwię ciebie.-
Pulchny blondyn
wstrzymał oddech z wrażenia i cofnął się. Cała trójka patrzyła
na wychudzoną twarz przywódcy.
-Precz!- krzyknął
mężczyzna zwany Führerem. -Znajdźcie sprawców tego incydentu i
zabijcie! Żadnej litości, żadnego wysysania krwi, kula w łeb na
miejscu!-
Twarz przywódcy
zmarszczyła się w wściekłym grymasie chorego psychicznie
mordercy. Mały, przycięty wąsik pod jego nosem drgał nerwowo.
Pozostała trójka
oddała mu honory, unosząc prawe ramię w rzymskim geście
pozdrowienia Cezara i opuścili mroczne pomieszczenie.
Mężczyzna usiadł
za biurkiem i ponownie spojrzał na fotografie. Rzucił je na blat i
wcisnął przycisk interkomu.
-Helga.-
powiedział, kiedy usłyszał w głośniku damski głos. -Niech straż
przyprowadzi do mnie tego chłopca, złapanego na Alasce. I niech
przyniosą raport z przesłuchania. Czuję, że on i ci, którzy
zabili naszych ludzi na tej drodze mają ze sobą sporo wspólnego.-
-Tak jest, Mein
Führer.- w głośniku zatrzeszczał głos kobiety. Mężczyzna
z wąsikiem rozłączył się i zapatrzył w zdjęcia.
Nie lubię marnować
jedzenia, pomyślał. Ale kilka sztuk bydła w stadzie to
wkalkulowane straty. Na siedem miliardów potencjalnych, żywych
zasobników krwi, kilka sztuk nie znaczy nic. Rozstrzelanie
publiczne, to zawsze wywierało wrażenie na reszcie. Nawet
osiemdziesiąt lat temu, w czasie wojny.
Przegranej wojny,
po której musiał uciekać.
****************************************************************************
Poranny chłód
wszedł przez otwarte okno do kuchni, budząc chłopców, śpiących
na podłodze. Peter obudził się pierwszy, usiadł na kocu i
zadrżał, czując chłodny powiew od okna. Podciągnął zsunięte
do kostek bokserki i klęknął nad śpiącym jeszcze Erykiem. Okrył
go szczelnie kocem i pogłaskał jego miękkie, jasne włosy.
Chłopiec mruknął i uśmiechnął się delikatnie, otwierając
powieki.
-Umarłem i jestem
w niebie...- powiedział cicho. Peter spojrzał na niego, zaskoczony.
-Jak to?-
-Bo widzę anioła.-
-Dziękuję,
kochany.- zawstydził się Dennissen i pochylił się do ust
blondyna.
Pocałował go delikatnie i wstał, poprawiając koce
otulające przyjaciela. Podszedł do okna i zamknął je.
-Poleż jeszcze,
zrobię kawę.-
-Skoro nalegasz...-
zamruczał Eryk i przeciągnął się pod kocem.
Szatyn włączył
czajnik i rozsypał kawę do kubków. Zza ściany dobiegły ich głosy
Carla i jego ukochanego, Pawła. Kochankowie znowu zaczęli igraszki,
zaledwie otworzyli oczy.
-Ci chyba nigdy nie
mają dość.- zaśmiał się Eryk. Peter machnął w powietrzu
trzymaną łyżeczką, śmiejąc się również.
-Wiesz, długo się
nie widzieli.-
Vinderen popatrzył
na swojego ukochanego, podziwiając jego zgrabną, młodą sylwetkę.
-Mam nadzieję, że
nas nic nigdy nie rozdzieli na tak długi czas...- powiedział cicho,
patrząc, jak Peter zalewa kawę w kubkach.
-Nie pozwolę na
to.- szatyn podszedł z kawą do leżącego i usiał obok na kocu.
-Nie przeżyłbym rozstania z tobą.-
Pocałowali się
znowu.
Ktoś zapukał i
drzwi uchyliły się delikatnie. Do środka wsunęła się czarna
czupryna Tima.
