Chłopcy
wnieśli zwłoki Krystiana do wnętrza myśliwca i złożyli je na
podłodze. Obok położyli rannego Tima, który co pewien czas
odzyskiwał przytomność i wyciągał ramiona w stronę martwego
chłopca.
-Nie
on...- jęczał, chwytając go za podziurawione kulami, zakrwawione
ubranie. -Tylko nie on... nie zasłużył na to.
Eryk
klęczał obok, starając się pocieszyć czarnowłosego. Towarzyszył
mu Paweł.
-Tim,
nie płacz- powtarzał blondyn, trzymając przyjaciela za rękę.
-Już
mu nie pomożesz- szepnął Paweł ze łzami w oczach. -Biedny
Krystian...
Tim
zadrżał i chwycił ciało chłopca, przyciągając go do siebie.
Objął bezwładnego Krystiana, podtrzymując jego głowę.
-On
nie powinien zginąć, to niesprawiedliwe- załkał, przytulając
ciało zielonookiego.
Eryk
zakrył usta dłonią, powstrzymując płacz.
-Wojna
nigdy nie jest sprawiedliwa, Tim. Zabiera nam tych, których kochamy.
Każdy z nas stracił kogoś w tej wojnie.
-On
miał dopiero dwanaście lat...- jęknął Smallflower i przygarnął
mocniej ciało chłopca.
Peter
stał nad nimi, wciąż w kombinezonie z otwartą przyłbicą. Jego
oczy były wilgotne, kiedy patrzył na przytulającego zwłoki
Krystiana, Tima. Odpiął zaczepy hełmu i zbroi, wyłączając jej
systemy. Uwolnił się z jej objęć i klęknął przy czarnowłosym.
-Był
dla ciebie jak młodszy brat, prawda?- zapytał i dodał. -Ja
straciłem młodszego brata. Był w wieku Krystiana. Rozumiem twój
ból.
Tim
znieruchomiał, trzymając popielatowłosego w objęciach. Vinderen
dotknął jego ramienia i stwierdził, że chłopak stracił
przytomność.
-Zostawmy
ich- szepnął, wstając. -To ich pożegnanie.
Myśliwiec
pędził w stronę miasta, pokonując błyskawicznie kilometry
dzielące ich od celu. Kilka minut później wylądowali przed
magazynem, James wprowadził statek do jego wnętrza i chłopcy
wynieśli rannego Tima, wraz z Krystianem.
Carl,
który czekał na nich w magazynie, zbliżył się, patrząc z
przerażeniem na złączonych uściskiem chłopców. Nie potrzebował
słów, żeby domyślić się, co się wydarzyło.
-Biedny
chłopak...- powiedział, kładąc dłoń na martwym ciele
zielonookiego chłopca. Spojrzał na Tima. -Co z nim?
-Przeżyje-
powiedział Sweetwater, który zamknął klapę statku. -Jest ciężko
ranny, ale zregeneruje się powoli.
-Jest
tu Tomasz, może go obejrzeć- zaproponował. Eryk pokiwał głową,
zgadzając się.
Wuj
oddalił się i po chwili wrócił z doktorem, trzymającym swoją
torbę lekarską i skaner diagnostyczny. Kucnął przy Timie i
rozplątał jego ramiona, obejmujące ciało szarowłosego. Przyłożył
skaner do czoła Smallflowera, następnie przejechał nim nad całym
jego ciałem, odczytując wynik.
-Regeneruje
się bardzo szybko- oznajmił, odkładając urządzenie obok zwłok
Krystiana. -Miałem zamiar zabrać go do szpitala, ale to nie będzie
konieczne, jest już niemal cały.
Odsłonił
jego klatkę piersiową, pokazując chłopcom znikające rany po
pociskach. Krwawe otwory zasklepiały się w szybkim tempie, krew
przestała płynąć.
-Niesamowite...-
szepnął zdumiony Eryk, patrząc na znikające na ich oczach rany
Tima.
Skaner
ożył.
Wydał
krótki, piszczący dźwięk, jego ekran podświetlił się. Doktor
Tomasz podniósł urządzenie i spojrzał na wynik, wyświetlający
się na ekranie. Zerwał się nagle na równe nogi, poprawiając
spadające na czubek nosa okulary.
-Jedziemy
do szpitala!- zawołał, patrząc na chłopaków zszokowanym
wzrokiem. Pokazał palcem Krystiana. -Ten mały żyje!
Vinderen
nerwowo spacerował po szpitalnym korytarzu, przed drzwiami gabinetu,
w którym Tomasz zamknął się z Krystianem. Pozostali, nie licząc
Tima, którego umieszczono w sali z Aleksjejewem i O'Shea do czasu
odzyskania przytomności, siedzieli na plastikowych krzesełkach,
tupiąc, kręcąc palcami lub gwiżdżąc w oczekiwaniu na doktora.
-Jak
to możliwe?- zapytał Peter, patrząc na przechadzającego się
przyjaciela. Eryk wzruszył ramionami i pokręcił głową, nie
znajdując wyjaśnienia.
-Nie
mógł przeżyć takich ran- powiedział w końcu. -Dostał
przynajmniej dwadzieścia kul, w brzuch, klatkę i w szyję. Nie
wiem, jakim cudem przeżył.
Drzwi
gabinetu otwarły się, stanął w nich doktor Tomasz, zdejmując
zakrwawione rękawice chirurgiczne. Popatrzył na chłopców i
powiedział:
-Wyjąłem
wszystkie kule, dwadzieścia sześć sztuk. Cztery były w sercu,
jedenaście przebiło płuca, było też kilka w żołądku. Jedna
uszkodziła kręgosłup.
-Więc
jak to możliwe, że przeżył?- zapytał Peter. Tomasz pokręcił
głową.
-Nie
wiem jak- powiedział. -Wiem tylko, że regeneruje się jak wampir,
albo jak ja czy Tim. Z tym, że o wiele szybciej.
-Wampir?-
James wstał i poprawił nerwowo mundur. Doktor uspokoił go.
-Spokojnie,
nie jest wampirem. Jego krew jest czerwona, nie brunatna, jak twoja.
-Ale
musiał być zakażony i przemiana musiała zostać powstrzymana przez
przetoczenie ludzkiej krwi, tak jak u Tima.
-Też
tak myślałem. Ale w jego przypadku tak się nie stało- powiedział
doktor, poprawiając okulary. -Mam pewną teorię, ale to tylko moje
domysły.
-Powiedz
nam- ponaglił go Eryk, siadając na jedynym wolnym krzesełku.
Lekarz
oparł się o ścianę i ponownie poprawił okulary.
-Być
może się mylę...- zaczął. -...ale przypuszczam, że to krew Tima
mu pomogła. Smallflower trzymał go przez całą drogę do miasta,
tak?
Chłopcy
przytaknęli, przypominając sobie rozpacz czarnowłosego, gdy
obejmował ciało Krystiana.
-Znalazłem
krew Tima na ciele chłopca- Tomasz kontynuował swoją teorię.
-Przypuszczam, że przemieniona krew Smallflowera przeniknęła do
organizmu Krystiana i zapoczątkowała proces regeneracji.
-Ale
krew musi być zgodna- zaprotestował Peter. -Obca grupa zostałaby
odrzucona, sam to mówiłeś.
-No
cóż- doktor poprawił okulary. -Zupełnie przypadkiem okazało się,
że mają tę samą grupę krwi. Możecie mówić, że to ślepe
szczęście, albo zrządzenie losu, ale tak właśnie jest,
sprawdziłem to.
-
I to Tim go ożywił?- Vinderen wciąż nie wierzył w słowa
lekarza.
-Jak
mówiłem, to tylko moja teoria. Ale wydaje mi się najbardziej
prawdopodobna.
-Jak
on się czuje?- zapytał Eryk. -Możemy go zobaczyć?
-Cóż,
serce już się zabliźniło, płuca również. Z żołądkiem nie
będzie tak łatwo, kwasy spowalniają regenerację. Kręgosłup też
zajmie trochę czasu. Ale możecie do niego wejść.
-Jest
przytomny?
Lekarz
pokręcił głową.
-Nie,
ale przy tym tempie odbudowy tkanek powinien obudzić się jutro
rano, ewentualnie w południe.
Eryk
wstał i podszedł do doktora.
-Chcę
go zobaczyć.
-Chodź-
Tomasz otworzył drzwi gabinetu. -Chodźcie wszyscy, możecie wejść.
Weszli
do słabo oświetlonego pomieszczenia, w którym, na twardym,
szpitalnym łóżku leżał Krystian. Miał na sobie spodenki, resztę
ubrań Tomasz zdjął podczas usuwania pocisków i przemywania ran.