-Mogę?- zapytał
cicho, nie wchodząc. Eryk kiwnął ręką, zapraszając go do
środka. Czarnowłosy usiadł przy blondynie.
-Chcesz kawę?-
zapytał Dennissen i kiedy mały kiwnął twierdząco głową,
zaparzył jeszcze jeden kubek.
-Jezu, jak tu
zimno.- Tim zatrząsł się. -Spaliście przy otwartym oknie?-
Miał na sobie same
spodenki gimnastyczne, całe jego ciało pokrywała gęsia skórka.
-W nocy było
gorąco, nie zamykaliśmy okna.-
-Tak, tym za ścianą
też musiało być gorąco, sądząc po odgłosach, jakie wydawali.-
powiedział czarnowłosy i zarumienił się. -Zresztą, jak słychać
nadal im mało.-
-N-nie to miałem
na myśli.- zająknął się Peter, wiedząc, że Eryk wciąż ma
zdjęte bokserki.
-Wiem, wiem.-
pokiwał głową mały. -Faktycznie, było gorąco, ale nad ranem
padał deszcz.-
-Nic nie
słyszeliśmy.- powiedział Eryk, starając się dyskretnie, pod
kocem naciągnąć na tyłek zsunięte w nocy bokserki.
-Czemu mnie to nie
dziwi.- Tim, mimo wysiłków blondyna i tak domyślił się, co ten
robi. -Was też było słychać.-
-Ehm... bardzo?-
zaczerwienił się Vinderen, któremu w końcu udało się wciągnąć
bokserki na pośladki. Usiadł, odrzucając koc na bok.
-Wystarczająco
głośno.- powiedział mały, zerkając dyskretnie na niemal nagie
ciało blondyna. Przełknął ślinę, widząc przyschnięte ślady
spermy na jego policzku. -Chyba powinniście skoczyć pod prysznic.-
-No.. pójdziemy
zaraz...- Eryk znowu się speszył. -Koniecznie pójdziemy.-
Za ścianą zapadła
cisza. Peter zachichotał, odstawiając parujący kubek na podłogę.
-Albo padli z
wycieńczenia, albo w końcu sen ich zmorzył.-
-Taa... albo
właśnie wstali i zaraz przyjdą na kawę.- podsunął Eryk.
-Wstajemy, lepiej, żeby nas tak nie zastali.-
Podnieśli się,
posprzątali koce z podłogi i zasiedli przy stole.
Eryk nie mylił
się, chwilę później drzwi otwarły się i do środka, bez pukania
wszedł półnagi Carl ze swoim, również niekompletnie ubranym,
lecz owiniętym w białe prześcieradło kochankiem.
-Czuję kofeinę w
powietrzu.- wymamrotał półprzytomnie wysoki blondyn. -Zrobi nam
ktoś po kubeczku?-
-Jasne.- Peter
kiwnął głową i przystąpił do parzenia kawy.
Czarnowłosy Paweł
ziewnął i popatrzył przymglonym wzrokiem po siedzących przy
stole.
-Nie podziękowałem
wam jeszcze za ratunek.- powiedział zmysłowym głosem. -Nie
potrafię nawet wyrazić tego słowami. Dziękuję wam, chłopcy.
Tylko tyle mogę powiedzieć.-
Eryk spojrzał w
jego czarne oczy i uśmiechnął się.
-Nie musisz
dziękować, musieliśmy to zrobić. Ja osobiście dla wujka. Tim
miał okazję wypróbować snajperkę. Dobry trening nie jest zły.-
Paweł pokręcił
głową z niedowierzaniem.
-Ale cała ta
akcja... to stało się tak szybko.- czarnowłosy nadal nie wierzył.