Jego
klatka piersiowa poruszała się powoli, znacznie wolniej niż u
zdrowego człowieka, niemal niezauważalnie. Monitor nad jego głową,
podpięty różnymi czujnikami do jego klatki i głowy, pokazywał
krzywe fal mózgowych i linie wykresu uderzeń serca, które również
biło znacznie wolniej. Otwory po kulach prawie znikły, pozostały
tylko niewielkie, czerwone ranki na skórze. Bardzo dużo ranek. Po
kilku minutach przypominały już ślady ukąszeń owadów, by po
jakimś czasie zniknąć całkiem, pozostawiając tylko
zaczerwienione plamki na ciele chłopca.
-Niesamowite...-
szepnął Peter, podchodząc bliżej i pochylając się nad
Krystianem.
Zielonooki
nabrał głęboko powietrza i westchnął głośno. Eryk pochylił
się i złapał go za rękę. Jednak nie było żadnej reakcji,
świadczącej o tym, że chłopiec cokolwiek czuje.
-Budzi
się?- zapytał Vinderen, spoglądając na Tomasza, lecz lekarz
pokręcił głową.
-Nie,
podałem mu środek nasenny, ponieważ organizm najszybciej
regeneruje się we śnie- wyjaśnił – To tylko odruch, jego ciało
ożywa.
Blondyn
lekko ścisnął dłoń Krystiana i szepnął:
-Wracaj
do nas, mały.
Odwrócił
się od chłopca i przeciągnął wzrokiem po reszcie chłopaków.
-Tim
powinien go zobaczyć- powiedział. -To jego zasługa.
-Tim
też śpi, nie obudzi się wcześniej niż jutro rano- sprostował
Tomasz.
Eryk
kiwnął głową, na znak, że zrozumiał.
-W
takim razie wrócimy tu jutro z samego rana- powiedział i skierował
się do drzwi. -Opiekuj się nimi dobrze, doktorku.
Wyprowadził
całą grupę z gabinetu i skierował się do hallu. Tam czekał już
na nich Carl, czyszcząc swój karabin. Wstał, kiedy chłopcy weszli
do hallu i kiwnął na swojego ukochanego. Paweł podszedł do niego
i złapał go za rękę.
-Co
z nimi?- zapytał, zarzucając broń na plecy.
-Odpoczywają-
wyjaśnił Eryk. -Jutro tu przyjdziemy, jak będą przytomni.
-Więc
do zobaczenia jutro, tutaj- kiwnął ręką wysoki blondyn.
-Trzymajcie się. My tu zostaniemy, będziemy mieli na oku doktorka i
jego pacjentów.
Poszedł
w stronę pokoju ochrony, prowadząc swojego czarnowłosego kochanka.
-Jedźmy
do domu- Peter zadzwonił kluczykami od auta. -Jestem zmęczony i
głodny.
-Jak
my wszyscy- westchnął Eryk, kierując się do przeszklonych drzwi.
-Głodomory-
zażartował James, idąc za chłopcami. -Ja wysączyłem pół litra
zimnej krwi ze szpitalnej lodówki i na miesiąc mam spokój.
-Szczęściarz-
powiedział sarkastycznie Eryk. -Też bym tak chciał, pożywiać się
raz na miesiąc.
-Ogólnie
nie polecam- Indianin spoważniał. -Nie jest fajnie, być kimś
takim jak ja.
Blondyn
spojrzał w jego fioletowe oczy, rozumiejąc jego emocje. Nie
powiedział ani słowa. Nie musiał.
-Jedźmy
już- ponaglił ich Peter, otwierając drzwi.
Wsiedli
do samochodu i bez słowa ruszyli do kryjówki.
-Nadal
tego nie pojmuję- Peter siedział na łóżku, wycierając włosy w
ręcznik. -Krew Tima regeneruje Krystiana?
Przed
chwilą skończyli prysznic, teraz osuszali się w zwolnionym pokoju
Tima i Krystiana. Obaj mieli na sobie tylko ręczniki, zawinięte na
biodrach.
-Też
tego nie rozumiem- powiedział Eryk, wieszając swój ręcznik na
oparciu krzesła. -Nie znam się na medycynie, jestem żołnierzem.
Dennissen
rzucił ręcznik na krzesło i usiadł obok blondyna. Złapał jego
dłoń i splótł swoje palce z palcami Eryka.
-Kocham
cię, mój żołnierzu- pocałował go w policzek. Vinderen
odwzajemnił pocałunek i usiadł po turecku naprzeciwko swojego
ukochanego. Ich usta złączyły się, oddechy stawały się coraz
szybsze. Szatyn zarzucił ramiona na szyję Eryka, oplótł nogami
jego biodra i przysunął się bliżej. Ich nagie klatki piersiowe
zetknęły się.
Blondyn
ugryzł lekko wargę Dennissena i jęknął cicho:
-Przy
tobie przestaję nad sobą panować...
-Teraz
już wiesz co czuję, kiedy jesteś obok mnie- odpowiedział Peter,
wsuwając język w usta Vinderena. Ich wargi zwarły się w
pocałunku, ręce, niezależnie od mózgów rozpoczęły wędrówkę
po ich ciałach, rozplątując ręczniki, zawiązane na biodrach. Już
nadzy, wtuleni w siebie, opadli na łóżko, całując się
namiętnie. Eryk przyciągnął biodra kochanka do siebie, czując na
brzuchu jego sztywnego członka. Przekręcił się na plecy,
wciągając szatyna na siebie i oplatając go nogami. Ich penisy
ocierały się o siebie.
-Wejdź
we mnie...- szepnął do ucha Dennissena i złapał jego męskość,
naprowadzając na swój rowek. Peter zawahał się.
-Jesteś
tego pewien?- zapytał. -Myślałem, że wolisz być na górze.
-Po
prostu zrób to. Chcę cię poczuć w sobie.
Szatyn
nie sprzeciwiał się więcej, delikatnie, dłonią, naprowadził
główkę swego penisa na dziurkę kochanka i wszedł w niego powoli.
-A-ach...-
Eryk westchnął i zagryzł wargę, zamykając oczy. Peter wpatrzył
się w jego twarz, szukając w niej oznak bólu. Ale blondyn otwarł
swoje błękitne oczy i spojrzał na ukochanego.
-No,
dalej- powiedział, uśmiechając się uroczo. -Nie każ mi czekać.
Dennissen
docisnął biodra do pośladków Eryka, czuł, jak jego członek
zagłębia się w jego szparce. Blondyn jęknął, czując lekki ból,
skrzywił się.
Ale
nie powstrzymywał Petera, który wchodzi w niego coraz głębiej i
głębiej.
-Tak...-
szepnął, kiedy poczuł, że biodra szatyna przylgnęły do jego
pośladków. -Kocham cię...- wpił się w usta Petera i całował je
namiętnie.
-Ja
ciebie też kocham- odpowiedział Dennissen, oddając pocałunek.
Świt
zastał ich wciąż wtulonych w siebie. Zaledwie otworzyli oczy,
zasypali się pocałunkami i kochali znowu, bez opamiętania, bez
kontroli, bez końca...
Samochód,
prowadzony przez Petera podskoczył na starym, zrujnowanym torowisku
tramwajowym. Eryk pogroził przyjacielowi palcem, uśmiechając się
do niego.
-Dowieź
nas całych do szpitala- powiedział i przezornie zapiął pas
bezpieczeństwa.
Siedzący
z tyłu James beznamiętnie patrzył w okno, nie zwracając uwagi na
nierówności terenu i podskakiwanie pojazdu.
Dennissen
spojrzał na niego w lusterku i zapytał:
-Nad
czym tak dumasz?
Indianin
wyrwał się z zamyślenia.
-Myślę
o tym małym- powiedział. -Zastanawiam się, czy on przejmie jeszcze
jakieś właściwości od Tima, czy na regeneracji się skończy.
-Osobiście
życzę mu, aby przejął od niego siłę- stwierdził Eryk.
-Widzieliście, co Tim zrobił z tymi wampirami? I jak rozprawił się
z wozami pancernymi?
-To
było mocne- Peter był podekscytowany. -Wyrywał włazy pancerek,
jakby były z papieru.
-To
przerażające- powiedział James. -On jest silniejszy ode mnie, o to
część mojej siły przejął.
Eryk
zamyślił się na chwilę i powiedział:
-Może
po prostu sam nie znasz swojej siły. Nie musiałeś jej nigdy w
pełni używać.
-To
prawda, nie musiałem- potwierdził Indianin. -Ale tam w bunkrze, z
tym strażnikiem. Gdyby nie Tim, byłbym martwy. Nie byłem w stanie
obronić się przed ciosami tego bydlaka.