-Jak to zrobiliście?-
-Byliśmy do tego
szkoleni.- wtrącił się Peter, wskazując trzymanym kubkiem na
Eryka. -A on jest najlepszy z nas. To nasz dowódca.-
-Niesamowite.-
Paweł był pod wrażeniem. -Masz wiele wspólnego ze swoim wujkiem,
Eryku.-
-Takie już nasze
geny.- zażartował Carl. -Eryk to potomek słynnego na cały świat
Eryka Wielkiego, wikinga.-
-Nie przesadzaj,
wujku.- chłopiec zawstydził się.
-Jak jeszcze raz
powiesz na mnie wujku, a dostaniesz w czoło.- Carl wyszczerzył zęby
w uśmiechu i puścił oczko do swojego chłopaka. - To mnie
postarza, a nie chcę wyjść na dziada przed moim pięknym.-
-Dobrze, wuj...
znaczy Carl.. Karol... jak ja mam na ciebie mówić?!- zapytał Eryk
z rozpaczą w głosie.
-Twoja mama zawsze
mówiła na mnie Carl.- zaśmiał się wysoki blondyn. -Twierdziła,
że moje polskie imię brzmi po duńsku trochę... kobieco. Ale
pamiętam, że podobał jej się Paweł.-
Czarnowłosy
zawstydził się i odrzucił opadające na oczy włosy.
-Pamiętam to.-
powiedział cicho. -Ciebie też pamiętam, Eryku. Byłeś słodkim
dzieckiem.-
-Niewiele ze mnie
zostało z tego dziecka...- chłopiec posmutniał, wspominając dawne
czasy i mamę. -Ale ja też pamiętam to lato, kiedy byliście u
nas.-
-Pięknie było.-
Carl pokiwał głową. Dokończył kawę i klepnął się w uda. -No,
czas wracać do swoich, brakuje im dowódcy.-
-Odwiedzajcie nas
czasami.- powiedział Tim. -Póki co nie wybieramy się nigdzie.
Możemy wam pomóc w jakiejś akcji, w razie potrzeby.-
-Będę o tym
pamiętał.- powiedział mężczyzna z uśmiechem, wstając od stołu.
Spojrzał na swojego chłopaka. -Chodź, kociaku. Weźmiemy prysznic,
razem.-
-Karol... nie przy
wszystkich.- zawstydził się czarnooki Paweł, ale podniósł się i
okrył szczelnie prześcieradłem.
Wyszli z kuchni,
zostawiając chłopców w doskonałym humorze.
********************************************************************
W mrocznym pokoju
bunkra na północnym wybrzeżu Afryki siedziały trzy osoby. Jedną
był niski, chudy mężczyzna z przylizaną na bok grzywką i
starannie przyciętym wąsikiem. Drugą, otyły blondyn z czerwoną
twarzą, a trzecią, szesnastoletni chłopak o straszliwie
pokaleczonej i posiniaczonej twarzy. Jego oczy byłe tak opuchnięte,
że z ledwością mógł je otworzyć. Był nagi, siedział na
stalowym krześle z rękoma przykutymi do oparć. Całe jego ciało
pokrywały krwawe blizny po uderzeniach.
Pulchny człowiek w
czarnym mundurze potrząsnął trzymanymi w ręku dokumentami,
podchodząc bliżej światła.
-Mark O'Shea, lat
szesnaście.- przeczytał głośno, rzucając krótkie spojrzenia na
drugiego mężczyznę. -Złapany podczas patrolu na Alasce, uciekał
z innych chłopakiem w stronę granicy z Kanadą. Nie stawiali oporu,
nie byli uzbrojeni. O'Shea podczas przesłuchania stwierdził, że
był studentem centrum szkolenia bojowego na Alasce. Nie
stwierdziliśmy, że takie centrum tam istnieje.-
-Bo już nie
istnieje, grubasie.- warknął chłopak. -Spłonęło dzień
wcześniej, zanim mnie złapaliście.-
Mężczyzna
wyprostował się i odwrócił się gwałtownie, uderzając chłopca
w twarz wierzchem dłoni.