-Po
prostu był szybszy- skwitował Peter, co nie do końca zadowoliło
wampira.
-Może
masz rację- uciął dyskusję. -Jesteśmy na miejscu.
Samochód
wjechał na dziedziniec szpitala, pod same oszklone wejście. Chłopcy
opuścili pojazd i weszli do wnętrza budynku, gdzie powitał ich
Paweł.
-Wyspani?-
zapytał, uśmiechając się szeroko. Peter i Eryk spojrzeli na
siebie ukradkiem, wymieniając dyskretne uśmiechy.
-Można
tak powiedzieć- odparł blondyn. Dennissen zaczerwienił się i
przemilczał odpowiedź. Wysoki brunet chyba domyślił się, co
działo się w nocy, gdyż tylko pokręcił ze śmiechem głową.
-Krystian
czeka na was, obudził się- poinformował, kierując się w głąb
korytarza.
-Jak
się czuje?-zapytał Eryk, starając się zrównać tempo marszu z
dwumetrowym Pawłem.
-Szczerze
mówiąc, rewelacyjnie- czarnowłosy uśmiechnął się promiennie.
-Nie dość, że czuje się doskonale, to wygląda na to, że
odzyskał pamięć i zachowuje się normalnie.
Otworzył
drzwi gabinetu Tomasza, gdzie przy stole siedział sam doktor i
szarowłosy Krystian. Chłopiec odwrócił się w ich stronę i
uśmiechnął szeroko.
-Eryk!-
zawołał i podbiegł do blondyna. Vinderen schylił się i objął
małego ramieniem.
-Co
u ciebie, mały?-zapytał, mierzwiąc mu czuprynę.
-Super,
czuję się świetnie!
-Cieszymy
się- Eryk poklepał go po ramieniu i przywitał się z doktorem.
Tomasz
wzruszył ramionami z uśmiechem i powiedział:
-Chyba
słowa są zbędne, jak widać jest cały i zdrów.
-Trudno
w to uwierzyć, ale... to prawda.
Mały
usiadł znowu przy doktorze i pozwolił pobrać sobie próbkę krwi
do badania. Syknął, kiedy igła wbiła się w jego zgięcie
łokciowe, ale nie wyrwał reki.
-Zuch
chłopak- pochwalił go doktor Tomasz i puścił jego ramię.
-Później zrobię analizę- dodał chowając fiolkę z krwią
chłopca do szafki.
Zielone
oczy Krystiana patrzyły na chłopców pytająco.
-Czy
ja umarłem?- zapytał, patrząc na Eryka.
-Prawie-
odpowiedział blondyn. -Ale doktorkowi udało się ciebie uratować.
I Timowi, rzecz jasna.
-Tim
płakał, pamiętam to- zamyślił się popielatowłosy. -Ja leżałem,
a on nade mną płakał i miał fioletowe oczy.
-To
już nie ma znaczenia, ważne, że żyjesz i że nic ci nie jest-
powiedział Peter i roześmiał się wesoło. -Boże, to jeden z
najszczęśliwszych dni w moim życiu, cieszmy się!
W
gabinecie zrobiło się gwarno, wszyscy klepali zielonookiego po
plecach, gratulowali powrotu do zdrowia i cieszyli się jego
normalnym zachowaniem.
-Słuchajcie-
przerwał Vinderen. -Wypadałoby powiadomić Tima.
-Możesz
do niego iść- powiedział Tomasz. -Powinien się już obudzić,
jest w sali z tym Ruskiem i piegowatym.
Eryk
udał się do sali na końcu korytarza, gdzie umieścili
Smallflowera. Otworzył drzwi i wszedł do środka.
O'Shea
i Aleksjejew oderwali się od czynności, jaką była gra w karty i
powitali go gestem dłoni.
-Cześć,
jak tam u was?- zapytał.
Aleksjejew
wyszczerzył zęby i powiedział:
-Jak
na miesiąc pobytu w tym sanatorium, to nieźle. Szkoda tylko, że
nie mogę wstać.
Faktycznie,
wciąż leżał na łóżku, a Irlandczyk, nie chcąc zostawiać go
samego, towarzyszył mu, mimo tego, że był już w znacznie lepszym
stanie.
-Tim
się obudził?- zapytał blondyn i spojrzał na łóżko zajmowane
przez czarnookiego.