-Jeszcze nie masz
dosyć?- syknął przez zaciśnięte zęby. -Moi ludzie tylko
czekają, żeby się z tobą zabawić. Trzymaj język za zębami,
póki jeszcze je masz.-
Z nosa i ust
chłopca pociekła krew, spłynęła mu po brodzie na brzuch a
później na rude włosy łonowe.
-Nic wam nie
powiem.- powiedział niewyraźnie przez opuchnięte wargi. -Możecie
mnie od razu zabić.-
-Zrobimy to, możesz
być pewien.- chuda sylwetka z wąsikiem wstała zza biurka i
podeszła do chłopaka. -Możesz być też pewien, że powiesz nam
wszystko co chcemy wiedzieć. Jak już się przekonałeś, mamy
niezawodne sposoby.-
Zza pancernych
drzwi pokoju dobiegł ich krzyk torturowanego więźnia.
-Słyszysz?-
zapytał mężczyzna z wąsikiem. -To twój kolega, ten Rusek. Czego
nie powiesz nam ty, powie on. Tak czy inaczej, dowiemy się
wszystkiego, co jest nam potrzebne.-
Rudzielec spuścił
głowę, zrezygnowany.
-Co chcecie
wiedzieć?- zapytał łamiącym się głosem. Grubas podsunął mu
pod nos zdjęcia, przedstawiające martwe ciała żołnierzy wampirów
i wysadzoną pancerkę.
-Zaatakowano nasz
oddział, stacjonujący w środkowej Europie.- powiedział. -To była
bardzo sprawna, zaplanowana akcja, nie jakieś partyzanckie gówno.
Może masz jakieś sugestie co do sprawców tego ataku?-
-Wydaje mi się...-
chłopiec zająknął się. -Może to któryś z oddziałów
specjalnych. Oni są skuteczni w takich akcjach. Nie miałem z nimi
do czynienia, ale widziałem filmy z niektórych operacji na terenach
Azji. Byli jak duchy, nie wiadomo skąd się pojawiali i tak samo
znikali.-
-Gdzie jest ich
główna kwatera? Gdzie się szkolą?- zapytał człowiek z wąsikiem.
-Centrum szkolenia
było na Alasce, nie kłamałem...- jęknął chłopak. -Sam tam się
szkoliłem. Lokalizacji kwatery głównej nie znam, była tajna.-
-Sprawdzimy to
centrum na Alasce.- grubas złapał chłopaka za włosy i podniósł
jego głowę do światła. -Jeśli mówisz prawdę, umrzesz szybko. W
przeciwnym wypadku czekają cię kolejne rozkosze przesłuchań z
moimi podwładnymi. Twój kolega, Aleksjejew właśnie ich
doświadcza. I sądząc po odgłosach, podobają mu się.-
Z korytarza
dobiegał wrzask męczonego jeńca.
O'Shea poddał się.
Nie zniesie więcej
tortur.
-Do celi z nim.-
rzucił krótko niski człowiek z przylizaną grzywką. -Drugiego
też, jego wrzaski działają mi na nerwy.-
-Tak jest, Mein
Führer.- powiedział grubas i podszedł do drzwi, by wezwać
stojącego za nimi strażnika.
-Wyprowadzić
więźnia.- powiedział do żołnierza, który odpiął pokaleczone
ręce chłopaka od fotela i podniósł go, nawet nie siląc się na
delikatność.
-Wyślij tam
eskadrę myśliwców, Herman.- powiedział chudy przywódca, kiedy
strażnik wyprowadził chłopca. -Niech powęszą, złapią kilku
miejscowych, przesłuchają. W końcu poznamy prawdę.-
-Tak jest, Mein
Führer.- grubas podniósł prawe ramię i wyszedł z pokoju.
Führer
usiadł przy biurku i wcisnął klawisz interkomu.
-Helga, niech mi
przyprowadzą jakiegoś jeńca, najlepiej Żyda. Biegiem, jestem
głodny!- warknął do mikrofonu i nie czekając na odpowiedź,
rozłączył się.
Świeża krew.
Tego teraz
potrzebował.
Zawsze myślało mu
się sprawniej, kiedy zaspokoił pragnienie młodą, żydowską
krwią.
Ten rozdział jest świetny! Jak ty to robisz, że piszesz coraz lepiej, każdy rozdział jest dla mnie bardzo interesujący i ciekawy...czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńSkąd Hitler?!
OdpowiedzUsuńCzemu tak ranisz Tima?!
Obrzucę cię kaki, bo właśnie je spożywam.
Ale i tak cię lubię. I masz pisać dalej. I lepiej. Podnoś tą poprzeczkę, a nie! Masz przebić Małego Księcia, którego tak ubóstwiam! A jak nie... To zobaczysz... Przyjdę do ciebie... W dzień... Zobaczysz...
Życzę weny i dobranoc XD
/Ragnarok
Matko, strach się bać ^.- Dlaczego nie w nocy? Tak z zaskoczenia, we śnie? :P Dzięki za komentarz :)
UsuńBoskie! Niby nic się nie wydarzyło, a czytałem zzapartym tchem. Dlaczego Hitler?Czekam na więcej. Dominik P.S. Zamiast babka nauczyla SIĘ powinno być CIĘ( tak mi się zdaje) P.S.S. Wybacz marną jakość moich komentarzy, ale poza twoimi opowiadaniami chyba nigdy nie komentowałem.
OdpowiedzUsuńDobrze Ci się zdaje, już poprawiam :)
UsuńŚwietna notka, niesamowicie to zrobiłeś...i jeszcze ta tajemnicza postać i me in führer no zaskakujesz coraz bardziej, mam nadzieję iż rozwinięta to tak,że nam czytelnikom opadnie szczęki z wrażenia :)
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na next i życzę weny :D
Mrrrr, kolejny wpis!
OdpowiedzUsuńNo powiem, zaskoczyło mnie, że zrobiłeś z Adolfika wampira :-D gdzieś już chyba natknęlam się na podobną koncepcję, ale cicho tam, dobrze jest :3
Podoba mi się twój styl w opisywaniu momentów bardzo erotycznych :-D
Tak mi się przykro zrobiło trochę James'a, bu.
No i oczywistość na koniec.
Nie mogę się doczekać dalszego rozwoju akcji ^^
Szikar
Jakkolwiek rzadko zbieram się ażeby cokolwiek skomentować, tak tu mam potrzebę, o.
OdpowiedzUsuńI połowa tego komentarza będzie miła, druga troszu mniej, takżeeee, co następuje.
Po pierwsze, bo lubię się czepiać tego co widzę - szata graficzna - pikseloza w nagłówku, tło też się rozpływa, nie do końca to wszystko zachęcające, ale jednocześnie w sumie nie na tyle odrzucające, żebym wyłączyła bloga zaraz po wejściu, a tak mi się nieraz zdarzało :>
Teraz tak. Co mi się podoba niesamowicie, to świat przedstawiony - oryginalna idea, wampiry-obcy, wojna, postapokaliptyka - za to seryjnie wielki szacun, bo dobre, wciągające, ciekawe, intrygujące i ogólnie WOW. Plus przemyślane, wszystkie bronie, szkolenia, walki, itepe, itede, zajebiste. Jaram się. Wielbię postapo, podobamisię.
Dalej lecąc pozytywami, umiarkowanie mało błędów jakichkolwiek. Dobrze jest.
Ogólnie fabularnie, szkolenia, walki - wciągające.
I koniec słodzenia (ale imo zasłużonego), teraz wszystko o czym w sumie nie wiem co myśleć.
Styl pisania. Z jednej strony, naprawdę dopracowane opisy co do świata przedstawionego, zajebiste opisy walk, ogólne WOW, a z drugiej, jak przychodzi do skończenia walk i momentów około-pokojowych, to wydaje się zasadniczo dość słabe.