-A,
jasne- fuknął O'Shea. -Tylko odzywać się do nas nie chce, gapi
się w okno i milczy. A namawiałem go na partyjkę pokera.
Vinderen
podszedł do Tima i spojrzał na jego smutną twarz.
Brunet
podniósł na niego fioletowe, mokre od łez oczy i usiadł na łóżku.
Eryk usiadł obok niego i zapytał:
-Jak
się czujesz?
-Fizycznie
dobrze- odparł smutno Tim. -Ale psychicznie, jakbym wpadł pod
ciężarówkę.
-Chyba
nie potrzebnie- tajemniczo bąknął Vinderen.
-Nie
rozumiesz?!- jęknął Smallflower. -On nie powinien tak głupio
umrzeć...
-Chodź
ze mną- Eryk wstał i wyciągnął rękę do chłopaka.
-Nie
chcę nigdzie iść...
-Nie
dyskutuj ze mną, to rozkaz- twardo powiedział niebieskooki. -Doktor
chce cie zbadać.
Tim
spuścił głowę i z ociąganiem zwlókł się z łóżka. Poszedł
za Erykiem do gabinetu, wciąż patrząc w podłogę.
Kiedy
wszedł go środka, jego wzrok padł na Krystiana, siedzącego przy
stole i śmiejącego się z jakiegoś żartu opowiedzianego przez
któregoś z chłopców.
Ich
spojrzenia spotkały się.
W
sali zapadła cisza.
Zielonooki
podszedł do Tima.
Oczy
bruneta zaszkliły się. Spojrzał na pozostałych.
-Jak?-
zdołał wydusić ze ściśniętego gardła. Eryk pokręcił głową.
-Czy
to ma jakieś znaczenie?-zapytał. -Najważniejsze, że żyjecie
obaj.
Czarnowłosy
objął Krystiana i rozpłakał się.
-Tak
się cieszę...- załkał. -Odzyskałem swojego przybranego
braciszka...
No ciekawie to zrobiłeś, jestem ciekaw czy wymyślisz jakieś potwierdzenie teorii doktora?:P Fajnie, że Timowi znalazłeś kogoś, kim mógłby się opiekować:d
OdpowiedzUsuńJedyne co mnie trochę razi to "otwarł" oczy we fragmencie zbliżenia naszych dwóch żołnierzy, atak poza tym jest ok:)
Cekam na next i życzę weny:D
Siedzę tu od pewnego czasu, ale dopiero teraz jestem w stanie to skomentować... Dlaczego? Ponieważ moja niezwykła osoba popsuła Google! Z początku blog popadł w moje łaski i co się dzieje...? Robi się z tego pedalskie gówno, tak ja z Odcieniami Tęsknoty! Niech yaoi, pozostaje yaoi, aczkolwiek bez zbędnej przesady! Nie wszyscy ludzie na świecie to są kuźwa geje! To naprawdę nie jest skomplikowane! Przez takie opowiadanie, które mogły by wyjść na coś naprawdę dobrego [a robi się z nich pedalskie gówno!] Tracę nie potrzebnie nerwy!
OdpowiedzUsuńMimo wszystko zostanę tutaj do samego końca! Po co? Tylko dla fabuły i naprawdę postaram się przymknąć oko na pedalstwo, już nawet nie gejostwo, bo do tego nic nie mam, ale na czyste kuźwa pedalstwo jakie się tu szerzy!
Czekam na kolejny rozdział i idę po kropelki uspokajające ::::::::D
;-; Wzruszyłam się ;-;
OdpowiedzUsuńTo jest takie...takie piękne! *bije brawo* Brawa dla tego pana, który to napisał!
Uwielbiam każde twoje opowiadania i czekam na następny rozdział =D
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział... biedny Tim.... ale jak się okazało Krystian żyje i najwidoczniej dzięki Timowi, którego krew po części wampira uzdrowiła.... i cieszę się niezmiernie z tego faktu...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Opowiadanie jest wspaniałe. Zbliżam się do nieuchronnego końca, jednak na pewno przeczytam wszystkie rozdziały jeszcze nie jeden raz :). W tym momencie dodaję Twojego bloga do obserwowanych oraz do mojej listy czytelniczej na blogu.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie, również piszę opowiadanie z gatunku yaoi/shonen-ai. :)
http://zycie-gabriela.blogspot.com/