Po części wydaje mi się to kwestią bohaterów - przez długi czas wszyscy, dosłownie wszyscy co do jednego wydawali mi się ogólnie bez charakteru, trochę zbyt mało dopracowani tudzież przerysowani - Eryk, genialne dziecko, Peter - jakiś ktoś zapatrzony w genialne dziecko, i tak dalej. Chociaż akurat Tim mnie ujął :D A wampirzy przyjaciel mnie z początku wnerwiał (ale to dobrze, przynajmniej wzbudzał jakieś emocje...), ale aktualnie powoli się do niego przekonuję :D Jednak koniec końców, dałoby się ich wszystkich jeszcze lepiej dokreować, albo przedstawiać tak, ażeby czytelnik miał trochę więcej informacji, opisów, i tak dalej.
Plus (minus?) - w pewnym momencie zauważyłam (czego cholernie nie lubię) postępujący przejaw powoli postępującej wśród bohaterów ostrej, nieuleczalnej choroby, jaką jest homoseksualizm zakaźny, przechodzący drogą lotną ._.
Co do samego wątku BL - szczerze, nie podoba mi się. Za płytkie. Za szybkie. Poznali się, a dzień później była wielka miłość itede. Osobiście rzygam tęczą, niestety. (Ale Tima w tym wszystkim lubię, o!) Chociaż przynajmniej opisy relatywnie niezłe, nie bardzo dobre, ale też nie stricte słabe.
I więcej tu krytyki niż pozytywów mi wyszło ._.
Przepraszam za to, ale chwalenia akurat trochę już tu w komentarzach masz, to czas na co innego :D
Ogólnie jest tak, że pomimo wszystkich negatywów, to jak włączyłam sobie dzisiaj na wykładach pierwszy rozdział, to pewnie bym przeczytała jednym ciągiem wszystko, gdyby nie fakt, że w połowie dwunastego rozdziału telefon mi się rozładował ;_;
A wszystko przez świat przedstawiony. Daj fance postapo/militariów/fantastyki wojnę, wampiry i zniszczony świat w jednym, a weźmie z pocałowaniem ręki :D
Koniec końców konkluzję mam taką, że gdybym miała ogólne moce sprawcze, to kazałabym ci przestać pisać BL, a zamiast tego stworzyć coś epickiego w klimacie postapo i tak dalej. Bo to akurat wychodzi ci bardzo dobrze, jeszcze nie jest to wybitne, ale kto wie, kiedyś by być mogło :D
Gil-z-YF
Trochę tłumacząc się z niedociągnięć i innych braków, nie jestem profesjonalistą, piszę jak umiem i daję z siebie wiele (wiele, nie wszystko, gdyż tego jeszcze nie potrafię). Moja dziwaczna, "lekko" skrzywiona wyobraźnia tworzy obraz takiego świata, co staram się jakoś przelać na ten wirtualny papier Bloggera, a jak to wychodzi, to już inna sprawa. Tak czy inaczej, dziękuję za komentarz, wszelkie uwagi biorę sobie do serca i obiecuję poprawę z każdym nowym rozdziałem.
OdpowiedzUsuńGrafiki... są jakie są, znalezione w sieci, więc na ich jakość nie mam wpływu, jak i na swój brak talentu plastycznego. Gdybym takowy posiadał, sam zająłbym się ilustrowaniem bloga.
Cóż, na koniec powiem, że takie komentarze sprawiają, iż staram się bardziej i bardziej, więc jeszcze raz dziękuję ^.^ Obiecuję, że w następnym rozdziale tak zbalansuję wątki s-f/militarne/postapo z BL, żeby nie przesadzić ani z jednym, ani z drugim, co, jak sądzę, powinno zadowolić tak wymagającą czytelniczkę :) Pozdrawiam.
Karoru
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział jest boski, aż zapiera dech w piersiach.... Hitler skąd tu Hitler? Ale to świetny pomysł.... ojj... jak możesz tak ranić Tima? Zastanawia mnie czy Peter podejrzewa jakie uczucia targają Timem...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia